Publikacja podsumowania kolędy w Osieku nie jest pierwszym przypadkiem dotyczącym ujawnienia informacji o wiernych przez kościół lub inną wspólnotę wyznaniową - podkreślił w TVN24 Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski, który bada sprawę z urzędu. Wyjaśnił jednak, że do upublicznienia listy wystarczyła zgoda parafian, nawet ustna.
Imiona, nazwiska i adresy osób, oraz kwoty jakie wpłaciły podczas kolędy lub na konto parafii, zostały opublikowane w parafialnej gazetce. Na liście są też osoby, które nie wręczyły żadnej ofiary. Wielu mieszkańców twierdzi, że lista powstała bez ich wiedzy i nie podoba im się taka praktyka.
Kościół z kolei tłumaczy się, że o powstaniu spisu informował w czasie mszy.
- Instytucje, również kościelne, mogą ujawniać tylko te informacje, na które albo zgodzi się osoba, której dane dotyczą, albo istnieje przepis prawny, który dozwala tego typu działanie - powiedział Wiewiórowski.
Potrzeba zgody
Generalny Inspektor podkreślił, że parafii nie można byłoby niczego zarzucić, gdyby każdy z nich wyraził zgodę na publikację listy. Dodał, że nie musi być ona wyrażona na piśmie pod warunkiem, że proboszcz jest w stanie to udowodnić.
Wiewiórowski zauważył, że "podsumowanie kolędy" z Osieku nie jest pierwszym takim przypadkiem. Parafie publikują czasem informacje dotyczące osób pomagających w Kościele, np. przy sprzątaniu budynku. Jeszcze kilka lat temu - jak powiedział Wiewiórowski - przy ogłaszaniu zaślubin podawano adres przyszłych małżonków. Teraz informuje się jedynie o imionach i nazwiskach oraz parafiach.
Szef GIOGO podkreślił, że po głosach od parafian wszczął postępowanie z urzędu. - Jeżeli pojawia się jakiś zbiór danych, który jest sprzeczny z prawem, nie twierdzę, że w tym przypadku tak jest, to nakazujemy zaprzestanie przetwarzania, co de facto zniszczenie tego zbioru - wyjaśnił.
Autor: pk/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Tygodnik św. Rocha