"Lecę, jako się napisało, przez Moskwę na Krym" - poinformował na swoim profilu na Facebooku Janusz Korwin-Mikke. Polityk spotyka się z lokalnymi władzami, zachwala rosyjską prasę i krytykuje ukraiński Prawy Sektor.
Relacjonując swoją podróż, poseł do Parlamentu Europejskiego dostrzega, że na lotnisku Moskwa-Szeremietiewo ludzie są tacy sami, jak w całej Europie, "tylko Arabów i murzynów jakoś nie widać". Korwin-Mikke chwali też rosyjską prasę. Stwierdza, że wszystkie gazety w Polsce "piszą to samo, tym samym językiem".
"Czemu nie przyjechał wcześniej"
Korwin-Mikke na swoim blogu przekonuje, że chciał się przekonać, co naprawdę tam się dzieje. Opowiada, że został bardzo przyjaźnie przyjęty w Symferopolu. Na ulicach miasta miał słyszeć komentarze "czemu nie przyjechał wcześniej".
Przeciwko jego wizycie mieli protestować "krymscy komuniści, którzy chcieli zrobić demonstrację przeciwko niemu".
Polityk spotkał się też z nieuznawanymi przez społeczność międzynarodową władzami anektowanego przez Rosję półwyspu.
"Z Symferopola mnie zapewniali, że na mój przyjazd będzie już prąd i rzeczywiście: wczoraj podłączyli linię przez Cieśninę Kerczeńską. (..). Na ulicach demonstracje: Odłączcie nas od Ukrainy! Nie chcemy od nich prądu!. Trudno się dziwić. Podłączą, a któregoś pięknego dnia, np. w Wigilię, Prawy Sektor znów podłoży bombę w rozdzielni" - pisze Korwin-Mikke.
Blackout na Krymie
19 i 20 listopada nieznani sprawcy wysadzili cztery linie przesyłowe w graniczącym z Krymem obwodzie chersońskim, co pozbawiło mieszkańców półwyspu prądu.
Krym, który Rosja zaanektowała w marcu 2014 r., według różnych ocen uzależniony jest od ukraińskiej energii w 70-80 procentach.
2 grudnia Władimir Putin uruchomił pierwszą nitkę mostu energetycznego z Kraju Krasnodarskiego na półwysep.
Autor: kło//rzw / Źródło: Twitter, Facebook, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstck / Twitter