Dzień po moim wyborze na marszałka Senatu rozpoczęła się brutalna nagonka, w którą w bezprecedensowy sposób zaangażowano cały aparat państwa - mówił marszałek Senatu Tomasz Grodzki na posiedzeniu senackiej komisji regulaminowej, która zajmowała się wnioskiem o uchylenie mu immunitetu. Komisja zarekomendowała odrzucenie go.
Komisja Regulaminowa, Etyki i Spraw Senatorskich rozpatrywała we wtorek wniosek o uchylenie immunitetu marszałkowi Senatu Tomaszowi Grodzkiemu (KO). Zarekomendowała odrzucenie wniosku. Za negatywną opinią wobec wniosku opowiedziało się 7 senatorów, 5 było przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosu
Uchylenia immunitetu domaga się Prokuratura Regionalna w Szczecinie, która w grudniu ubiegłego roku skierowała ponowny wniosek w tej sprawie. Według tej prokuratury Grodzki, pełniąc funkcję dyrektora szpitala specjalistycznego w Szczecinie i ordynatora tamtejszego Oddziału Chirurgii Klatki Piersiowej, przyjął korzyści majątkowe od pacjentów lub ich bliskich.
Marszałek Senatu o "dość tendencyjnym" sposobie przesłuchiwania przez CBA
Na początku posiedzenia komisji prokurator regionalny w Szczecinie Artur Maludy podtrzymał wniosek i mówił, że chodzi o art. 228 Kodeksu karnego, czyli zarzut "sprzedajności osoby pełniącej funkcję publiczną".
Marszałek Senatu odnosząc się do wniosku podkreślił, że gdy pełnił funkcję dyrektora i ordynatora szpitala w Szczecinie, nigdy nie było wobec niego zarzutów korupcyjnych. Mówił, że nawet zaprosił przedstawicieli prokuratury do szpitala, by przeprowadzili szkolenie o tym, gdzie jest granica pomiędzy wdzięcznością pacjenta a korupcją. Dodał, że za czasów, gdy był dyrektorem i ordynatorem, obowiązywały surowe zasady i nawet kwiaty od pacjentów nie były mile widziane.
Grodzki powiedział, że dzień po tym, jak został wybrany na marszałka Senatu, rozpoczęła się wobec niego "brutalna nagonka, w którą w bezprecedensowy sposób zaangażowano cały aparat państwa", że CBA zaangażowało się w sprawę i przesłuchano w sumie ponad 200 osób w sposób, jak ocenił, "dość tendencyjny".
Efektem działań prokuratury - mówił polityk KO - były cztery głosy, z których żaden nie opisuje sytuacji, w której on miałby czegokolwiek się od kogokolwiek domagać. Stwierdził, że głosy te cechuje "relacjonizm" - czyli w każdym z nich ktoś zgłaszał, że słyszał o sprawie możliwej korupcji od kogoś innego.
Grodzki: traktuję to wszystko jako nagonkę nie tyle na moją osobę, co na Senat
Marszałek dodał, że za to zgłosił się do niego pacjent, który mówił, że do jego mieszkania przyszedł człowiek, który oferował mu kilka tysięcy złotych za obciążenie Grodzkiego nieprawdziwymi zarzutami, ale - jak ocenił - prokuratura nie była "zbyt gorliwa" w wyjaśnieniu tej sprawy.
Tymczasem, jak mówił, "prasa prawicowa wydała wyrok bez dania żadnej racji". Ocenił, że było to oczernianie. Podkreślił, że szczególnie chodzi tu o trzech publicystów, którym wytoczył sprawy sądowe, a z których jeden już go przeprosił w wyniku ugody.
Mówił, że po artykułach prasowych pojawiły się groźby karalne wobec niego i jego rodziny, a kilka takich drastycznych przypadków zostało zgłoszonych do prokuratury. Dodał, że w ani jednym z tych przypadków sprawcy tych czynów nie zostali wykryci.
- Traktuję to wszystko jako nagonkę nie tyle na moją osobę, co na Senat RP w celu odzyskania większości przez partię rządzącą i to metodami niedemokratycznymi, bo jedyną metodą odzyskania większości w Senacie są wolne, demokratyczne wybory - powiedział Tomasz Grodzki.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24