Mateusz Morawiecki dużo mówi o historii. Chce ją "odkłamywać", ale jednocześnie próbuje pisać ją na nowo. - Premier postanowił, wychodząc z roli, zostać naczelnym historykiem kraju, do czego mimo wykształcenia predyspozycji nie ma - podkreśla Zbigniew Girzyński, historyk i były poseł Prawa i Sprawiedliwości. Materiał magazynu "Czarno na białym".
Premier - z wykształcenia historyk - na nowo pisze niektóre rozdziały historii, zgodnie z linią polityczną partii. Jak sam mówi, "walczy o prawdę historyczną, bo ta historia była za długo zakłamywana".
W ocenie profesora Andrzeja Paczkowskiego z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk Morawiecki "dla celów politycznych deformuje kompletnie przeszłość". - On za często, bezładnie i w sposób bardzo zideologizowany i upolityczniony sięga do przeszłości. To nie jest mu do rządzenia krajem potrzebne - zaznacza profesor.
Z kolei doktor Zbigniew Girzyński, historyk i były poseł Prawa i Sprawiedliwości twierdzi, że "premier postanowił, wychodząc z roli, zostać naczelnym historykiem kraju, do czego mimo wykształcenia predyspozycji nie ma". - Jeśli dalej będzie się bawił historią jak dziewczynka zapałkami, to zamiast się nimi ogrzać, może zrobić sobie krzywdę - ocenia.
W materiale "Czarno na białym" dwóch naukowców analizuje, co premier "odkłamuje" w historii i czy sam pisze ją bez błędów.
Wybory w 1989 roku
- Ta zmiana musi trwać, dlatego wybory 2018, 2019 i 2020 roku są historycznie ważne, nie mniej ważne niż te w 1989 roku - mówił premier.
Według Girzyńskiego "to porównanie jest błędne". - Skoro te wybory mają być tak przełomowe, jak w 1989 roku, to po której stronie stoi pan premier? Przecież to on teraz kieruje rządem. Nie chcę być złośliwy, czyżby stawiał się w miejscu [premiera w latach 1988-1989 Mieczysława - przyp. red.] Rakowskiego? - mówi były poseł PiS.
Z kolei profesor Paczkowski przypomina, że "wybory z 4 czerwca 1989 roku były bardzo ważnym elementem likwidacji ustroju komunistycznego". - Czy wobec tego wybory w 2019 roku mają być elementem likwidacji demokracji? - zastanawia się.
Premier Morawiecki w rocznicę czerwcowych wyborów napisał na Twitterze, że były one "zbojkotowane przez wielu Polaków i tylko częściowo wolne".
Takie słowa wpisują się w narrację radykalnego odłamu Solidarności, czyli Solidarności Walczącej założonej w 1982 roku przez ojca obecnego premiera - Kornela Morawieckiego.
"Wzywaliśmy do bojkotu, a każdego, kto będzie głosował, do skreślenia kandydatów partyjnych i wyboru solidarnościowych. Tak też się stało. Nie głosowało ponad 10 mln (38%)" - napisał Kornel Morawiecki w jednym z artykułów po wyborach w 1989 roku.
Profesor Paczkowski zwraca uwagę na analizę frekwencji wyborczej w 1989 roku i kolejnych wyborach parlamentarnych. W roku 1989 wyniosła 62,7 procent i od tamtego czasu za każdym razem była niższa. W 2015 roku, kiedy wygrał PiS, frekwencja wyniosła 50,9 procent.
- Głosowało 50 procent, z czego tylko 35 procent na PiS, czyli prosty rachunek - tylko 18 procent głosowało za PiS-em. Żadna większość - zauważa Paczkowski.
Solidarność bez Wałęsy
Morawiecki w maju na spotkaniu z mieszkańcami Gdańska, w historycznej sali BHP, wymieniał zasłużonych uczestników strajku w Stoczni Gdańskiej. Nie wymienił Lecha Wałęsy.
Nie wspomniał też o Bogdanie Borusewiczu, jednym z głównych organizatorów strajku, a obecnie wicemarszałku Senatu z ramienia Platformy Obywatelskiej. O dziwo, wymienił jego nieżyjącą już żonę - Alinę Pieńkowską. - Jestem wdzięczny, że ją wymienił, ale myślę, że dlatego, bo nie wiedział, że była moją żoną - mówi Bogdan Borusewicz.
