Bertold Kittel, Anna Sobolewska i Piotr Wacowski, autorzy reportażu "Polscy neonaziści", zostali laureatami przyznanej po raz 14. Nagrody Radia ZET imienia Andrzeja Woyciechowskiego. Dziennikarze "Superwizjera" TVN/TVN24 odebrali statuetkę na środowej gali w warszawskiej galerii Zachęta.
Wyemitowany 20 stycznia 2018 roku reportaż "Polscy neonaziści" zapewnił autorom Bertoldowi Kittelowi, Annie Sobolewskiej i Piotrowi Wacowskiemu Nagrodę Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego.
Nagrodę co roku otrzymują dziennikarze, którzy "łamią stereotypy, wykraczają poza schematy i zaglądają za kulisy otaczającej nas rzeczywistości".
Jednym z trzech finalistów konkursu był także Grzegorz Głuszak, który został nominowany za reportaż "Superwizjera" - "25 lat za niewinność" - wyemitowany 10 marca 2018 roku na antenie telewizji TVN24.
Kolejnym nominowanym był dziennikarz i reporter Paweł Reszka za swoją książkę "Mali Bogowie 2".
"Zaszczyt i zobowiązanie"
W imieniu trójki nagrodzonych dziennikarzy głos zabrał Bertold Kittel, który w pierwszych słowach podziękował kapitule konkursu. - Dziękuję wszystkim dziennikarzom, którzy swoim profesjonalizmem uhonorowali ten materiał, ponieważ on powstawał w wielkim trudzie - dodał.
W swoim przemówieniu podkreślił, że reportaż był debiutem Anny Sobolewskiej i Piotra Wacowskiego. - Piotr jest operatorem, który ma też swój współudział w materiale Grzegorza Głuszaka - powiedział.
Przyznanie nagrody im. Andrzeja Woyciechowskiego "jest dla nas przede wszystkim ogromnym zaszczytem, ale również zobowiązaniem na przyszłość" - dodał Kittel.
- Przyjmujemy tę nagrodę z radością, satysfakcją, ale przede wszystkim z pokorą. Pamiętamy bowiem, że reportaż, który został dzisiaj uhonorowany, pokazał obraz świata, który dla wielu z widzów był przerażający - powiedział Kittel.
"Zdjęcia swastyk i uniesionych dłoni wstrząsnęły nami"
Dodał również, że wykonane w 2017 roku "zdjęcia swastyk i uniesionych dłoni, wstrząsnęły nami". W tym miejscu dziennikarz przypomniał także wypowiedź powstańca warszawskiego Andrzeja Wiczyńskiego, pseudonim "Antek", który po obejrzeniu reportażu przyznał, że był tak wstrząśnięty tym, co zobaczył już na początku materiału, że w jego połowie musiał wyłączyć telewizor.
Kittel przytoczył słowa powstańca, który powiedział, że "marzy, żeby być oskarżycielem posiłkowym", jeżeli ci neonaziści zostaną posadzeni na ławie oskarżonych.
Jak przypomniał Bertold Kittel, do tej pory w tej sprawie skazana została tylko jedna osoba. - W obliczu dowodów, które zostały przez nas przedstawione, po prostu przyznała się do winy i poddała karze - wyjaśnił.
"Kilka par oczu otworzyło się szerzej"
- Realizując materiał o polskich neonazistach, nie raz naraziliśmy swoje bezpieczeństwo. Zawsze będę szanował odwagę Ani i Piotra, którzy ryzykowali wiele, przenikając do środowiska neonazistów - mówił Kittel.
Przypomniał również, że podczas przygotowania materiału było kilka sytuacji, w których "nie mieliśmy żadnej kontroli, jeśli chodzi o bezpieczeństwo". Przyznał, że były momenty, w których "gdyby coś poszło nie tak, gdyby doszło do zdemaskowania, jakakolwiek interwencja byłaby niemożliwa".
- Zdawaliśmy sobie sprawę, że naszym obowiązkiem, jako dziennikarzy wolnych i niezależnych mediów, jest pokazanie, czym naprawdę jest prawicowy ekstremizm. Jak rośnie w siłę i jak bezkarnie czuje się w naszym kraju - podkreślił dziennikarz. - Mam poczucie, że dzięki temu reportażowi coś się w Polsce zmieniło na lepsze, a kilka par oczu otworzyło się jeszcze szerzej - dodał.
"Zadaniem odpowiedzialnych mediów jest odsłanianie fałszu"
- Po materiale o neonazistach, wielu przedstawicieli władzy zaatakowało nas, a ten zjednoczony front obrony neonazistów okazał się dosyć hałaśliwy. Ale my nie mamy żadnych wątpliwości, że zadaniem wolnych i odpowiedzialnych mediów jest odsłanianie fałszu i mówienie głośno, gdy dzieje się zło - mówił dalej Kittel.
