Przerwanie budowy korwety "Gawron" to słuszna decyzja - uważa Ludwik Dorn. - Pytanie, czemu premier nie podjął jej cztery lata temu. Ja wtedy dobijałem się o tę decyzję - przypomniał w "Faktach po Faktach" na antenie TVN24 poseł Solidarnej Polski. Z opinią o słuszności zakończenia budowy kadłuba okrętu zgodził się Paweł Zalewski (PO). - Te 11 lat, to jest czas stracony, ale dobrze, że kolejne miliony nie zostaną utopione - ocenił.
Projekt budowy kadłuba okrętu budowanego od ponad 10 lat pochłonął już ponad 400 mln zł. Według szacunków MON, do ukończenia trzeba by jeszcze co najmniej 1,1 mld zł. Teraz - jak zapowiedział szef MON Tomasz Siemoniak - korweta ma zostać sprzedana.
Według Dorna, już decyzja o uruchomieniu programu korwety "Gawron" w 2001 r. była "całkowitym błędem". Jak przypomniał, w założeniu - okręt miał być niewidoczny dla radarów. Tymczasem - jak zauważył - głównie wskutek przestarzałych technologii, "to byłaby pływająca tarcza strzelnicza na Bałtyku".
Zaznaczył jednak, że "to nie był projekt bezsensowny", tylko Polski, w odróżnieniu np. od Szwecji - na taką korwetę nie stać. – Panował tutaj finansowo-militarny romantyzm, mierzono siły na zamiary – ocenił, dodając, że zmarnowano przy tym setki milionów złotych.
Były szef MSWiA podkreślił, że racjonalizacja wydatków MON jest słuszną drogą. - Potrzeby są ogromne, ale trzeba określić priorytety – stwierdził. Według niego, najważniejsza w tej chwili jest obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa.
"Korweta byłaby przestarzała"
Również Paweł Zalewski uważa, że decyzja o przerwaniu budowy korwety "Gawron" jest właściwa. - Kiedy korweta zaczęłaby pływać, byłaby przestarzała technologicznie - ocenił.
Na uwagę, że można było wcześniej podjąć taką decyzję, eurodeputowany PO wyjaśnił: - Jak projekt kosztuje 400 mln zł, które już zostały wydane, to nikt tego nie przekreśli lekką ręką, ale najpierw zastanowi się.
Zalewski podkreślił, że rząd nie tnie, ale racjonalizuje wydatki. Zauważył też, że część wydanej kwoty resort obrony będzie starał się odzyskać. - Jest taki plan, by ten zbudowany kadłub sprzedać. MON będzie szukał odbiorcy - przypomniał.
Krótka historia niedokończonego okrętu
Budowa okrętu ruszyła w listopadzie 2001 r. Początkowo planowano budowę siedmiu, później trzech-czterech, potem dwóch okrętów, ostatecznie w stoczni powstawała jedna jednostka, co drastycznie podwyższało koszty.
W kwietniu ub.r. sąd ogłosił upadłość likwidacyjną Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni, która utraciła płynność finansową. Zakład zarzucał resortowi obrony, że ten nie wypłacił wszystkich należności. MON replikowało, że to stocznia nie rozliczyła się z kilkudziesięciomilionowej zaliczki, a domaga się pieniędzy za okręt, za który ministerstwo może zapłacić dopiero po dostawie. W utrzymanie zdolności produkcyjnych stoczni zaangażowała się Agencja Rozwoju Przemysłu.
Okręt miał być uzbrojony w rakiety przeciwokrętowe i przeciwlotnicze, torpedy do zwalczania okrętów podwodnych oraz armatę na dziobie. Miał być także wyposażony w radary dozoru powietrznego i nawodnego, systemy walki radioelektronicznej i dowodzenia. Z powodu cięć budżetowych umowy o dostawie uzbrojenia nie podpisano.
Zbudowany kadłub próbnie zwodowano w 2009 r., przewidywano wtedy, że wejdzie on do służby w 2012 r. Ostatnio MON zapowiadało, że decyzja dotycząca przyszłości okrętu zostanie podana do wiadomości w marcu. Pod koniec ubiegłego roku minister Tomasz Siemoniak mówił, że sprawę budowę korwety "nie bez przyczyny" bada prokuratura. Kontynuacja budowy nie znalazła się w zatwierdzonym na początku lutego wykazie 276 zadań o podstawowym znaczeniu dla bezpieczeństwa. Środków nie przewidziano też w budżecie MON na 2012 rok.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24