Dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych alarmował ministra Antoniego Macierewicza, że przeniesienie czołgów z zachodu kraju pod Warszawę "drastycznie ogranicza możliwości obronne" Polski i może dać "efekty odwrotnie proporcjonalne do zakładanych". Do dokumentu dotarli dziennikarze tvn24.pl. Autor pisma, generał Mirosław Różański, kilka miesięcy później złożył dymisję.
Dokument odnosi się do pomysłu przeniesienia połowy najnowocześniejszych polskich czołgów z zachodu kraju pod Warszawę. Wywołał on wielkie kontrowersje i dyskusję wśród specjalistów do spraw wojskowości. Generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca 11. Dywizji Pancernej i były dowódca Wojsk Lądowych nazwał decyzję w rozmowie z tvn24.pl "sabotażem". Teraz zdobyliśmy potwierdzenie, że przenosiny czołgów odbyły się wbrew generałowi Mirosławowi Różańskiemu, który - jako dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych - powinien mieć w tej sprawie dużo do powiedzenia. - Mogę potwierdzić, że wysłałem takie pismo w sierpniu 2016 roku - mówi tvn24.pl generał. Były wojskowy tłumaczy, że przedstawiał w nim "alternatywne rozwiązanie" problemu, jak wzmocnić tak zwaną ścianę wschodnią dodatkowymi siłami pancernymi. Jego pomysły nie zdobyły jednak uznania Antoniego Macierewicza. Przeforsowano kontrowersyjne rozwiązanie. Sam generał Różański już po odejściu do cywila powiedział w programie TVN24 "Kropka nad i", że miał wrażenie, iż Macierewicz mu "nie ufa" i nie bierze pod uwagę jego zdania. Kierownictwo resortu miało podejmować działania, których on "nie mógł do końca zaakceptować". Zdobyty przez tvn24.pl dokument pasuje do tej narracji.
Roszada czołgami
Sprawa dotyczy już realizowanego przeniesienia sprzętu jednego batalionu pancernego z Żagania pod granicą z Niemcami do Wesołej pod Warszawą. To 58 najnowocześniejszych polskich czołgów Leopard 2A5 i kilkadziesiąt dodatkowych pojazdów wspierających je podczas walki. W zamian dotychczas używane przez warszawskich czołgistów maszyny starszego typu są przenoszone na Mazury, a stamtąd do Żagania wędrują najbardziej zabytkowe czołgi w Polskim wojsku - T-72M. Pomysł takiej żonglerki czołgami był szeroko krytykowany przez ekspertów i byłych wojskowych. Jak mówi Bartłomiej Kucharski z redakcji miesięcznika "Wojsko i Technika", dokonywane obecnie przenosiny czołgów "nie zwiększą strategicznego bezpieczeństwa Polski". - Ma to jednak znacznie polityczne i propagandowe, bo pozwala tworzyć pozytywne wrażenie, że rząd dba o bezpieczeństwo wschodniej Polski - ocenia ekspert. Roszadę i jej efekty opisywaliśmy szeroko w Magazynie TVN24 pod koniec lutego. Wówczas nie były jednak znane wszystkie jej szczegóły.
W wojsku był opór
Jak wynika z pisma generała Różańskiego, pomysł napotykał również opór wśród tych, którzy byli wówczas w służbie. Dokument, do którego dotarł portal tvn24.pl, jest tym ważniejszy, że w momencie jego wysłania Różański był dowódcą generalnym rodzajów sił zbrojnych (DGRSZ), którego obowiązkiem jest nadzorowanie stanu wojska w czasie pokoju i przygotowanie go na wojnę. Najwyraźniej generał Różański spierał się z mającym odmienne zdanie Sztabem Generalnym (SG), który odpowiada za formułowanie planów działania na wypadek wojny. Z listu oraz oficjalnych deklaracji MON wynika, że to właśnie oficerowie z SG byli autorami pomysłu z roszadą czołgów. Potwierdza to też kwietniowy wywiad w "Polsce Zbrojnej" z generałem Leszkiem Surawskim, nowym szefem Sztabu Generalnego. - Powiedzmy sobie szczerze, to nie jest nowy pomysł. Ten ruch jest planowany od 2010 roku. Już wtedy ówczesny pierwszy zastępca szefa Sztabu Generalnego - a późniejszy jego szef - generał Mieczysław Gocuł, opracował tę koncepcję - powiedział generał Surawski.
