"Bogatemu diabeł dziecko kołysze, a biednemu wiatr w oczy wieje" - mówiła moja Mama, cytując swoją babcię. Ta babcia nazywała się Dworakowska i pochodziła ze wsi Kobylin, gdzieś miedzy Małkinią a Białymstokiem. Ma to znaczenie o tyle, że babcia Dworakowska reprezentowała okolice dziś uważane za twierdzę PiS-u, a przysłowie przyszło mi do głowy, kiedy usłyszałem, jak minister Niedzielski mówił o epidemii COVID-19: Zamiast oczekiwanego przesilenia, będzie przyspieszanie. To naprawdę game changer.
W tłumaczeniu z żargonu politycznego na język polski Niedzielskiemu chodziło o to, że dotąd szło dobrze, udawało się przeczekać trudne chwile, nawet pandemia miała rozejść się po kościach, czyli "diabeł nam dziecko kołysał", a teraz "wiatr nam w oczy wieje".
Wygląda na to, że taktyka "jakoś to będzie" przynosząca dotąd świetne rezultaty - mówiąc językiem nauk politycznych - wyczerpała swój potencjał. Kiedyś, kiedy świat umierał ze strachu z powodu jakiejś grypy, świńskiej czy ptasiej, już nie pamiętam, premierka Kopacz nie kupiła szczepionek i nic się nie stało. Nawet pochwalił ją za to premier Tusk, który na szczęście od tamtej pory zmądrzał i dziś wzywa do szczepień. Odnoszę wrażenie, że obecnie rządzący doszli do przekonania, że skoro znienawidzonemu Tuskowi się upiekło, to i my możemy spróbować.
Na początku pandemii wykonawca manewru przeczekiwania, minister Szumowski, przeczekiwał zbyt gorliwe, poszedł chyba o krok za daleko i jako jedna z pierwszych ofiar koronawirusa stracił posadę, ale przecież po tym znów się udawało. Glapiński drukował pieniądze, Bielan oszukiwał Gowina, Morawiecki wdrażał krajowy plan odbudowy i interes się kręcił. Doradcy od strategii pomyśleli pewnie: "po co naprawiać to, co działa?". Kiedy przyszła jesienna fala pandemii, a antyszczepionkowcy, w imię przywiązania do wolności, odmówili współpracy, władza sięgnęła po wypróbowany sposób: wzięła na przeczekanie.
Według polityków PiS krzywa się wypłaszczała i do sukcesu został tylko krok. Nie było żadnego powodu, by wpadać w panikę, ale właśnie wtedy gruchnęła wiadomość o omikronie. Wystraszony minister Niedzielski zaostrzył restrykcje, przez ostrożność tylko na niby, tak żeby nie zrazić antyszczepionkowców. To były posunięcia doraźne. Przypuszczam, że równocześnie dziesiątkom ekspertów od propagandy - dziś nazywanej strategią - zlecono wymyślenie sondażu, który odpowie na pytanie, co robić, jak kłamać, na kogo zwalać winę, kiedy władza ma tyle kłopotów naraz: inflacja, imigracja i znowu ta pandemia, która się przecież wypłaszczała.
Wydaje się, że na razie doradztwo strategiczne niczego nowego nie wymyśliło. Dla dobra czytelników tych felietonów zaglądam do źródeł zagranicznych, patrzę na CNN, BBC, oglądam Al-Dżazirę, a nawet Russia Today. Widzę, że przed nową mutacją świat struchlał ze strachu i tylko TVP Info, którą z poświęceniem oglądam, zachowuje spokój. Jakby nigdy nic zajmuje się tym, co zawsze: zdradami Tuska, kłopotami TVN24 i oburza się na pobory burmistrzów z prowincji lekkomyślnie sympatyzujących z opozycją.
W czasach zamierzchłych, kiedy Breżniew rządził w Związku Radzieckim, opowiadano dowcip o tym, jak pierwszy sekretarz KPZR reaguje na złe wiadomości. Oto kierownictwo Partii podróżuje pociągiem i pociąg staje nagle wśród śnieżnego pustkowia. Przerażeni doradcy pytają Breżniewa: "Co robimy?". Breżniew spokojnie odpowiada: "Nic. Zasłaniamy firanki i udajemy, że jedziemy". Sądząc po tym, co nam o świecie mówi TVP Info, nasz rząd postanowił zastosować receptę Breżniewa: "Nic się nie dzieje, udajemy, że jedziemy". Dalej głównym wrogiem naszego kraju jest Tusk i kiedy świat trzęsie się ze strachu przed omikronem, główne źródło polskiej informacji rządowej zajmuje się duperelami. Opowiada, że jakiś aktor z Hollywood zrezygnował z ubiegania się o stanowisko gubernatora Teksasu, a osiemdziesięcioletnią babcię przygniotły meble. Chyba nawet domyślam się, skąd się to bierze. Tak zwane "najważniejsze osoby w państwie" straciły głowę, nie wiedzą, co robić i co mówić, sytuacja zmienia się z minuty na minutę, a dyrektyw brak, bo Prezes gdzieś się zapodział.
Na taką okoliczność zalecam formułę "przejściowych trudności". Śmielej trzeba sięgać do dorobku poprzednich pokoleń. Wypróbowana w schyłkowej fazie socjalizmu, kiedy zaczął się sypać cud gospodarczy Edwarda Gierka, formuła "przejściowych trudności" służyła do końca, nawet za Jaruzelskiego. Dzisiejsza "tarcza antyinflacyjna" i inne tarcze to zaledwie marne podróbki.
Wszelako dziś trzeba mieć nadzieję, że świat upora się z koronawirusem i jego mutantem omikronem. Że upadek PiS-u nie pociągnie nas wszystkich na dno i nadejdzie jakiś happy end. Diabeł znowu będzie kołysał nasze dzieci.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24