Fikcyjnie zameldowany we wsi w Zachodniopomorskiem wiceminister środowiska Maciej Trzeciak zarobił krocie dzięki pobieraniu unijnych dopłat - wynika ze śledztwa "Rzeczpospolitej" i "Superwizjera TVN". Ale wiceminister nie jest jedyną osobą, która mimo ważnej państwowej funkcji postanowiła zostać nowoczesnym rolnikiem - i skorzystać z unijnych dotacji. Podobnie zrobił były prezes KRUS Dariusz Rohde.
W styczniu 2007 r. świeżo upieczony "rolnik", wówczas wojewódzki konserwator przyrody w Szczecinie, dziś wiceminister środowiska z rekomendacji PO nabył 206 ha ziemi w przetargu, jaki Agencja Nieruchomości Rolnych w Reczu w Zachodniopomorskiem ogłosiła w popegeerowskich wsiach Nętkowo i Grabowiec. By doszło do transakcji, Trzeciak potrzebował stałego zameldowania w okolicy i gospodarstwa na terenie gminy Recz. Za grunty zapłacił 1,743 mln zł, z tego na prawie 1,5 mln wziął kredyt dla nowych rolników.
Fikcyjny meldunek
Poświadczenie o zameldowaniu na pobyt stały wystawił mu urząd gminy w Choszcznie (30 km od Recza). Jak się jednak okazało, pod wskazanym adresem mieszka Arkadiusz B., który nie chciał komentować sprawy. Urzędnik gminy Choszczno przyznał, że osoba, która zameldowała Trzeciaka, rzeczywiście nie miała pojęcia o sprawie, a meldunek potrzebny był mu wyłącznie, by przystąpić do przetargu.
Wiceminister wyjaśnia, że faktycznie zameldował się w tej okolicy u przyjaciół, bo zamierzał założyć gospodarstwo rolne. Jak twierdzi, plany przeprowadzki pokrzyżowała mu jednak choroba matki i kariera w ministerstwie. Jak jednak ustalono, w tym samym czasie Trzeciak kupił w innej miejscowości dom za 590 tys. zł.
Orzechowy biznes
Oprócz ziemi w Reczu Trzeciak jest właścicielem również 50 ha we wsiach Karwowo i Gostomin. W 2006 r. polityk obsadził je orzechem włoskim. To się opłacało, bo wcześniej rząd SLD wprowadził dopłaty do upraw orzecha włoskiego. Za hektar plantacji rolnicy przez pięć lat dostawali po 1800 zł, bo drzewo owocuje dopiero po ośmiu. W 2007 r. rząd PiS zmienił te przepisy. Ale ci, którzy założyli plantacje orzecha przed 2007 r., cały czas dostają 1800 zł za hektar. Natomiast ci, którzy zaczęli uprawiać orzechy w 2007 r., dostają 880 zł.
Dlatego aż 96 ha ziemi z tych, które kupił na przetargu w Reczu, Trzeciak obsadził orzechem. W przyszłym roku za wszystkie plantacje orzecha otrzyma 221 tys. zł unijnej dopłaty.
Urzędnicy z Choszczna przyznają, że na dopłatach skorzystali przede wszystkim politycy. - Siedzi w domu, nic nie robi i ma kasę. Unia spłaca kredyt i zostaje jeszcze gotówka do kieszeni - mówi urzędnik o jednym ze swoich znajomych.
Minister: To nic nagannego
Minister środowiska, Maciej Nowicki nie widzi nic nagannego w postępowaniu swojego podwładnego. - Uważam, że minister Trzeciak nie zrobił niczego złego, co uzasadniałoby nagonkę na niego – stwierdził. - Jest to znakomity minister – dodał.
Wiceminister nie jest jedyną osobą, która z racji pełnionej ważnej państwowej funkcji postanowiła zostać nowoczesnym rolnikiem i skorzystać z unijnych dotacji.
Drugi z Bohaterów "orzechowej historii”, były prezes KRUS Dariusz Rohde stawia sprawę jasno. Dla niego to po prostu biznes. – Nie miałem czasu zająć się rolnictwem – mówi reporterce "Superwizjera". – Największa skala dochodowości jest z orzecha włoskiego i najmniej absorbująca rolniczo – wyjaśnia bez ogródek.
– W związku z tym, założyłem – mówi szczerze. Dlaczego? Jak wyjaśnia, bo z tego typu działalności są duże dopłaty. Ale – według niego – są jeszcze większe: z malin. - Jako urzędnik, nie mogłem zająć się w sposób klasyczny rolnictwem – mówi na koniec.
Źródło: TVN, "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: tvn