- Nasze materiały stały się na tyle dopracowane i na tyle blisko podchodzimy do zjawisk, które opisujemy, że ludziom, których portretujemy, trudno jest sformułować pozew do sądu, a nawet sprostowanie - wyjaśnił.
Nagroda im. Andrzeja Woyciechowskiego
Nagroda Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego po raz pierwszy została przyznana w 2005 roku, w piątą rocznicę śmierci swojego patrona. Jest uznawana za jedną z najbardziej prestiżowych nagród świata dziennikarskiego w Polsce. W Kapitule Konkursu zasiadają wybitni przedstawiciele polskiego dziennikarstwa i rynku mediów oraz Katarzyna Radziwiłł – córka Woyciechowskiego.
Andrzej Woyciechowski był dziennikarzem. W latach studenckich prowadził warszawski kabaret "Stodoła", pisał również teksty piosenek, między innymi dla Magdy Umer. W stanie wojennym nawiązał współpracę z francuską agencją prasową Agence France Presse, z sekcją polską BBC, a także Radiem Wolna Europa. 1990 roku założył Radio Gazeta, które szybko zamieniło nazwę na Radio ZET.
Nazistowskie marsze i płonąca swastyka
Na początku 2017 roku dziennikarzom "Superwizjera" TVN udało się przeniknąć z ukrytymi kamerami do środowiska polskich neonazistów. Nie ujawniając swojej tożsamości, kontaktowali się między innymi z członkami stowarzyszenia Duma i Nowoczesność, a w maju zostali zaproszeni na obchody 128. urodzin Adolfa Hitlera.
Impreza odbyła się na wzgórzu, w lesie nieopodal Wodzisławia Śląskiego. Na nagraniach, które wykonali dziennikarze "Superwizjera" widać czerwone flagi ze swastykami, słychać płynące z głośników nazistowskie marsze wojskowe, zbudowano również coś na wzór "ołtarzyka" ku czci Adolfa Hitlera z jego czarno-białą podobizną. Zawieszona w centralnym miejscu wielka drewniana swastyka nasączona była podpałką do grilla i po zmroku zapłonęła. Na jej tle robiono sobie zdjęcia.
Zarzuty "propagowania nazistowskiego ustroju"
Reportaż ukazał się na antenie TVN24 20 stycznia 2018 roku i został określony przez media jako "wstrząsający", "szokujący" i ujawniający nieznane wcześniej oblicze polskiego neonazizmu.
Głos zabrało Ministerstwo Sprawiedliwości. - Powołany przez ministra sprawiedliwości zespół przygotował projekt zmiany Kodeksu karnego usuwający zapis mówiący o karaniu jedynie za publiczne propagowanie faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego - informował w lutym rzecznik ministerstwa Jan Kanthak.
Przepis stanowił, że "kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Szef resortu spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński przedstawił w Sejmie informacje resortu na temat osób i organizacji, co do których może zachodzić podejrzenie propagowania totalitarnych ustrojów oraz nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych i wyznaniowych.
Brudziński podkreślił wtedy, że stanowisko rządu głosi: zero tolerancji dla jakichkolwiek przejawów propagowania, afirmowania, gloryfikowania zbrodniczych ustrojów totalitarnych.
Po emisji materiału Starostwo Powiatowe w Wodzisławiu Śląskim skierowało do Sądu Rejonowego w Gliwicach wniosek o rozwiązanie stowarzyszenia Duma i Nowoczesność. Prokuratura Okręgowa w Gliwicach wszczęła postępowanie dotyczące publicznego propagowania faszyzmu.
Już w lutym informowano o zatrzymaniu sześciu osób, którym zarzucono propagowanie nazistowskiego ustroju poprzez "zorganizowanie i przeprowadzenie 128. rocznicy urodzin przywódcy Rzeszy Niemieckiej, w trakcie której pochwalano, afirmowano te rządy, prezentowano i wykorzystywano emblematy, nagrania i teksty oraz inne gesty nawiązujące do symboliki nazistowskiej".
Pierwszy skazany, sześciu podejrzanych
Pierwszy wyrok w sprawie zapadł w październiku 2018 roku. Adam B., jeden z uczestników "obchodów urodzin Hitlera" został skazany na karę grzywny w wysokości 13 tysięcy złotych.
Skazany dobrowolnie poddał się karze, został uznany za winnego propagowania faszyzmu, a także nielegalnego posiadania broni.
W śledztwie prowadzonym przez katowicką delegaturę Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod nadzorem gliwickiej prokuratury jest jeszcze sześciu podejrzanych. W październiku informowano, że trwają końcowe czynności, po których zostanie skierowany do sądu akt oskarżenia.
Autor: est/adso/kwoj / Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24