- Można to porównać do wizyty na innej planecie - mówi Adam Bielecki, jeden ze zdobywców Gasherbrum I. Tłumaczy, że nie chodzi tylko o panującą na górze pogodę, ale także o to, jak musieli się ubierać, żeby ustrzec się zimna. - Tam każdy krok wymaga kilku oddechów - dodaje Janusz Gołąb. Dzisiaj wspinacze wrócili do kraju.
28-letni Adam Bielecki z Tychów i 43-letni Janusz Gołąb z Gliwic 9 marca dokonali pierwszego zimowego wejścia na Gasherbrum I (8068m n.p.m.) w Karakorum, w Pakistanie. Nikomu do tej pory nie udało się tego zrobić. Dotarcie na upragnioną wysokość zajęło Polakom osiem godzin wspinaczki z ostatniego, trzeciego obozu. Szczyt został zdobyty 49 dnia od rozpoczęcia akcji górskiej.
O pełnym sukcesie można było jednak mówić, gdy alpiniści zeszli do głównej bazy znajdującej się na wysokości ok. 5 tys. n.p.m. Wtedy jednak okazało się, że z powodu odmrożeń nie byli w stanie kontynuować zejścia. 15 marca przyleciał po nich helikopter. Dzisiaj wspinacze wrócili do kraju.
Wszystko okryte. "Poza nosem"
- Można to porównać do wizyty na innej planecie. Ze względu na warunki atmosferyczne i na strój, w który byliśmy ubrani. To kilka warstw ubrań. Praktycznie całe ciało jest okryte. Poza nosem - mówił Adam Bielecki w rozmowie z dziennikarzami na korytarzu szpitala w Trzebnicy.
Mieliśmy termosy, żele energetyczne. Ale okazało się, że powyżej wysokości 7200 jest niemożliwe, żeby zdjąć rękawice i sięgnąć do plecaka. Jest zbyt duże ryzyko odmrożeń Janusz Gołąb
Okazuje się jednak, że nie do wszystkich warunków pogodowych da się przyzwyczaić. - Mieliśmy termosy, żele energetyczne. Ale okazało się, że powyżej wysokości 7200 jest niemożliwe, żeby zdjąć rękawice i sięgnąć do plecaka. Jest zbyt duże ryzyko odmrożeń - wspominał Gołąb.
"Ulga, że nie trzeba iść już do góry i lęk"
Himalaiści pytani o uczucia towarzyszące zdobyciu szczytu mówili, że wejście na niego nieodłącznie wiąże się z myśleniem o trudnościach schodzenia. - Tam każdy krok wymaga kilku oddechów - mówi Gołąb i dodaje, że na szczycie pojawia się strach jak będzie wyglądało zejście. – Wiadomo, że statystycznie przy zejściu dzieje się najwięcej wypadków. Szczyt jest połową drogi - stwierdza wspinacz.
- Ludzie sądzą, że na szczycie jest jakaś wielka euforia. A tak naprawdę jest to, o czym mówił kolega. Ulga, że nie trzeba iść już do góry i lęk i pełna koncentracja przed zejściem - przyznał Bielecki dodając, że na topie Gasherbrum I spędzili tylko chwilę. - Dokonałem tylko niezbędnej dokumentacji fotograficznej i natychmiast zaczęliśmy schodzić. Bardzo mało czasu spędziliśmy na szczycie, też ze względu na dojmujące zimno - opowiada alpinista.
Duma i radość po zdobyciu szczytu? - Myślę, że dopiero teraz, jak wróciliśmy do kraju i wiemy, że to jest za nami, coraz bardziej to do nas dociera i uśmiechy nam się poszerzają - stwierdza Bielecki.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24