Jeszcze w tym miesiącu zlikwidujemy wszystkie cele powyżej dziesięciu osób. Teraz jest ich 580. Największa jest 18-osobowa, w Białymstoku. Moim celem jest zmniejszenie populacji osób pozbawionych wolności. Drogą do tego są między innymi warunkowe przedterminowe zwolnienia, przerwy w odbywaniu kary - zapowiada wiceministra sprawiedliwości Maria Ejchart.
Rozmowa z Marią Ejchart, wiceministrą sprawiedliwości odpowiedzialną w nowym rządzie za więziennictwo.
Filip Folczak: Co zamierza pani zrobić, żeby więzień po wyjściu na wolność był lepszym człowiekiem?
Maria Ejchart: Izolacja więzienna w ostatnich latach przybrała skrajną postać - warunki odbywania zostały zaostrzone. Więźniom wolno mniej, została im również ograniczona możliwość kontaktu bezpośredniego, ale i telefonicznego z rodziną i z obrońcą. Dlatego pierwsze, co zrobiłam, to wprowadziłam prawo do co najmniej dwóch telefonów tygodniowo. Kontakt z rodziną jest superważny. Nie ma mowy o poprawie bez kontaktu ze światem zewnętrznym.
Otworzyłam swoje drzwi na rozmowy z funkcjonariuszami, także liniowymi. Chcę wiedzieć, jak pracują ze skazanymi, z jakimi problemami mierzą się, przygotowując i realizując plan wykonania kary.
Czyli każdy funkcjonariusz Służby Więziennej może się do pani odezwać i pani znajdzie czas, żeby z nim porozmawiać?
Oczywiście. I ja znajduję ten czas. Za chwilę pewnie minie się pan w drzwiach z liniowymi funkcjonariuszami, którzy przyjeżdżają z drugiego końca Polski. Mam zamiar jeździć po więzieniach i rozmawiać ze skazanymi.
Uważam, że system więzienny powinien być bardziej zdecentralizowany. Warszawa nie wie, co się dzieje w przykładowym Tarnowie. Natomiast dyrektor Zakładu Karnego w Tarnowie doskonale wie, jakie są potrzeby tej jednostki i jakie ma możliwości. Bardzo bym chciała, żeby dyrektorzy okręgowi, dyrektorzy jednostek mieli większy wpływ na to, co się u nich dzieje.
Przyglądam się też programowi pracy skazanych. Więźniowie muszą mieć możliwość pracowania.
Według oficjalnych danych Służby Więziennej 96 procent więźniów pracuje...
Pierwszego dnia urzędowania poprosiłam o przygotowanie mi prawdziwych statystyk.
Czyli te nie były prawdziwe?
To nie były prawdziwe statystyki. Chcę wiedzieć dokładnie, ilu więźniów pracuje, na jakich cząstkach etatu, czy pracują odpłatnie, nieodpłatnie, gdzie pracują i ile zarabiają. Ile dostają do ręki, ile z tego idzie na inne cele.
Jest pani zadowolona z tego, jak wygląda sytuacja w polskim więziennictwie?
Czy jestem zadowolona z tego, co zastałam? Czy to mi się podoba? Nie, nie podoba mi się. Te osiem lat to czas, kiedy więzienia w Polsce zostały "zamknięte". Coraz mniej mogliśmy się dowiedzieć o więzieniu ze strony Służby Więziennej, z oficjalnych statystyk. Uważam, że to nie jest dobre. Więziennictwo musi być transparentne.
Więziennictwo zamknęło się też na organizacje pozarządowe, które robiły bardzo wiele dobrego. Sama Służba Więzienna nie jest w stanie zrobić wszystkiego. Więźniowie muszą mieć też kontakt z organizacjami, które przychodzą z ofertą edukacyjną, terapeutyczną, kulturalną. To jest ogromnie ważne.