Zwraca też uwagę, że premier, pomijając wielu zasłużonych, wspomniał o przywódcy strajku w stoczni Gdynia - Andrzeju Kołodzieju, swoim znajomym. - Jak premier Polski może wymieniać inny zestaw w zależności od tego, kogo lubi, a kogo nie, to jest źle - podkreśla wicemarszałek Senatu.
Spotkanie z Morawieckim zakończyło się awanturą. Część działaczy Komitetu Obrony Demokracji i Obywateli RP wykrzykiwała nazwisko Lecha Wałęsy.
Joanna Kopcińska, rzeczniczka rządu, tłumaczyła później, że "premier wymieniał osoby, które znał, z którymi miał bezpośredni kontakt w przeszłości". Bogdan Borusewicz mówi jednak, że "nie wie nic o kontaktach" między jego żoną a Mateuszem Morawieckim.
Wojna i współpraca z Hitlerem
- Często jesteśmy nie za dobrze rozumiani przez naszych przyjaciół z Europy Zachodniej, bo oni mieli to szczęście, że nie przeżyli komunizmu, a ich wcześniejsze dzieje były bardziej szczęśliwe, nie przeżyli tak jak my - I i II wojny światowej. Nie były one tak dewastujące, jak dla Węgier, jak dla Polski - mówił Morawiecki podczas wizyty premiera Węgier Viktora Organa w Warszawie.
W ocenie Girzyńskiego "premier trochę słabo zna historię Węgier, jeśli chodzi o II wojnę światową".
- Państwo węgierskie do ostatnich dni było sojusznikiem III Rzeszy i Hitlera - przypomina z kolei profesor Paczkowski.
Węgrzy co prawda odmówili hitlerowcom przemarszu wojsk przez swoje terytorium, aby nie ułatwiać ataku na Polskę, ale historykom nie chodzi o takie niuanse, bo premier zestawia historię Węgier i Polski wprost, a w dodatku mówi, że kraje zachodnie nie doświadczyły "tak jak my" I i II wojny światowej.
Nie wiadomo, dlaczego premier uważa, że I wojna światowa - bitwy pod Sommą, Verdun, Ypres, gdzie zabitych liczono w milionach, gdzie masowo używano broni chemicznej, były mniej dewastujące.
- Wojna pozycyjna z nieustającym ostrzałem artyleryjskim, zginęły miliony ludzi - przypomina sytuację na froncie zachodnim profesor Paczkowski.
Stosunki polsko-żydowskie
Premier w lutym tego roku złożył kwiaty w Monachium pod pomnikiem Brygady Świętokrzyskiej, która na pewnym etapie współpracowała z hitlerowcami, ale nie pojechał kilka kilometrów dalej do obozu w Dachau, gdzie mordowano polskich duchownych i Żydów.
- Nie wspomniał, że obok leżą inni, którzy są bardziej godni uczczenia niż żołnierze Brygady Świętokrzyskiej - zauważa profesor Paczkowski.
Poza tym według Morawieckiego pogrom kielecki z 4 lipca 1946 roku, w którym zginęło 37 Żydów, 3 Polaków, a rannych zostało 35 Żydów, "był w jakiejś części prowokacją władzy komunistycznej".
- To nieprawda - odpowiada doktor Marcin Zaremba z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Zbigniew Girzyński, odnosząc się również do innej wypowiedzi premiera, w której mówił, że milion Polaków ratowało Żydów, twierdzi, że to nowa świadoma polityka rządu, który chce skończyć ze wstydem lat poprzednich, a mówić tylko o bohaterstwie. Bez względu na winę.
- Nie tylko nie mam pretensji, że taka polityka jest przez rząd realizowana. Bardzo dobrze, że jest realizowana, ale ją trzeba robić w sposób umiejętny i używając osób, które będą wiarygodne i będą budowały nasz wizerunek, a nie powodowały wizerunkowych kłopotów - podkreśla Girzyński.
Autor: ads//now / Źródło: tvn24