- Wierzę, że minister Macierewicz tę sprawę załatwi - tak Jarosław Kaczyński skomentował doniesienia dotyczące rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza. - Na to, by oficerowie meldowali się temu młodemu człowiekowi czy tytułowali go ministrem, nie może być zgody - mówił prezes PiS.
Jarosław Kaczyński w tygodniku "Do Rzeczy" pytany, czy Bartłomiej Misiewicz jest wizerunkowym problemem dla PiS i rządu, odpowiedział twierdząco. - To jest wizerunkowy problem. Skoro wciąż staje się bohaterem mediów, to nie ma w tym nic dobrego i wierzę, że minister Macierewicz tę sprawę załatwi - powiedział Kaczyński.
Prezes PiS dodał, że "Misiewicz to skądinąd sympatyczny, uprzejmy młody człowiek, bardzo sprawny w tym, czym się zajmuje". - I powiedzmy sobie szczerze – to, że poszedł do knajpy i wypił piwo, nie jest zbrodnią, media często robią z igły widły - przekonywał Kaczyński.
Jak jednak dodał, "oczywiście wie, że są też rzeczy poważniejsze i niedobre". – Na to, by oficerowie meldowali się temu młodemu człowiekowi czy tytułowali go ministrem, nie może być zgody – powiedział prezes PiS.
Misiewicz znika
Bartłomiej Misiewicz w sobotę zniknął ze strony internetowej ministerstwa. Nazwiska Misiewicza nie ma w Biuletynie Informacji Publicznej MON w zakładce Gabinet Polityczny, ani też w zakładce dla mediów na stronach ministerstwa.
Na swoim profilu na Twitterze MON poinformowało w sobotę po południu, że Misiewicz jest na urlopie, a w obowiązkach szefa Gabinetu Politycznego zastępuje go Krzysztof Łączyński.
.@MisiewiczB przebywa na urlopie; w obow. szefa Gabinetu Politycznego zastępuje Krzysztof Łączyński
— Ministerstwo Obrony (@MON_GOV_PL) February 4, 2017
Do sprawy usunięcia nazwiska Misiewicza ze stron MON na konferencji prasowej ustosunkował się rzecznik rządu Rafał Bochenek. - Pani premier Beata Szydło rozmawiała z ministrem obrony narodowej panem Antonim Macierewiczem na temat pana Bartłomieja Misiewicza, między innymi. Pan minister wie, co zrobić w tej sprawie, są określone ustalenia. Czekamy - powiedział.
"Jedno wielkie nieszczęście"
W programie "Jeden na jeden" w TVN24 Kazimierz Michał Ujazdowski odniósł się do zniknięcia Misiewicza ze stron internetowych MON. Pytany czy, to zniknięcie jest definitywne, odpowiedział, że Misiewicz "to jest jedno wielkie nieszczęście". - Mogę tylko mieć nadzieję, że rzeczywiście dobiega końca publiczna kariera tego młodego człowieka - skomentował Ujazdowski w TVN24.
- To nie tylko obciąża obóz rządzący (...), tego typu ekstrawagancje obniżają zaufanie obywateli do państwa - powiedział.
- Jest duża grupa młodych ludzi, którzy świetnie się uczą, chcieliby służyć Polsce, niekiedy nie mogą, bo kanały awansu są zamknięte. Jeśli widzą taki przypadek, to to tylko zniechęca - ocenił.
Ujazdowski pytany, czy to oznacza, że Antoni Macierewicz nie może sobie jednak na wszystko pozwolić, odpowiedział: - Kiedyś dobrze znałem relacje miedzy Jarosławem Kaczyńskim a Antonim Macierewiczem, ale nie jestem ich pilnym obserwatorem - podkreślił.
Kontrowersje wokół rzecznika MON
Najnowsze problemy Misiewicza związane są z Białymstokiem. Według styczniowych publikacji prasowych rzecznik MON miał przyjechać "luksusowym bmw" przed jeden z klubów w centrum Białegostoku, w którym potem się bawił.
W związku z tymi doniesieniami na początku tygodnia poseł Nowoczesnej Krzysztof Truskolaski złożył interpelację do szefa MON Antoniego Macierewicza z prośbą o wyjaśnienia, czy rzecznik używał samochodu służbowego do celów prywatnych. Zwrócił się też do władz Białegostoku z prośbą o udostępnienie nagrań z monitoringu miejskiego.
Na to, by oficerowie meldowali się temu młodemu człowiekowi czy tytułowali go ministrem, nie może być zgody Jarosław Kaczyński
Straż Miejska w Białymstoku odmówiła udostępnienia tych nagrań. Poseł Truskolaski złożył w związku z tym w piątek zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez rzecznika MON.
Misiewicz z historią
Kontrowersji wokół bliskiego współpracownika Antoniego Macierewicza nie brakuje od dłuższego czasu, raz nawet został już zawieszony w swych ministerialnych funkcjach.
Stało się to po tym, jak we wrześniu ubiegłego roku "Newsweek" napisał, że Misiewicz miał proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce, której prezes miał towarzyszyć mu w "werbunkowym spotkaniu". W związku z tym artykułem Misiewicz poprosił ministra Antoniego Macierewicza o zawieszenie w funkcjach w MON. Minister przychylił się do tej prośby, Misiewicz zostałzawieszony w funkcjach rzecznika MON i szefa gabinetu. Nigdy jednak nie przestał pracować w gabinecie politycznym, gdzie - jak wyjaśniono wówczas - zajmował się "analizą dezinformacji medialnych".
Prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim pod koniec października wszczęła śledztwo po doniesieniu, jakie złożyli posłowie PO Cezary Tomczyk i Jan Grabiec. Było prowadzone ws. obietnic, jakie miał składać Misiewicz. Na początku grudnia piotrkowska prokuratura uznała, że w zachowaniu Misiewicza brak jest znamion przestępstwa i śledztwo zostało umorzone.
W połowie listopada Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie powołania Misiewicza do rad nadzorczych Polskiej Grupy Zbrojeniowej i Energa Ciepło Ostrołęka. Jak wskazywali wówczas krytycy decyzji o powołaniu Misiewicza, nie spełnia on wymogów formalnych bez ukończonych studiów wyższych ani egzaminu na członka rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa.
Po umorzeniu tych spraw Misiewicz wrócił na stanowisko rzecznika MON i szefa gabinetu politycznego ministra obrony.
Autor: KB/mtom / Źródło: Do Rzeczy, tvn24