- Cała redakcja "Wprost", która odpowiada za tę sytuację, powinna znaleźć się przed prokuratorem. Nie jako świadkowie, tylko jako podejrzani - powiedział w "Faktach po Faktach" Roman Giertych. Według byłego wicepremiera dziennikarze powinni odpowiedzieć karnie za publikację taśm, ponieważ "mają pełną świadomość, że to są nielegalne podsłuchy".
- Mamy do czynienia z sytuacją oczywistego przestępstwa, które prokurator generalny zlekceważył – powiedział Giertych.
- Przecież mamy kodeks karny, który mówi w art. 267 p. 4., że osoba, która ujawnia informację uzyskaną z podsłuchów, popełnia przestępstwo. Jeżeli pan minister Sienkiewicz złożył wniosek o ściganie tego przestępstwa - bo jest to przestępstwo wnioskowe - to prokuratura nie tylko ma prawo, ma obowiązek tym osobom, które mają świadomość, że ujawniają podsłuchy, postawić zarzuty - tłumaczył mecenas.
"Mają pełną świadomość, że to są nielegalne podsłuchy"
Giertych tłumaczył też, dlaczego osobami, które powinny usłyszeć zarzuty, są również dziennikarze "Wprost" zajmujący się nagraniami.
- Komentarz profesora Wróbla (do kk - red.) mówi wyraźnie, że w takim przypadku mamy do czynienia z tym, że sprawca przestępstwa z art. 267 p. 3 nie musi otrzymać ujawnionych następnie informacji bezpośrednio od osoby, która w sposób bezprawny je uzyskała. Musi mieć tylko świadomość, że te nagrania zostały zgromadzone w sposób nielegalny. Przecież pan Latkowski i inni jego koledzy mają pełną świadomość, że to są nielegalne podsłuchy. W związku z czym popełniają przestępstwo i wówczas nie ma tematu tajemnicy dziennikarskiej, bo podejrzany nie może się zasłonić tajemnicą dziennikarską; nie ma tematu jakiejś niezależności dziennikarskiej, bo to są po prostu normalne przestępstwa, które powinna prokuratura ścigać - powiedział Giertych.
Giertych: Seremet robi cyrk z prokuratury
Były wicepremier nie szczędził krytyki prokuratorowi generalnemu Andrzejowi Seremetowi.
- Na pewno jest to bardzo dobrze skoordynowana operacja (podsłuchowa), która jest prowadzona z konsekwencją. Pytanie tylko, dlaczego polskie służby nie reagują na tę sytuację? To, szczerze mówiąc, budzi moje skrajne zdziwienie. Dlaczego prokuratura, która ma instrumenty ku temu, by przerwać cały ten cyrk, niczego nie robi? - pytał Giertych.
Dodał, że ma wrażenie, że "pan prokurator Seremet robi cyrk z prokuratury". - To, co się stało w redakcji "Wprost", że przychodzi ABW i jak chłopcy w krótkich spodenkach troszkę proszą, troszkę nie proszą, to są żarty - powiedział mecenas.
- Prokuratura absolutnie nie działa i to, co zrobił w tej sprawie pan Seremet, to było tylko rozdrażnienie sytuacji, a nie załatwienie problemu. Wszyscy, którzy mają świadomość, że podsłuchy były nielegalne, powinni mieć już od co najmniej kilku dni zarzuty - podkreślił Giertych. Na pytanie, czy Andrzej Seremet powinien się w tej sytuacji podać do dymisji, Giertych oznajmił: "od dawna to postuluję".
Giertych: mam prawo pytać o wyjaśnienie tego, co pan Latkowski robił w Rosji
- Jest jeszcze jeden wątek - zawsze zrobił ten, co zyskał. To nie jest tak, że są to nieokreślone osoby i że w Polsce można sobie być jakimś kelnerem, który podsłucha wszystkie najważniejsze osoby w państwie i zgromadzi kilkaset godzin nagrań. To musiała być operacja prowadzona od dawna. Dla mnie jest jasne, że zyskać mogą na tym tylko Rosjanie i opozycja - powiedział Giertych.
Zaznaczył jednak, że nie sądzi, by w Polsce "opozycja była zdolna przygotować taką operację, a jeżeli to zrobiła, to tylko na zasadzie pewnej użytecznej pomocy".
- Ja rozumiem, że były kryminalista może się nawrócić. To jest normalne i mam szacunek do tych ludzi, którzy po przeszłości kryminalnej, nawet po odsiadce w więzieniu, wracają do normalnego życia. To jest zupełnie normalne i ja to szanuję. Chciałem się zapytać pana Latkowskiego... bo w mojej praktyce adwokackiej reprezentowałem wiele osób, które uciekały przed wymiarem sprawiedliwości z Polski, w różne strony, ale żadna z tych osób - i jak pytałem kolegów, również żaden z moich kolegów prowadzących kancelarię prawną nie miał takiego przypadku - aby osoba ścigana listem gończym uciekła na parę lat do Rosji. Nie było takiego przypadku. Przynajmniej wśród moich znajomych, a mam ich sporo z tego obszaru prowadzenia spraw karnych. Dlaczego? Dlatego że Rosja z Polską w miarę dobrze współpracuje, jeżeli chodzi o wydawanie przestępców kryminalnych i odsiadka w więzieniu rosyjskim, czekanie na ekstradycję to jest poważna sprawa. Znacznie poważniejsza niż w Polsce. W związku z tym, nikt się tam nie wybiera. Uciekają na Dominikanę, do Bułgarii, do Szwajcarii, Wielkiej Brytanii... - mówił Giertych.
