Okręgi jednomandatowe w wyborach do Senatu to ważny, ale ryzykowny eksperyment - oceniają politolodzy. Wyjścia są dwa: albo będziemy świadkami zwycięstwa wciąż kształtującego się u nas społeczeństwa obywatelskiego, albo tych, którzy potrafili najbardziej uzależnić od siebie wyborcę.
Historia sporu o jednomandatowe okręgi wyborcze jest w Polsce tak długa, jak jej demokracja. Za początek można uznać wybory w 1991 roku, kiedy do Sejmu trafili reprezentanci 29 ugrupowań a aż 11 komitetów dostało tylko po jednym mandacie. Niemal od razu zaczęto mówić o przeroście partyjniactwa jako jednej z największych słabości nowego systemu. Od tamtej pory pomysł wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych wracał co jakiś czas, najczęściej tuż przed, albo tuż po wyborach.
Polacy za... czym?
- 9 października przy urnie każdy weźmie udział w rewolucji – podkreślają politolodzy. Kłopot w tym, że nikt nie wie czyim zwycięstwem rewolucja się zakończy. - Bez względu na wynik, wprowadzenie jednomandatowych okręgów w wyborach do Senatu to bez wątpienia wyjście naprzeciw oczekiwaniom społeczeństwa – zwraca uwagę dr Materska-Sosnowska.
Rzeczywiście, kiedy na początku września CBOS i Instytut Spraw Publicznych zapytały Polaków o to, jak oceniają pomysł wprowadzenia JOW, aż 66 procent badanych odpowiedziało: „pozytywnie”. Większość z tej grupy wskazała, że najbardziej ceni sobie prostotę tego rozwiązania. Ale politolodzy w tej kwestii mówią dwugłosem.
Kacyk wyeliminuje opozycję?
Mimo stanowiska Trybunału Konstytucyjnego, który w lipcu uznał, że wprowadzenie jednomandatowych okręgów w wyborach do Senatu nie narusza konstytucji, dr Rafał Chwedoruk mówi: – Takie wybory są niedemokratyczne, bo prowadzą do niereprezentatywności parlamentu, pozwalają na powstawanie twierdz wyborczych i marginalizację pewnej grupy społeczeństwa.
Politolog UW zwraca zresztą uwagę na więcej zagrożeń, na przykład na możliwość „skrajania” okręgów wyborczych przez rządzące partie w taki sposób, by „wykroić” z nich miejsca, w których mają bezwzględną przewagę i zapewnić sobie w ten sposób mandat.
Zgodnie z Kodeksem Wyborczym, który wszedł w życie 1 sierpnia, Polska została podzielona na 100 nowych okręgów wyborczych. Są one znacznie mniejsze od tych, które dotychczas obowiązywały w wyborach do Senatu („starych” okręgów było tylko 40). Teraz senatorowie będą reprezentowali po kilka powiatów, niekiedy nawet tylko kilka dzielnic dużego miasta. I tak na przykład Warszawa została podzielona na cztery okręgi wyborcze (dotychczas jeden okręg, z którego do izby wchodziło czterech senatorów).
Zdaniem Chwedoruka na „wykrajaniu” okręgów zagrożenia się nie kończą. Kolejnym jest zjawisko tzw. „kacykizmu”. – W takim systemie jedna osoba – wpływowy biznesmen, czy samorządowiec – jest w stanie osobiście albo przez swoje powiązania podporządkować sobie okręg, eliminując skutecznie opozycję. Szczególnie jeżeli to obszar dotknięty bezrobociem a on jest jedynym pracodawcą – zaznacza.
Zwycięzca bierze wszystko
Ale już dla kolejnego eksperta, Andrzeja Sadowskiego z Centrum im. Adama Smitha, takie scenariusze to tylko straszenie i pretekst do zdyskredytowania idei JOW po to, by zablokować podobną zmianę w wyborach do polskiego Sejmu. – Zmiany w ordynacji do Senatu to przykład zwycięstwa społeczeństwa obywatelskiego nad partiami władzy. Nowy sposób wyboru senatorów daje szansę na wzmocnienie środowisk lokalnych i utrudnienie, czy wręcz uniemożliwienie, przywożenia kandydatów w teczkach - ocenia ekonomista.
9 października, wybierając senatorów, nie będziemy wskazywać dwóch, trzech lub czterech osób (w zależności od liczby mandatów, które były do zdobycia w okręgu), ale jedną. Każdy komitet wyborczy będzie mógł zgłosić w danym okręgu też tylko jednego kandydata. Miejsce w Senacie zdobędzie ten, który otrzyma najwięcej głosów.
- Ten system na pewno daje szansę na większą personalizację, mocniejsze zawiązanie relacji wybierany-wybierający. To z kolei może pozwolić bardziej zaangażować społeczeństwo i przekonać, że to ono – a nie partie – wskazuje kto może, a kto nie może zostać parlamentarzystą – podkreśla Materska-Sosnowska. Politolog zgadza się jednak z obawami przed faworyzowaniem kandydatów – zwłaszcza „w głębokim terenie” - mających lepsze kontakty i potrafiących w jakiś sposób uzależnić od siebie lokalną społeczność.
Do ideału daleko. Ale trzeba próbować
- Pamiętajmy jednak, że nie ma idealnych rozwiązań a demokracja też idealnym systemem. Tyle że nadal nie wymyśliliśmy nic lepszego. Okręgi jednomandatowe w wyborach do Senatu do dobry eksperyment w naszej wciąż słabiutkiej demokracji – ocenia Majerska-Sosnowska i podsumowuje:- Praktyka JOW skutecznie funkcjonuje np. w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy Francji, ale w tych krajach możemy mówić o „wykształconych społeczeństwach obywatelskich”. U nas cały czas rodzi się ono w bólach.
Łukasz Orłowski/ ola
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24