- Polskie mięso jest bezpieczne - zapewnił w "Faktach po Faktach" Janusz Związek, Główny Inspektor Weterynarii, komentując proceder szprycowania antybiotykami zwierząt, ukazany w "Uwaga!" TVN. Jego zdaniem, skala procederu nie jest "bardzo poważna". - Myślę, że w granicach 0,2 do 1 procenta - stwierdził.
Wczoraj reporterka programu "Uwaga!" TVN ujawniła, że w trakcie trwającego ponad pół roku śledztwa dziennikarskiego udokumentowała proceder związany z faszerowaniem zwierząt przez hodowców nielegalnymi antybiotykami, o których pochodzeniu często nic nie wiadomo. Z 25 hodowców z jakimi miała kontakt, proponując im sprzedaż specyfików, tylko jeden odmówił. Reszta była gotowa kupić czarnorynkowe "leki".
"Mięso jest bezpieczne"
Do sprawy odniósł się w "Faktach po Faktach" Janusz Związek, Główny Lekarz Weterynarii.
- Mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że mięso jest bezpieczne - to które jest sprzedawane na półce sklepowej. Dlaczego? Prowadzimy badania monitoringowe, które są badaniami wyrywkowymi - powiedział w "Faktach po Faktach" Związek. Dodał, że te pobrania próbek nie są zapowiedziane. - Ani u producenta drobiu, ani u producenta trzody chlewnej, ani też przedsiębiorcy sektora spożywczego. W zeszłym roku wzięliśmy ponad 9 tysięcy prób - poinformował i wyjaśnił, że zabronione substancje wykryto jedynie w 22 przypadkach.
Czy to oznacza zatem, że problem dosypywania antybiotyków nie istnieje? - Prawo farmaceutyczne mówi wprost: kto dosypuje, odpowiada karnie - stwierdził Związek. - Ale trzeba powiedzieć jedno - to przedsiębiorca odpowiada za to, co produkuje. Jeśli dokonuje takiej działalności przestępczej, to powinien być z całą stanowczością ukarany - mówił Główny Lekarz Weterynarii.
Ponad 500 spraw zgłoszonych do prokuratorów
Stwierdził też, że będzie prosił TVN o udostępnienie nazwy lub nazwisk hodowców, którzy w materiale "Uwaga!" przyznali się do dosypywania antybiotyków. - Trzeba rozpocząć natychmiast postępowanie karne w tym zakresie, czyli postępowanie prokuratorskie, a potem sądowe - mówił Związek. I dodał: - W okresie ostatnich trzech lat, skierowaliśmy ponad 500 spraw do prokuratorów. To nie jest rzecz niewykrywalna przez inspekcję weterynaryjną. Ale trzeba powiedzieć też szczerze, że samo środowisko hodowców eliminuje w tej chwili takich producentów. Związek zapewnił też, że nie są mu znane przypadki współpracy lekarzy weterynarii z hodowcami dosypującymi zakazane środki. - Z całą stanowczością chcę podkreślić, że ja nie znam przypadku, by inspekcja weterynaryjna współpracowała ręka w rękę z jakimkolwiek hodowcą. Jeśli pan zna - proszę przedstawić, a ja natychmiast podejmę działania - zwrócił się do Grzegorza Kajdanowicza Związek.
Zaostrzenie kar
Główny Inspektor Weterynarii przyznał jednak, że inspektorzy nie są w stanie kontrolować wszystkich hodowców. - W żadnym państwie Europy ani świata nie kontroluje się wszystkich. Ale odpowiedzialność hodowcy jest wprost. I kiedy następuje sytuacja, że mamy do czynienia z działalnością przestępczą, należy to natychmiast zgłaszać do inspekcji weterynaryjnej i z pełną konsekwencją prawa powinien być taki hodowca ukarany - powiedział.
Dodał też, że z jednej strony powinno się zaostrzyć kary, ale "druga sprawa to nieumarzanie takich spraw". - Prokuratorzy do tej pory w większości umarzali takie sprawy. Np. z tytułu znikomej szkodliwości czynu. Może gdyby prokurator zastanowił się co je, to zrobiłby inaczej. Ale z drugiej strony, nie mam wpływu na system, na prokuratorów. Mogę złapać i przekazać - mówił Związek.
Skala procederu nie jest duża
- Czy pan jako Główny Lekarz Weterynarii czuje się choć trochę winny sytuacji? - pytał Grzegorz Kajdanowicz.
- Żeby uderzyć się w piersi trzeba mieć odczucie, że się popełniło jakikolwiek błąd. Program zero tolerancji funkcjonuje - zapewnił Związek. Dodał, że w jego opinii skala ukazanego w programie "Uwaga!" procederu nie jest ani "bardzo poważna, ani poważna". - Myślę, że w granicach 0,2 do 1 procenta. Może pół procenta - stwierdził Związek.
Świadomość hodowców musi się zmienić
- My kontrolujemy nie tylko drób, ale tez wodę i pasze. Przychodzimy niezapowiedziani. Ale trzeba powiedzieć szczerze - to świadomość hodowców musi się zmienić - mówił Związek. - Skala faktyczna to to, co kontrole wykazują. To nie jest tak, że polski hodowca może sobie kilogramami czy tonami sypać te rzeczy - dodał.
Autor: kde//bgr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24