- Panie mecenasie, czy pan chce mi powiedzieć, że redaktor Latkowski współpracuje z rosyjskimi służbami? - zapytała Anita Werner.
- Mam prawo odczekiwać, aby wyjaśnił publicznie, co robił w Rosji przez parę lat, gdy uciekał przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Mam prawo tego oczekiwać jako obywatel, bo widzę, że państwo polskie jest zagrożone przez jakąś operację, której nie znamy, której źródeł jeszcze nie poznaliśmy, która może rozwalić to państwo albo je przewrócić w jakiś sposób. I w związku z tym osoba, która bierze na siebie ciężar ujawniania tego typu informacji i która dzisiaj pisze w felietonie, że robi to po to, aby ratować państwo przed władzą, to mam prawo pytać, czy ratowanie państwa nie wymaga najpierw wyjaśnienia, jak się przed tym państwem uciekało do Rosji. Mam prawo pytać i wyjaśnienie tego, co pan Latkowski robił w Rosji, wydaje mi się, jest dzisiaj prawem każdego obywatela w kontekście całej tej sytuacji - odpowiedział Giertych.
"Wprost": sprostowanie
Kilkadziesiąt minut po tej wypowiedzi gościa "Faktów po Faktach" wydawca tygodnika "Wprost" przysłał "sprostowanie w sprawie wypowiedzi Giertycha".
Informuje w nim, że "redaktor Latkowski nie ukrywał się w Rosji i był w tym kraju zaledwie kilka dni w ciągu całego swojego życia. Informacja ta była już publicznie dementowana". W sprostowaniu czytamy także, że "w związku z tą wypowiedzią redaktor naczelny 'Wprost' wystąpi na drogę sądową przeciwko Romanowi Giertychowi".
Co powinien zrobić premier?
Roman Giertych pytany w "Faktach po Faktach" o to, jak wyobraża sobie funkcjonowanie państwa, kiedy co tydzień pojawiają się nowe taśmy, powiedział, że wyobraża sobie, że zacznie działać prokuratura. - To jest zadanie również dla premiera Tuska w tym tygodniu, aby wreszcie tupnął nogą, bo to milczenie niczego dobrego nie robi - powiedział były wicepremier.
Dodał, że na miejscu Donalda Tuska powiedziałby, że "albo prokuratura zacznie działać w tej sprawie, albo będą wyciągnięte konsekwencje personalne".
- Dlatego, że tutaj mamy do czynienia z sytuacją oczywistego przestępstwa, które przez prokuraturę zostało zlekceważone od dobrych paru dni - powiedział Giertych.
Były wicepremier pytany o to, co jeszcze zrobiłby na miejscu premiera, powiedział, że zdymisjonowałby szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. - Dlatego, że ABW odpowiada na to, że podsłuchiwano ministrów w sytuacjach prywatnych rozmów i w związku z tym szef ABW powinien ponieść odpowiedzialność publiczną za to, że jego służba nie zapewniła bezpieczeństwa dla najważniejszych osób w państwie - uzasadnił Giertych.
Dopytywany o wyciąganie konsekwencji personalnych wobec innych osób mecenas powiedział, że szef MSW - Bartłomiej Sienkiewicz - jeśli miałby zostać zdymisjonowany, to za to, "że nie dopilnował służb specjalnych".
Dymisja Sikorskiego?
- A jeżeli chodzi o pana ministra Sikorskiego, to dlaczego dymisjonować kogoś za to, że jest pokrzywdzonym w sprawie? Gdzie ewidentnie mu się krzywda stała poprzez nielegalne podsłuchanie jego prywatnej rozmowy. A z tej rozmowy nie wynika, żeby popełnił (Sikorski) jakieś przestępstwo - powiedział Giertych.
Gdy prowadząca "Fakty po Faktach" zwróciła uwagę na treść wypowiedzi Sikorskiego (minister powiedział m.in., że "polsko-amerykański sojusz to jest nic nie warty, jest wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa"), Giertych odparł, że na pewno istnieje pytanie o cały kontekst wypowiedzi szefa polskiej dyplomacji.
- Wydaje mi się, że ostrzejsza trochę gra z Amerykanami wzbudziłaby raczej mój szacunek - powiedział mecenas, broniąc słów Sikorskiego.
- Radosław Sikorski jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polityków polskich w Stanach Zjednoczonych. Ma bardzo dobre relacje w Stanach Zjednoczonych i nie sądzę, żeby tego typu nielegalne nagranie jego prywatnej rozmowy mu zaszkodziło, czy Polsce - ocenił Giertych.
"Przyszedłem i zaprosiłem na spotkanie"
Roman Giertych został zapytany także o fakt, że na jednej z taśm także on sam się pojawia.
- Pamiętam tę sytuację. Zapraszałem pana Radosława Sikorskiego i Jacka Rostowskiego na spotkanie, które się odbywało na dole w Naczelnej Radzie Adwokackiej. Przyszedłem i zaprosiłem na spotkanie i panowie ze mną poszli, po czym sami już wrócili. Także jeśli się pojawią (taśmy - red.), to w takim kontekście - wyjaśnił mecenas. Dodał, że takie zdarzenie miało miejsce w okolicy świąt Bożego Narodzenia.
Autor: ktom//gak/zp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24