Rybacy winią foki za coraz słabsze połowy. Jednak nawet gdyby odstrzelono wszystkie te drapieżniki, problem nie zniknie. Ryb w Bałtyku jest coraz mniej z wielu innych powodów. Najgorzej jest z dorszami, których jest ponad 10 razy mniej niż w latach 80. ubiegłego wieku. Materiał programu "Czarno na białym".
Reporter "Czarno na białym" Igor Sokołowski wypłynął z portu w Darłowie w morze wraz z czteroosobową załogą Rafała Bocheńskiego. Celem wyprawy były sieci, założone dwa dni wcześniej nieco ponad kilometr od brzegu.
Zarzucone sieci przystosowane są przede wszystkim do połowu ryb płaskich, dlatego na pokład trafiają głównie flądry i turboty. Trafiło się też kilka sztuk króla Bałtyku, czyli dorszy. Za mało na handel, złowione dorsze trafią do domów rybaków.
Po powrocie do portu załogę czeka rozładunek i wstępna obróbka ryb. To może potrwać nawet cały dzień, w zależności od wielkości połowu. Utarg z tej wyprawy to 1285 zł. Od tego trzeba odjąć m.in. koszty paliwa. Do podziału między czterech członków załogi zostaje niecałe 1,2 tys. zł.
Rafał Bocheński nie jest zadowolony. Pływa na Bałtyku od ponad 25 lat i - jak twierdzi - dobre połowy to już tylko wspomnienia.
- Stawiało się kiedyś po 36 siatek, tak zwanych flądrówek. Można z tego było przywieźć tonę flądry, tonę dorsza - mówi rybak z Darłowa. - Dzisiaj się albo nie przywozi wcale, albo na sztuki - dodaje Bocheński.
Słowa Bocheńskiego potwierdzają dane Morskiego Instytutu Rybackiego. Jeszcze na początku lat 80. polska flota rybacka potrafiła wyłowić ponad 120 tysięcy ton dorszy rocznie. W 2012 roku było to już niecałe 15 tysięcy ton, a dwa lata temu - niewiele ponad 10 tysięcy ton.
- Tęsknię do tego widoku, jak brało się dorsza w rękę do patroszenia, a mu z pyska wystawały ogony śledzia bądź szprota. Teraz tego widoku już nie ma, a jak jest, to bardzo rzadko - podkreśla rybak.
Ryb jest coraz mniej
Zarówno rybacy, jak i rząd, ekolodzy i eksperci potwierdzają, że ryb w Bałtyku jest coraz mniej. Z kilku powodów. Pierwszy - jak zgodnie wszyscy oceniają - to zmiany klimatyczne. Przez zmiany cyrkulacji powietrza, woda w naszym morzu stoi w miejscu.
- Wlewy do Bałtyku są coraz mniejsze, co powoduje wzrost stref beztlenowych - tłumaczy Janusz Wrona z Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.
Wpływ na warunki życia w Bałtyku ma również globalne ocieplenie. - Woda na Bałtyku jest coraz cieplejsza i coraz mniej słona. Jak jest cieplejsze morze, jest w nim coraz mniej tlenu. A dorsz jest rybą zimnolubną, która potrzebuje dobrze natlenionej, chłodnej wody i stosunkowo wysokiego zasolenia - wyjaśnia prof. Jan Marcin Węsławski, dyrektor Instytutu Oceanologii PAN.
Zwraca uwagę, że dorszom przeszkadza nie tylko nieprzyjazny dla tych ryb klimat, ale też brak pokarmu. - Pokarm dorsza, czyli głównie śledź i szprot, przeniósł się na północ Bałtyku i z niewiadomych przyczyn dorsz za nim nie poszedł - podkreśla.
Morze Bałtyckie jest również coraz bardziej zanieczyszczone. - Wprowadzamy tyle biogenów do Bałtyku, czyli ścieków - fosforany i azotany - że rozkwitają tam glony i algi. Dochodzi do tworzenia się martwych stref. A im więcej stref bez życia, tym mniej miejsc do życia dla ryb - opowiada Katarzyna Karpa-Świderek z WWF Polska.
Różnica zdań odnośnie fok
Jako kolejny powód mniejszych połowów wymienia się foki, chociaż w tej kwestii nie ma zgody pomiędzy rybakami a naukowcami.
Rybacy skarżą się, że ryby złapane w sieci, a obgryzione przez foki, wyławiane są w takim stanie, że na handel już się nie nadają. - Foka zjada to co najlepsze, gdzie są największe wartości odżywcze, czyli tłuszcz, który jest pod skórą - tłumaczy Bocheński.
Według ostatnich danych w Bałtyku jest ponad 30 tysięcy fok - 10 razy więcej niż w latach 80., gdy rybacy nie narzekali na słabe połowy (przy czym zdaniem naukowców w polskich wodach może być zaledwie 300 osobników).