"Drastyczne ograniczenie możliwości obronnych"
W ocenie generała Różańskiego przeforsowana ostatecznie roszada czołgów do 2019 roku "drastycznie ograniczy możliwości obronne" Polski. "Dopiero od roku 2020 nastąpi odtworzenie potencjału" - pisał w sierpniu generał i zastrzegał, że owo "odtworzenie" nie będzie całkowite. Ogólnie przewidywał następujące efekty przenosin czołgów: - utratę zdolności 34. Brygady Pancernej do realizacji zadań określonych w planach operacyjnych (działanie jako odwód);
- czasową utratę zdolności przez 1. Brygady Pancernej (na okres co najmniej dwóch lat) oraz 15. Brygady Zmechanizowanej (na okres niespełna roku). Oznacza to tyle, że dotychczas elitarna 34. Brygada permanentnie straci na sile i nie będzie w stanie wykonać swojego podstawowego zadania. Jest ona bowiem częścią 11. Dywizji Kawalerii, która stacjonując na południowym-zachodzie kraju, ma w wypadku wojny stanowić "odwód". W języku wojskowych oznacza to siły trzymane w zapasie, których używa się w dogodnym miejscu oraz czasie, aby jak najbardziej zaszkodzić wrogowi. To podstawa koncepcji wykorzystania wojsk pancernych od II wojny światowej. Nie trwoni się ich w walce tam, gdzie nie jest to konieczne, ale używa w kluczowych momentach. Drugi punkt oznacza tyle, że warszawska brygada pancerna będzie potrzebowała "co najmniej dwóch lat", aby być gotową do działania po przezbrojeniu na leopardy 2A5. Czyli do 2019 roku połowa najnowocześniejszych czołgów polskiego wojska będzie służyła głównie do szkolenia i nie będzie gotowa do szybkiego użycia. Dodatkowo żołnierze z Giżycka będą potrzebowali roku, żeby przesiąść się na czołgi otrzymane z Wesołej. Jak zastrzega Bartłomiej Kucharski, przy okazji terminów najpewniej mowa o osiągnięciu wstępnej gotowości do działania. - Zgodnie z regulaminami szkolenia Wojsk Pancernych pełne przeszkolenie batalionu pancernego trwa 36 miesięcy - mówi ekspert. Dodaje, że przenosiny to też problem logistyczny. - W Wesołej prawdopodobnie nie ma dość hangarów dla 58 czołgów (pełen skład batalionu - red.), ale dla 41 (skład batalionu według starych standardów - red.) - zaznacza. Pośrednio potwierdza to zapowiedź sekretarza stanu w MON Bartosza Kownackiego, że w Wesołej będą prowadzone prace budowlane.
