Afera hazardowa, której był jednym z bohaterów, zabrała mu polityczne życie, ale w zamian przyniosła "dystans i pokorę". - Zmieniłem się, stałem lepszym człowiekiem i politykiem. Dziś już wiem, że w niej jest za dużo agresji i pomówień - mówi Zbigniew Chlebowski w przededniu walki o mandat senatora. Czy w przypadku wygranej odnajdzie się "izbie refleksji"? Trudno powiedzieć, bo nadal "jest gorącym zwolennikiem likwidacji Senatu". - Żałuję, że nie ma takiej woli. Ale i tak kandyduję.
"Moja ukochana partia, w której mam nadal wielu przyjaciół" - tak o PO mówi nadal jej były członek Zbigniew Chlebowski. Pytany w "Faktach po Faktach" TVN24, czy nie ma za złe premierowi, że nie walczył "jak lew o jego dobre imię po wybuchu afery hazardowej", tak jak dziś walczy o posadę Cezarego Grabarczyka, odpowiada spokojnie: - Tak już jest w polityce, że często zapomina się o dużym dorobku.
Jest co sobie wyrzucać?
O rozmowach z "Rychem", czyli hazardowym potentatem Ryszardem Sobiesiakiem, słowach "na 90 procent, że załatwimy" i spotkaniach na cmentarzu nie mówi inaczej niż "gigantyczna prowokacja polityczna byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego". I dodaje, że to przez nią, a nie przez swoje decyzje i kroki nie jest już dzisiaj głównym rozgrywającym Platformy.
- Od razu zostałem niesłusznie pomówiony i oskarżony. I co z tego, że później oczyszczono mnie z zarzutów. Nikt nie czekał na proces - żali się były szef klubu PO. Gdy pada pytanie, czy w sprawie afery hazardowej nie ma sobie nic do zarzucenia, pewność Chlebowskiego na chwilę znika. - Nie mam, co potwierdziła prokuratura - powie w pierwszej chwili, by po kilkunastu sekundach odpowiedzieć jeszcze raz: - Oczywiście, że mam, bo polityka to także współodpowiedzialność za obywateli.
O odpowiedzialnych rozmowach
Pewność Chlebowskiego wraca, gdy po raz kolejny pada nazwisko Sobiesiaka. - Zapewniam panią, że nie było żadnego załatwiania dla jakiegoś "Rycha" - powtarza. A co było w rozmowach "nie na telefon"? Odpowiedzialność. - Bo tylko odpowiedzialny polityk pracując nad przepisami dotyczącymi przedsiębiorców pyta ich o zdanie - mówi kandydat na senatora. I dodaje: - Ja byłem i jestem odpowiedzialnym politykiem.
To po aferze hazardowej się nie zmieniło. Inne jest jednak spojrzenie Chlebowskiego na politykę. - Takie trudne doświadczenia zawsze zmieniają ludzi. Mnie ono zmieniło na lepsze. I jako człowieka i jako polityka - podkreśla. Do wyborów staje jako kandydat niezależny na senatora głównie po to, by wystawić się pod osąd "wyborców, którzy go znają".
Osąd ważniejszy niż Senat
Jestem gorącym zwolennikiem likwidacji Senatu. Boleje, że nie ma do tego woli politycznej, bo na tej instytucji można zaoszczędzić Zbigniew Chlebowski
- Oni mają prawo mnie ocenić. To może być bolesna weryfikacja, ale z wielkim dystansem i pokorą przyjmę każdy wynik. Nauczyłem się pokory, nauczyłem się dystansu. Mam jednak świadomość, że zawiodłem bardzo wielu ludzi.
I dlatego Chlebowski na wyborców "na pewno się nie obrazi". Bo poddanie pod osąd wyborców jest dla niego ważniejsze niż sam senatorski mandat. Na pytanie czy Senat w ogóle jest Polsce potrzebny, odpowiada: - Jestem gorącym zwolennikiem jego likwidacji. Boleje, że nie ma do tego woli politycznej, bo na tej instytucji można zaoszczędzić.
Źródło: tvn24.pl