Następna rzecz to służba zdrowia. Więźniów nie da się leczyć w obecnym systemie, niewydolnym i drogim. Rozważamy różne modele, łącznie z tym, żeby całkowicie wyjąć służbę zdrowia z więziennictwa, czyli po prostu więźniów ubezpieczyć. Jak się dzieje coś poważnego, to [osadzeni - red.] jeżdżą do wolnościowych szpitali i przychodni. Skarb Państwa płaci za to ogromne pieniądze.
Czyli w tym momencie nie wychodzi się z więzienia lepszym człowiekiem?
Więzienie rzadko poprawia.
A co z readaptacją, czyli przysposobieniem do życia w społeczeństwie po pobycie w więzieniu?
Skazani na długie kary w żaden sposób nie są przygotowywani do życia na wolności.
Nie mam idealistycznej wizji więzienia, które zastąpi dom rodzinny i nauczy tego, czego osoba pozbawiona wolności nie miała szansy nauczyć się w dzieciństwie. Natomiast uważam, że więzienie może dać człowiekowi konkretne narzędzia, które pozwolą mu żyć na wolności zgodnie z prawem. Ale to jest program, który musi zacząć się od pierwszego dnia kary. Jak człowiek wchodzi do więzienia nawet z wyrokiem 25 lat, to od pierwszego dnia praca z nim, i jego własna praca, ma być nastawiona na ten dzień ostatni, na dzień wyjścia. W karach długoterminowych chodzi też o to, żeby złapać ten moment, kiedy więzienie już nic człowiekowi nie da. Kiedy już naprawdę trzeba go wypuścić, bo dłuższy pobyt w więzieniu przyniesie tylko szkody.
To brzmi jak plan na miesiące i lata. A tu i teraz ludzie codziennie wychodzą z więzień. Są miejsca, w których tę pomoc mogą uzyskać, ale te miejsca walczą o przetrwanie.
Uważam, że takie organizacje trzeba jak najbardziej wspierać.
Czy jest możliwe, żeby pewne środki uruchomić natychmiast w miejscach, gdzie te pieniądze są potrzebne? Wstrzymaliście wypłaty z Funduszu Sprawiedliwości.
Ministerstwo Sprawiedliwości wstrzymało środki, które wylewały się strumieniami z Funduszu Sprawiedliwości. Powołana została rada śledcza, która zbada te, być może, przestępstwa, które były wokół funduszu. Ale ministerstwo powołało też radę społeczną. Radę osób, które naprawdę znają więzienie, czują te potrzeby. Rada będzie też współdecydować o tym, jak będą konkursy ogłaszane i kto będzie te środki dostawał. Na pewno prawdziwa pomoc postpenitencjarna jest nam bardzo potrzebna. Ważną rolę odgrywa też praca, którą skazani wykonują w trakcie kary. Praca uczy obowiązkowości, odpowiedniego zarządzania czasem. Motywacja do podjęcia zatrudnienia byłaby u skazanych większa, gdyby dawała możliwość odłożenia konkretnych pieniędzy. To, ile dziś dostaje w momencie wyjścia osoba, która ma przepracowanych kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt lat w więzieniu, często nie wystarcza na bilet do domu.
To jest na przykład 50 złotych albo 140 złotych.
Ale nawet jeżeli po piętnastu latach ktoś wychodzi z dwoma tysiącami, to znaczy, że w systemie jest jakiś błąd. Wszystkie inicjatywy postpenitencjarne to są inicjatywy prywatne. Systemowo nie ma na to żadnego pomysłu. Kiedy bierzemy kogoś do więzienia, od tego momentu ponosimy za niego odpowiedzialność. Więzień ma wyjść z więzienia "w stanie niepogorszonym".
Więźniowie opowiadają, że warunki żywieniowe w więzieniach są skandaliczne. Każdy były osadzony, z którym rozmawiałem, mówi, że jeśli nie ma się pomocy z zewnątrz, to bardzo trudno przeżyć.
Stawka żywieniowa jest niska. Wynosi jedno euro. Na pewno to nie jest wyżywienie, które w dłuższej perspektywie służy zdrowiu. Tak nie powinno być.
Co zrobić w sytuacji, kiedy więzień spotyka się z przemocą w zakładzie karnym? Tak jak w Barczewie, gdzie po prostu dochodziło do tortur.
