Jak zmarła Magda z Sosnowca? Prokuratura twierdzi, że doszło do morderstwa, które popełniła jej matka Katarzyna W. Kobieta najpierw mówiła, że dziecko zostało porwane, potem utrzymywała, że doszło do wypadku, w wyniku którego jej córka zmarła. Analiza tragicznych zdarzeń, jakie miały miejsce 24 stycznia 2012 r. będzie przedmiotem procesu rozpoczynającego się w poniedziałek. Rekonstrukcję wydarzeń i sylwetkę matki przedstawiają reporterzy "Uwagi" TVN.
W poniedziałek 18 lutego przed katowickim sądem ruszył proces Katarzyny W. Specjalny program poświęcony sprawie Katarzyny W. w TVN24 i na tvn24.pl od godz. 9.00.
Katarzyna W. zeznawała początkowo, że jej córeczka została porwana. Miał tego dokonać "mężczyzna w białej kurtce". Sama Katarzyna W. została znaleziona leżąca na śniegu na jednej z osiedlowych uliczek między blokami. Powiedziała, że ktoś uderzył ją w tył głowy i gdy się obudziła, małej Magdy nie było w wózku.
Wypadek?
Po kilku tygodniach Katarzyna W. przyznała się jednak do kłamstwa przed Krzysztofem Rutkowskim i powiedziała, że dziewczynki nikt nie porwał. Magda miała umrzeć w wyniku wypadku, gdy wyślizgnęła się z rąk swojej mamy i spadła na próg w mieszkaniu. Katarzyna W.- "zdezorientowana i w szoku" jak zeznała - postanowiła ukryć jej zwłoki.
Na podstawie zeznań świadków, opinii biegłych, a także fragmentów pamiętnika Katarzyny W., prokuratura zdecydowała jednak o postawieniu jej zarzutu morderstwa córki. Jak miało do niego dojść?
Wersja prokuratury
Według ustaleń śledczych 24 stycznia o godz. 15.45 w mieszkaniu, które wynajmowali Katarzyna W. i jej mąż Bartłomiej - przebywały trzy dorosłe osoby: rodzice małej Magdy i ich wspólny kolega. Cała trójka wyszła przed godz. 16. z bloku razem z wózkiem, w którym leżała dziewczynka. Mężczyźni pojechali do sklepu, a Katarzyna W. zawróciła do mieszkania.
Tam rozebrała córkę i rzuciła nią z całych sił o próg między dwoma pokojami. Sama w drugiej wersji wydarzeń twierdziła, że 6-miesięczne dziecko wypadło jej z rąk. - To jest bardzo mało prawdopodobne, żeby taki swobodny upadek dziecka, któremu nie nadano dodatkowej siły, na jakąś płaską czy w miarę płaską powierzchnię wygenerowałby energię, która skutkowałaby zgonem dziecka. Decydująca jest siła, z jaką dziecko uderza o daną powierzchnię, a kwestia ukształtowania jest kwestią drugorzędną - uważa jednak Filip Bolechała, biegły lekarz sądowy.
Około godz. 16.36 Katarzyna W. wyszła ponownie z klatki. Do wózka włożyła zwłoki dziewczynki, ubrane w to samo, co kilkadziesiąt minut wcześniej. Uliczkami ruszyła w kierunku parku oddalonego 20 min. piechotą od jej mieszkania. Tam w ruinach budynku zakopała zwłoki. Potem na jednej z ulic niedaleko mieszkania swoich rodziców położyła się na ziemi i udawała nieprzytomną, póki nie znalazł jej przypadkowy przechodzień.
Ratownicy pogotowia wezwani na miejsce, mówili, że znaleźli Katarzynę W. z raną na szyi, która przypominała "lekkie otarcie, które można po prostu zrobić sobie samemu". To m.in. z tego powodu śledczy szybko wykluczyli wersję wydarzeń mówiącą o uprowadzeniu dziecka.
Obrońca chce uniewinnienia
Prokuratura jest w posiadaniu pamiętników, w których Katarzyna W. napisała m.in., że "nie chce tego dziecka". Zdaniem obrońcy kobiety Arkadiusza Ludwiczka ten wpis nie jest dowodem na to, że 24 stycznia doszło do morderstwa, bo Katarzyna W. była nieszczęśliwa w małżeństwie i na co dzień żyła w wielkim napięciu. Pisanie o swojej córce w taki sposób nie musiało więc oznaczać myślenia o jej zabójstwie.
Poszlak w śledztwie jest jednak więcej. Chodzi m.in. o archiwalne zapisy artykułów wyszukiwanych w internecie z profilu chronionego hasłem Katarzyny W. Kobieta czytała o tym "jak zabić dziecko", wybierała trumnę dla niemowlęcia i dowiadywała się o wysokość zasiłku pogrzebowego.
Arkadiusz Ludwiczek będzie chciał oczyścić swoją klientkę z zarzutu morderstwa. W poniedziałek pierwsza rozprawa z Katarzyną W. na ławie oskarżonych.
Autor: adso/tr/k / Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24