- Zaczyna się pojawiać drugi wątek. Przez pierwsze dni było widać, że raczej jest to błąd człowieka. Teraz widać, że człowiek jest wspomagany odpowiednimi urządzeniami - powiedział w TVN24 Jakub Majewski, z Pracowni Polityki Transportowej Akademii Humanistycznej, pytany o dokumenty, do których dotarła TVN24. Wynika z nich, że tuż przed katastrofą w Szczekocinach doszło do awarii zwrotnicy. Jego zdaniem jeśli urządzenia te "działałyby prawidłowo, to człowiekowi byłoby łatwiej". - Nawet gdyby się pomylił, to dostałby sygnał o tym błędzie - zauważył Majewski.
Zdaniem Majewskiego do tej sprawy "dochodzi jeszcze kolejny bardzo ważny element". - W tej chwili kolejarze zaczynają działać pod bardzo silną presją czasu, tzn. te pociągi jeżdżą punktualnie, przewoźnicy chcą za wszelką cenę egzekwować tę punktualność. Często jednak jest tak, że te minuty służą właśnie temu, żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku - powiedział ekspert.
I podkreślił, że właśnie wtedy "zaczyna się nerwowa sytuacja". - Pociąg już stoi, każda minuta będzie kosztowała, spółka zarządzająca torami będzie musiała się wytłumaczyć dlaczego zatrzymała pociąg, będzie musiała spółce przewozowej zwrócić pieniądze, które ona traci przez to, że pociąg stoi. Pojawia się też pretensja opóźnień, że kolej znowu trzyma pasażerów w polu. Ta presja nie ułatwia pracy - stwierdził Majewski.
Za dużo usterek
Majewski, pytany o komentarz do faktu, że w ciągu miesiąca było wiele podobnych usterek stwierdził: - Takie informacje mówią nam, że ten system jest cały czas rozregulowany. Budujemy nowoczesne systemy sterowania ruchem, ale widać, że wszystko nie jest tak ułożone, żeby działało bezbłędnie. Na koniec i tak decyzja człowieka jest tą ostateczną, która umożliwia prowadzenie ruchu. Gdyby się oprzeć tylko na urządzeniach, to ten pociąg w ogóle by nie ruszył. Trzeba było zastosować ekstra procedurę. Tych procedur na szczególne przypadki bywa na naszej kolei za dużo - zaznaczył ekspert.
Była awaria
TVN24 dotarła do księgi wypadków i incydentów kolejowych dla IZ Kielce, linii nr 64 za okres 30.11.2011 - 03.03.2012. Zawiera ona zestawienie usterek urządzeń sterowania ruchem kolejowym na linii 64 (odcinek Kozłów - Starzyny) od momentu uruchomienia posterunku odgałęźnego Sprowa (30.11.2011).
Z dokumentu wynika, że w dniu katastrofy na posterunku Starzyny, o godzinie 20.40 pojawiła się usterka. Została ona odnotowana tak: "Brak kontroli położenia rozjazdu nr 3/4 w położenie minus". Może to oznaczać, że dyżurny ruchu ze Starzyn wiedział, że jedna ze zwrotnic nie działa, nie można było jej jednak przełożyć tak, aby pociąg Interregio zjechał na prawy tor, jak powinien (jechał cały czas lewym).
W tym samym dokumencie można przeczytać, że do kolejnej usterki doszło o godzinie 20.48 na posterunku Sprowa. Była to usterka "urządzeń SRK. Dla pociągu 31100/1 wygasł semafor wyjazdowy "A" pociąg wyprawiono na Sz "A". Oznacza to, że wygasł sygnał zezwalający na jazdę i podano tzw. sygnał zastępczy.
W związku z katastrofą infolinie nt. poszkodowanych uruchomiło działające przy wojewodzie śląskim Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego. Numery telefonów to 32 20 77 201 i 32 20 77 202.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24