Według rybaków to właśnie foki są odpowiedzialne za ich problemy. Połów ryb nadgryzionych przez te ssaki oznacza dla nich - przekonują konkretne straty. - Przywozi się jakieś łby, może gdzieś tam skrzynka ryb się uchowa. Ale to nie pozwala na utrzymanie jednostki i załogi. Każdy z tych ludzi, idąc do pracy, chce dostać za to pieniądze. A z czego armator ma zapłacić, jeśli nie złapie ryby? - pyta Bocheński.
Część rybaków żąda wprowadzenia odstrzału fok, tak jak jest to w krajach skandynawskich. Polski rząd ma jednak wątpliwości.
- Dla mnie najlepszym wyjściem jest określenie pojemności biologicznej i ochrona tylko takiej ilości fok, które będą żyły w równowadze z rybakami - tłumaczy przedstawiciel ministerstwa gospodarki morskiej.
- Najpierw to my, ludzie, zatruliśmy Bałtyk, bo przecież nie zrobiły tego foki. Teraz widzimy, że ryb jest mniej, to zaczynamy myśleć o tym, że trzeba coś zrobić z fokami - stwierdza Karpa-Świderek z WWF. - Trzeba pomóc zrekompensować te straty, zrobić to mądrze, ale zachować fokę żywą - dodaje. - Potrafimy wysłać samochód w kosmos, a nie umiemy rozwiązać konfliktu na linii foka - człowiek? - pyta.
Rozwiązaniem problemu mogłyby być specjalne klatki, które już są testowane w Szwecji. - Ryba pływa sobie w takim jakby akwarium z sieci, a foka pływa dookoła i nie może jej dosięgnąć - tłumaczy prof. Wesławski.
Polscy rybacy już słyszeli o tym pomyśle. Rafał Bocheński podkreśla, że cieszyłby się, gdyby udało się znaleźć sposób na walkę z fokami.
"Żaden z rybaków nie otrzymał jeszcze nawet złotówki"
Od stycznia 2016 roku rybacy mogą zgłaszać inspektorom rybołówstwa straty wyrządzone przez foki i ubiegać się o rekompensaty. Nie jest to jednak proste.
- Wykonujemy wizję lokalną, liczymy to, oznaczamy farbą i wydajemy zaświadczenie dla rybaka - opisuje procedury Justyna Kowalska, inspektor rybołówstwa morskiego w Darłowie. Wyjaśnia, że malowanie farbą zapobiega temu, żeby "ryby nie były wielokrotnie podstawiane". Do tej pory inspektorzy spisali 260 oświadczeń o rybach zniszczonych przez foki. Na ich podstawie państwo ma wypłacać odszkodowania.
- Tylko proszę mi pokazać, który rybak otrzymał już te pieniądze. Foki wyjadają ryby od lat, a jeszcze żaden z rybaków nie otrzymał jeszcze nawet złotówki - skarży się rybak z Darłowa Rafał Bocheński.
Chociaż na odszkodowania przeznaczono 16 mln złotych - w większości z budżetu Unii Europejskiej - pieniądze nie zostały dotąd wypłacone. Rząd tłumaczy, że to przez przedłużające się prace nad nowelizacją ustawy o odszkodowaniach dla rybaków, która ma uprościć wypłaty.
- Na wniosek rybaków zmieniamy te zasady, ułatwiamy dostęp do środków. Natomiast są to środki niewspółmierne do szkód, które ponoszą rybacy - przyznaje Janusz Wrona z ministerstwa. Rząd zapewnia, że przy wypłatach będą brane pod uwagę wszystkie udokumentowane dotychczas szkody. A wnioski o wypłaty rekompensat mają być przyjmowane od lipca.
Rybak "to nie jest sposób na życie"
Dorsze w wakacje mają okres tarła, dlatego w lipcu i sierpniu duże jednostki mają zakaz ich połowu. Małe łodzie mogą łowić te ryby przez kilka dni lata. Dzięki temu nawet latem można zjeść dorsza prosto od rybaka. Tym bardziej, że wiele smażalni prowadzonych jest właśnie przez nich. Zdaniem Rafała Bocheńskiego samo łowienie dziś nie wystarczy.
Rybak wyznaje, że nie chciałby, aby któryś z jego dwóch synów poszedł w jego ślady. - To nie jest sposób na życie. To, przynajmniej na razie, nie ma przyszłości - ocenia. Jego syn Sebastian, chociaż wypływa z ojcem w morze, to zaznacza, że nie wiąże z tym swojej przyszłości. Skończył szkołę morską w Darłowie. Teraz pomaga przy połowach, ale woli zostać na lądzie. A jeśli już praca na morzu, to za granicą. - Atlantyk, czy jakieś tam kontrakty norweskie, bo z tego są pieniądze, z tego jest ryba. Tutaj już niestety nie ma takiego zarobku - ocenia Sebastian.
Jego koledzy myślą podobnie. Dlatego młodych ludzi na kutrach dziś prawie już nie ma. Kutrów rybackich na morzu też jest coraz mniej. 16 lat temu na Bałtyku pływało ich prawie 1500, dzisiaj - trochę ponad 800.
Autor: tmw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24