Kierowcy na podwójnym gazie zdarzają się także wśród parlamentarzystów. Tłumaczą, że to przez zjedzone jabłka, zażyte leki lub po prostu głupotę. Często podkreślają, że ich przewinienia dotyczą poprzednich kadencji, a nie obecnej. Nie widzą także potrzeby rezygnacji z wywalczonego w wyborach mandatu.
Od czasu tragicznego wypadku w Kamieniu Pomorskim, w którym przez pijanego kierowcę zginęło pięć dorosłych osób i jedno dziecko, politycy ścigają się na moralność i surowość kar. Sami jednak mętnie tłumaczą się z promili w organizmie i ani myślą opuszczać z tego powodu sejmowych ław.
PiS i Twój Ruch zgodni: odbierać mandat
- To hipokryzja - komentuje tę postawę Janusz Palikot z Twojego Ruchu. Apeluje, by w takich przypadkach zrzekać się nie tylko immunitetu, ale i poselskiego mandatu.
- W Polsce jest niesamowita norma kulturowa, która ułatwia funkcjonowanie za kółkiem po alkoholu. Z tą normą trzeba walczyć i to się musi zacząć od Sejmu - uważa. - Posłowie powinni być karani z taką samą konsekwencją, jak zwykli kierowcy - zgadza się z nim Joachim Brudziński z PiS. Czy powinni dalej sprawować mandat? - W sposób oczywisty nie - dodał poseł.
Zdaniem niektórych parlamentarzystów, aż takie konsekwencje za drogowe przewinienia nie są potrzebne. Tłumaczą także, że najczęściej dotyczą one poprzednich kadencji, a nie obecnych.
Poseł żałuje, minister nie komentuje
Marek Łatas, poseł Prawa i Sprawiedliwości, cztery lata temu usłyszał zarzut prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości. Miał ok. 0,7 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Tłumaczył, że to przez zjedzone jabłka. Na rok stracił prawo jazdy, zapłacił też osiem tysięcy złotych grzywny. Na pytanie, czy nie żałuje, że wsiadł wtedy za kierownicę pod wpływem alkoholu, odpowiedział krótko: "Nie mam nic w tym temacie do powiedzenia". - Oczywiście, że tak - dodał jednak po chwili.
Jak donosił tygodnik "Wprost", minister sportu i turystyki Andrzej Biernat jeszcze na parkingu spowodował kolizję. Miał być wtedy pod wpływem alkoholu. - To jest plotka i ja nie mam jej zamiaru komentować - powiedział polityk PO, po czym dodał: - Rzecz się działa, jeśli chodzi o zdarzenie samochodowe, blisko 20 lat temu i nie było żadnych konsekwencji prawnych.
Promile ze smutku i leku
Z kolei Janusz Wójcik, jeszcze jako poseł Samoobrony, złapany na podwójnym gazie w 2006 roku dobrowolnie poddał się karze. Jego zdaniem, to kampanie społeczne, a nie proponowany przez premiera alkomat w każdym aucie, może pijanych kierowców powstrzymać od siadania za kółkiem. W lipcu 2006 roku ówczesna posłanka SLD Aleksandra Jakubowska z prawie promilem alkoholu potrąciła rowerzystę. A piła ze smutku, po przegranym przez Francję meczu. - Nie mogłam się pogodzić z tym, co Zidane zrobił i że Francja przegrała - tłumaczyła. Za karę straciła prawo jazdy na dwa lata. Zaś Alfred Owoc, poseł Unii Pracy w latach 2001 - 2005, tłumaczył się podobno, że nawdychał się płynu do spryskiwaczy. W przypadku posłanki Platformy Obywatelskiej Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej, sąd najpierw uznał, że prowadziła samochód mając w organizmie 0,2 promila, a potem w apelacji została oczyszczona. - Przed wyjściem z biura wlałam sobie jakiegoś leku do herbaty - tłumaczyła obecność alkoholu.
Autor: rf/ja / Źródło: Fakty, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24