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, to poprosiłam o wszystkie dokumenty związane ze stosowaniem przemocy w Zakładzie Karnym w Barczewie. Wszystkie kontrole, wszystkie zalecenia, spotkanie z dyrektorem, wykaz postępowań, które toczą się w prokuraturze, na jakim są etapie.
W wielu innych zakładach karnych też dochodzi do przemocy.
Tak, problem stosowania przemocy wobec więźniów jest problemem poważnym. Też poprosiłam o dane statystyczne dotyczące wszystkich sytuacji, kiedy trzeba było użyć środków przymusu bezpośredniego w ostatnich latach.
Proszę pamiętać o tym, że została zmieniona definicja takiego zdarzenia nadzwyczajnego [zdarzenia nadzwyczajne to m.in. ucieczki, napaści na funkcjonariuszy i samobójstwa osadzonych - red.]. Nie wszystko trzeba w tej chwili raportować. Trzeba raportować tylko te zdarzenia, które wywołują skutki powyżej siedmiu dni. No, ale co wywołuje takie skutki?
Prawie nic. Trzeba by naprawdę kogoś solidnie skatować.
Tak więc statystyki dotyczące zdarzeń nadzwyczajnych też pięknie spadły. W statystykach wszystko wygląda super.
Co się dzieje, jak jest stosowana przemoc?
Przemoc nie może być stosowana w więzieniu. Środki przymusu bezpośredniego są ostatecznością, których użycie musi być ściśle nadzorowane i ewidencjonowane. Ale istotą tego jest prawo więźnia do skargi.
Ale zostaje nazwany roszczeniowcem. I spotyka się z szykanowaniem, przenoszeniem...
Codziennie do ministerstwa przychodzą listy od skazanych i my czytamy każdy list, który do nas napływa. Te skargi i wnioski bardzo wiele mówią nam o tym, co się dzieje w więzieniu. I więźnia nie mogą spotykać konsekwencje za to, że pisze skargi. Nawet jeżeli jest uznawany za więźnia roszczeniowego. Jak przychodzi dyrektor i mówi, że u niego wszystko super działa, bo nie ma żadnych skarg, to ja już wiem, że to jest zakład karny, któremu się trzeba przyjrzeć.
Jak będą wyglądać polskie więzienia na początku 2025 roku?
Jeszcze w tym miesiącu zlikwidujemy wszystkie cele powyżej dziesięciu osób. Teraz jest ich 580. Największa jest 18-osobowa, w Białymstoku. Moim celem jest zmniejszenie populacji osób pozbawionych wolności [według najnowszych danych w polskich więzieniach i aresztach przebywa ponad 74 tysiące osób - red.]. Drogą do tego są między innymi warunkowe przedterminowe zwolnienia, przerwy w odbywaniu kary.
W tym tygodniu uczestniczyłam w naradzie z sędziami penitencjarnymi. To są sędziowie, którzy decydują o tym, czy ktoś może dostać przerwę, wyjść na tę słynną wokandę. Polityka udzielania warunkowego przedterminowego zwolnienia z odbywania kary w ostatnich latach doprowadziła do znaczącego spadku pozytywnie rozpatrywanych wniosków.
Każdy powinien mieć prawo wyjść wcześniej z więzienia, jeżeli spełni określone warunki. I te warunki muszą być znane od początku kary. Odmowa udzielenia przerwy czy warunkowego zwolnienia powinna być solidnie uzasadniona, tak by skazany i administracja więzienna wiedzieli, nad czym mają pracować do kolejnej wokandy.
Kolejnym zadaniem jest zwiększenie liczby osób, które będą odbywać karę w dozorze elektronicznym. Celem jest też to, żebyśmy dobili do poziomu czterech metrów kwadratowych na więźnia.
Więźniowie są w więzieniach tylko na chwilę. Czasem dłuższą. I w naszym interesie jest to, żeby wrócili jak najlepsi i poprawieni.
Autorka/Autor: Filip Folczak
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Gzell/PAP