- To podsumowanie jest konkluzją do długiego zestawu faktów, które tak naprawdę są komplementem, bo świadczą o tym, na ile intensywnie wprowadziłam w MZS zmiany i porządek - tak Anna Fotyga broni się przez zarzutami ujawnionymi przez depesze Wikileaks. Dokumenty stwierdzają, że była szefowa MSZ jest mało doświadczona i ma kłopoty w kontaktach z podwałdnymi.
Portal Wikileaks ujawnił depesze o byłej szefowej polskiej dyplomacji. Amerykanie ocenili nową minister zaraz po tym, jak ze stanowiska odszedł Stefan Meller. Sugerują, że Fotyga nie nadaje się do pełnienia tej ważnej funkcji. "Utytułowanego dyplomatę zastąpiła osoba mało doświadczona dyplomatycznie" - czytamy w depeszy adresowanej do Departamentu Stanu.
Anna Fotyga broni się przed tymi zarzutami. Jak mówi, przeczytała już depesze i doszła do wniosku, że dotyczą one okresu, gdy wprowadzała w MZS wiele zmian. - "Informatorzy" to osoby związane z dyplomacją, niezadowolone z wprowadzonych zmian - uważa była minister. Jej zdaniem, w depeszach jest wiele kłamstw, jak choćby to, że z powodu nieskompletowania dokumentów nie wysłała na czas ambasadorki Barbary Tuge-Erecińskiej do Londynu. - A to nieprawda, to było między nami uzgodnione - mówi Fotyga.
"Nie mam sobie nic do zarzucenia"
- Depesze w dużej mierze oparte są na streszczeniach "Gazety Wyborczej" i "Rzeczpospolitej" - uważa Fotyga. Przypomina, że media te były jej bardzo nieprzychylne. - To podsumowanie jest konkluzją do długiego zestawu faktów, które tak naprawdę są komplementem, bo świadczą o tym, na ile intensywnie wprowadziłam w MZS zmiany i porządek. Gdyby PiS doszedł do władzy, należałoby to kontynuować i to bardziej intensywnie - dodaje Fotyga.
Jej zdaniem, depesze zaprzeczają powtarzanemu stwierdzeniu, że PiS prowadził "politykę na kolanach". - Ja nie mam sobie nic do zarzucenia - twierdzi była szefowa MSZ.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24