- Nie wolno nikogo oskarżać bezpodstawnie, nie można insynuować. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy na złodzieju czapka gore - tak w "Kropce nad i" Andrzej Halicki skomentował zarzuty Mariusza Błaszczaka, który przypisał mu "dar bilokacji". Szef MAC, który pełni również funkcję przewodniczącego polskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, przekonywał także, że rozlicza on jej członków jedynie z kwestii merytorycznych, a nie finansowych.
Po "aferze madryckiej" z udziałem trzech byłych już członków PiS trwa wnikliwe przyglądanie się zagranicznym delegacjom innych posłów. Mariusz Błaszczak wdał się w czwartek w spór z Andrzejem Halickim, przypisując mu "dar bilokacji".
Szef klubu PiS zarzucił ministrowi administracji i cyfryzacji, że w czasie zadeklarowanego pobytu w Strasburgu głosował na Wiejskiej. Błaszczak po analizie tabelek z wyjazdami posłów stwierdził, że Halicki między 24 a 29 czerwca 2012 roku miał być w Strasburgu, a - jak zauważył poseł PiS - jednocześnie 28 czerwca 2012 roku przebywał w polskim Sejmie. Na konferencji prasowej Halicki nazwał te sugestie insynuacjami i zapowiedział pozew. Przyznał, że do kraju rzeczywiście wrócił wcześniej, by wziąć udział w sejmowych głosowaniach, ale w związku z tym pobrał z sejmowej kasy odpowiednio niższą dietę.
Jak wyjaśnił w "Kropce nad i", w ciągu dnia udało mu się spotkać z Błaszczakiem i wyjaśnić jego wątpliwości. Posłowi PiS przedstawił kopię biletu powrotnego ze Strasburga oraz dowód na to, że za pozostałe dni nie pobrał diet.
- Wydaje mi się, że nasza rozmowa spowodowała pewną refleksję u przewodniczącego Błaszczaka - ocenił.
Halicki nie szczędził jednak ostrych słów pod adresem szefa klubu PiS i mówił o wystąpieniu na drogę sądową.
- Rzucane na prawo i lewo oskarżenia to nie jest metoda obrony. To, co zrobiła trójka posłów (Hofman, Rogacki, Kamiński - red.) kładzie się cieniem na polskim Sejmie i polskiej klasie politycznej - zaznaczył.
"Nie jestem biurem księgowym"
Andrzej Halicki pełni funkcję przewodniczącego Delegacji Parlamentarnej RP do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (ZPRE). To właśnie na posiedzenie Komisji Zagadnień Prawnych i Praw Człowieka ZPRE wybrali się do Madrytu Hofman, Rogacki i Kamiński.
Halicki wyjaśnił, że w sprawie rozliczenia wyjazdu trzech posłów do stolicy Hiszpanii wszedł "w kompetencje, których de facto nie posiada". - Zaproponowałem marszałkowi Sejmu przyjrzenie się tej delegacji i jej nierozliczenie. To była świadomość, że coś jest nie tak - powiedział.
- Teraz mamy dowód na to, że to nie tylko Madryt. Mamy trzy takie delegacje, które prawdopodobnie mogą być podstawą do kłopotów prawnych. I to dotyczy tej samej trójki posłów - zauważył. Choć, jak zastrzegł, o szczegółach będzie można mówić dopiero po poznaniu ustaleń audytu.
Jak jednak wytłumaczył, jako przewodniczący odpowiedzialny jest za rozliczanie posłów z ich aktywności merytorycznej. Finansami zajmuje się natomiast Kancelaria Sejmu. - Nie jestem biurem księgowym - zaznaczył.
Wytłumaczył, że on sam otrzymuje "krótkie oświadczenie" o tym, czym w czasie wyjazdu zajmował się poseł.
- Teraz mam jednak bardzo duże wątpliwości, że to w kilku przypadkach również było poświadczenie nieprawdy - powiedział.
Hofman "mózgiem operacji"?
Halicki zaznaczył również, że jest "prawie pewien", iż nieprawidłowości w rozliczaniu delegacji dotyczą "tylko trzech posłów". - Jesteśmy świadkami pewnego mechanizmu, ale nie jest to rzecz powszechna - ocenił.
Jego zdaniem, to Mariusz Błaszczak jako szef klubu parlamentarnego powinien szczegółowo odpytywać posłów PiS z ich aktywności w czasie zagranicznych wyjazdów służbowych.
W ocenie Halickiego to Adam Hofman był "mózgiem operacji", której przejawem była "afera madrycka". Dodał również, że były rzecznik PiS nie dorósł do polityki. - Czy to oznacza jednak, że mamy traktować się wszyscy nawzajem jak dzieci? - pytał.
Tak Andrzej Halicki rozmawiał z Mariuszem Błaszczakiem:
Autor: kg/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24