Dyżurny ruchu ze Starzyn sądził, że prawidłowo przestawił zwrotnicę i puścił pociąg właściwym torem - dowiedziało się RMF FM z materiałów prokuratury. Wynika tak z rozmowy dyżurnego z koleżanką z sąsiedniej stacji, do której dotarł reporter stacji.
RMF FM dotarło do nagrania rozmowy, które w śledztwie zabezpieczyła prokuratura. Wynika z niej, że zarówno dyżurny z posterunku Starzyny, jak i jego koleżanka ze Sprowy, wiedzieli o usterce zwrotnicy i o tym, iż nie działa jej zdalne sterowanie.
W nagraniu dyżurny miał powiedzieć, że musi iść przestawić ją ręcznie. Gdy koleżanka wywołała go przez radio chwilę później, nie odpowiedział. Według RMF kobieta zeznała w prokuraturze, że była przekonana, iż mężczyzna w tym czasie wyszedł przestawić zwrotnicę.
Z rozmowy dyżurnych wynika też, że oboje byli przekonani, iż puścili pociągi właściwymi torami. Kobietę zaniepokoiło dopiero to, że po około siedmiu minutach - a tyle czasu zajmuje pociągowi przejechanie odcinka pomiędzy stacjami - nie zobaczyła świateł nadjeżdżającego Interregio z Warszawy.
- Czujność obydwojga dyżurnych uśpiona została więc prawdopodobnie dlatego, że oboje byli przekonani, iż zrobili wszystko tak, jak należy. Najprawdopodobniej dlatego nie uczynili nic, by zatrzymać pociągi, a takie możliwości daje choćby system odcięcia prądu w trakcji elektrycznej - powiedział reporterowi RMF FM jeden z prokuratorów znających sprawę.
Fakt kontaktowania się dyżurnych przed katastrofą potwierdził tvn24.pl prokurator Tomasz Ozimek.
Były usterki na torze
Informację o usterkach zwrotnicy, do której doszło bezpośrednio przed wypadkiem, podała TVN24. W Starzynach awarii uległa jedna ze zwrotnic, uniemożliwiając przekierowanie pociągu relacji Warszawa-Kraków na inny tor. W Sprowie kilka minut później wygasł sygnał zezwalający na jazdę, w wyniku czego podano zezwalający na przejazd w sytuacji awaryjnej tzw. sygnał zastępczy. Na tej podstawie na ten sam tor, na którym znalazł się pociąg z Warszawy, wjechał pociąg jadący do Warszawy. Z zapisów w kolejowych dokumentach wynika także, że dyżurny ruchu ze Starzyn powinien wiedzieć, że jedna z jego zwrotnic nie działa. Fakt pojawienia się usterek potwierdził Adam Młodawski, dyrektor Zakładu Linii Kolejowych.
Dyżurny ze Starzyn przebywa w szpitalu psychiatrycznym w Lublińcu. Nie został jeszcze przesłuchany ze względu na stan zdrowia. Prokuratura chce mu postawić zarzut nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym. Według nieoficjalnych informacji TVN24 stan mężczyzny poprawia się, a prokuratura zamierza wnioskować o jego tymczasowe aresztowanie.
W sobotę wieczorem w pobliżu Szczekocin koło Zawiercia zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wschodnia - Kraków Główny. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka jechał pociąg Przemyśl-Warszawa. Zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych. Śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa w Częstochowie.
Źródło: RMF FM, TVN24