Propozycja alternatywna
Generał Różański przestrzegał też Macierewicza, że zabieranie leopardów 2 z Żagania może mieć "negatywny wpływ na współpracę z Niemcami w szkoleniu". 34. Brygada była bowiem przewidziana do ścisłego współdziałania na wypadek wojny z niemieckimi brygadami pancernymi, też jeżdżącymi na leopardach 2. Gdy nagle pół składu jest na zabytkowych T-72M z Giżycka, współpraca może być utrudniona. Zdaniem generała oznacza to "wyzerowanie dotychczasowych osiągnięć". "Jednak moje obawy bardziej budzi kwestia, czy takie zmiany nie wpłyną negatywnie na inne inicjatywy, do realizacji których niezbędne jest dla nas wsparcie Niemiec: Regionalnego Centrum Analiz Wywiadowczych (RIAC) i Dowództwa Wielonarodowej Dywizji Północny-Wschód (MND NE)" - pisał generał. Różański oceniał proponowane przez SG i popierane przez kierownictwo MON zmiany jako "nieracjonalne i szkodliwe", których efekty mają być "odwrotnie proporcjonalne do założonych oczekiwań". Generał proponował alternatywne rozwiązanie, co było istotą jego listu. Sugerował, aby dokonać innej roszady: zabrać batalion czołgów PT-91 z magazynów 2. Brygady Zmechanizowanej w Czarnem i przenieść je do Wesołej. Tam miałby zostać sformowany dodatkowy, drugi batalion czołgów w 1. Brygadzie Pancernej. W efekcie stałaby się ona silną brygadą pancerną, bo obecnie jest taką tylko z nazwy. Ma tylko jeden batalion czołgów, podczas gdy normą są dwa. Dodatkowo cała warszawska jednostka dysponowałaby jednolitym sprzętem w postaci PT-91, co ułatwiłoby szkolenie i logistykę. "Powyższe realnie zwiększy potencjał Wojsk Lądowych w zakresie pododdziałów czołgów. Pozwoli na zachowanie ich zdolności i gotowości bojowej na dotychczasowym poziomie a tym samym na utrzymanie stanu osobowego w dotychczasowych JW (Jednostkach Wojskowych - red.)" - pisał generał Różański. Teraz w rozmowie z tvn24.pl zaznacza, że dodatkowy batalion czołgów w Warszawie osiągnąłby wstępną gotowość bojową do końca 2016 roku. - To gwarantowałem osobiście - podkreśla.
Kontrowersyjny pomysł w realizacji
Niezależnie od sugestii generała Różańskiego kierownictwo MON zgodziło się na opcję zaproponowaną przez Sztab Generalny. Pierwsze T-72M trafiły do Żagania jeszcze w lutym, a pierwsze leopardy 2A5 do Warszawy pod koniec marca. Sam generał oficjalnie przedłożył ministrowi swój wniosek o rezygnację ze stanowiska w grudniu, choć nieoficjalne informacje o takim zamiarze krążyły już w październiku. Odszedł do cywila na początku lutego. Odchodząc, generał mówił otwarcie, że robi to z jednego głównego powodu: nie był w stanie zagwarantować, że polskie siły zbrojne zostaną odpowiednio przygotowane na wyzwania przyszłości. Stwierdził to między innymi w programie "Kropka nad i" w TVN24, choć nie odniósł się wówczas bezpośrednio do kwestii pancernej roszady. MON stoi nieugięcie na stanowisku, że dokonywana roszada czołgów jest słuszna. "Decyzja ta poparta była rekomendacjami SG oraz innych wysokich rangą oficerów posiadających krajowe oraz międzynarodowe doświadczenie w dowodzeniu dużymi zgrupowaniami pancernymi i zmechanizowanymi, włączając w to ówczesnego Inspektora Wojsk Lądowych" - napisało ministerstwo w oficjalnym oświadczeniu. "Przed podjęciem decyzji, Minister Obrony Narodowej zapoznał się uważnie z wszystkimi opiniami w tej sprawie, włączając w to punkt widzenia gen. broni M. Różańskiego" - dodano. - Dowódca generalny przedstawił bardzo mocne argumenty z zakresu bezpieczeństwa państwa na rzecz zachowania potencjału 11. Dywizji i nieprzenoszenia czołgów z Żagania do Wesołej. Jeśli minister, nie zważając na oczywiste stanowisko, podjął inną decyzję, to oznacza, że kierował się względami propagandowo-politycznymi. Z pisma jasno wynika, że mamy do czynienia ze szkodliwymi działaniami obniżającymi bezpieczeństwo i zdolności obronne Polski - komentuje były wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.
Autor: Maciej Kucharczyk, Maciej Duda, Robert Zieliński / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: 11. Lubuska Dyw. Kaw. Pancernej | st.chor. Rafał Mniedło