Dwa zdania rzucone przez ministra Sikorskiego wśród dowcipów - tak według prezydenta miała wyglądać "rządowa instrukcja" na szczyt NATO. Próba obarczenia go odpowiedzialnością za niepodporządkowanie się stanowisku rządu, to - zdaniem Lecha Kaczyńskiego - absurd, bo takiego stanowiska rząd po prostu nie miał. - Stanowisko było - mówią tymczasem zgodnie ministrowie Sikorski i Klich. - Zdawałem sobie sprawę, że będzie próba obciążenia mnie. Cokolwiek bym zrobił - podsumowuje prezydent.
Wybór nowego szefa NATO i udzielenie mu poparcia przez Lecha Kaczyńskiego - to już drugi plan. Na pierwszym pojawił się kolejny konflikt prezydenta z premierem. Rząd zarzuca Lechowi Kaczyńskiemu, że ten wbrew rządowym instrukcjom poparł kandydaturę Andersa Rasmussena na sekretarza generalnego NATO. A prezydent odpowiada: - Nie było żadnej instrukcji rządu. Premier zapowiadał spotkanie, do którego jednak nie doszło, choć mój telefon nie jest tak trudno dostępny jak pana premiera - tłumaczył podczas konferencji prasowej.
"Dwa zdanie to nie instrukcja"
Lech Kaczyński dodał, że rząd instrukcją nazywa "dwa zdania rzucone przez ministra Sikorskiego wśród dowcipów przy wysiadaniu z samolotu", a cały szum wokół niej to PR-owa gra. Według prezydenta od początku miała ona na celu obarczenie go odpowiedzialnością m.in. za nieudolne prowadzenie przez rząd kandydatury polskiego ministra spraw zagranicznych na szefa NATO. Lech Kaczyński tłumaczył dziennikarzom, że mimo wszystko chciał ustalić jednak z premierem wspólne stanowisko, ale mu się nie udało. Dlaczego? Bo Donald Tusk nie odbierał telefonu.
- O pierwszej w nocy próbowałem porozmawiać z premierem i ministrami. Jednego nie dało się jednak dobudzić. Drugi przyszedł, ale zaraz wyszedł. Udało się za to dodzwonić do Tomasza Arabskiego (szefa kancelarii premiera) i do Pawła Grasia (rzecznika rządu), który obiecał, że skontaktuje nas z szefem rządu. Ale godzina okazało się za późna. (...) Okazuje się, że o pierwszej w nocy ja funkcjonuję, a pan premier już nie. Ze mną zawsze jest kontakt, nawet o 2:40 - podkreślał Lech Kaczyński.
Prezydent zastrzegł, że w kontekście rządowych ataków na jego osobę i tak używa języka łagodnego, "bo nie chce konfrontacji". - Słowa adekwatne byłyby inne – zaznaczał. Ale od ostrych komentarzy do końca nie uciekł. – Donald Tusk jak zawsze zastępuje PR-em politykę. Jest reklama i marketing. Ja naprawdę chciałem jak najlepiej. Ale po każdym miłym spotkaniu z szefem rządu następuje seria ataków. Nie wiem z czego to wynika, ale wiem, że charakteryzuje go pewna zmienność nastrojów.
Przebieg samego szczytu NATO prezydent ocenił jednak pozytywnie. - Sądzę, że dla Polski skończył się bardzo dobrze – zaznaczał. Jak dodał, podczas rozmów z politykami przekonywał ich, że za pięć lat stanowisko szefa Sojuszu powinno trafić już w polskie ręce.
Rozmowa z Obamą "jednoosobowa"?
Kolejny konflikt prezydenta z premierem realną konsekwencję może przynieść już w niedzielę. Lech Kaczyński zaznaczył bowiem, że na szczycie UE-USA w Pradze wolałby sam - a nie w towarzystwie szefa rządu - porozmawiać z Barackiem Obamą (wcześniej mówiło się o spotkaniu "we trójkę"). - Uważam, że lepiej, aby jutrzejsza rozmowa odbyła się z panem Obamą w składzie jednoosobowym. W wąskim towarzystwie można sobie dużo więcej powiedzieć. Taki już jest świat – podkreślał Lech Kaczyński. Czy to znaczy, że premier w spotkaniu nie weźmie zatem udziału? Prezydent jednoznacznie odpowiedzieć nie chciał. - Wszystko jedno, co się jutro zdarzy, i tak będę przekonywać pana prezydenta Obamę do tarczy antyrakietowej – podsumował.
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24