Dron zrzucił flarę na Balice. Miał też latać nad innym lotniskiem

W sieci pojawiło się nagranie z drona
W sieci pojawiło się nagranie z drona
Źródło: tvn24

Do sieci trafiło nagranie, które ma przedstawiać zrzucenie z drona flary na wojskowe Balice. Śledztwo ws. urządzenia, które w marcu zeszłego roku pojawiło się nad lotniskiem, prowadzi prokuratura wspólnie z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego. TVN24 nieoficjalnie ustaliła, że do podobnego zdarzenia miało wcześniej dojść także na innym polskim lotnisku - prawdopodobnie z udziałem tej samej osoby i urządzenia.

Dron pojawił się nad wojskową częścią lotniska w marcu 2014 roku. Po otrzymaniu filmu, mającego dokumentować incydent, śledztwo od listopada ubiegłego roku prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Krakowie wspólnie z ABW.

Jak powiedział Piotr Kosmaty z krakowskiej prokuratury, postępowanie prowadzone jest w kierunku naruszenia przepisów prawa lotniczego oraz sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym. Grozi za to do 8 lat więzienia.

Według nieoficjalnych informacji TVN24, śledztwo mogło być wszczęte dużo wcześniej, gdyby o incydencie poinformowała żandarmeria wojskowa, która jako pierwsza pojawiła się na miejscu zdarzenia i posprzątała po nim lotnisko.

Postępowanie ruszyło jednak dopiero po tym, jak do służb - m.in. CBA i ABW - trafił film dokumentujący zdarzenie. Nie wiadomo jednak kto jest autorem nagrania i kto je nadesłał.

Bez podejrzanych

Na filmie widać, jak na wojskową część lotniska w Balicach zostaje zrzucona flara, w aktach śledztwa mowa z kolei o "niewielkim ładunku wybuchowym". Nie ma pewności, czy film jest autentyczny, ale to na jego podstawie prowadzone jest śledztwo. Nagranie jest też dostępne w internecie, mimo że śledztwo zostało objęte klauzulą tajności.

Kosmaty nie ujawnia więcej szczegółów. Jak podkreślił, postępowanie prowadzone jest w sprawie, ewentualny sprawca nie został ustalony. Do tej pory nikogo też nie przesłuchano, ani nikomu nie postawiono zarzutów.

TVN24 nieoficjalnie ustaliła, że to prawdopodobnie nie pierwszy taki incydent z udziałem tej samej osoby i tego samego drona. Do podobnego zdarzenia miało dojść wcześniej także na innym, polskim lotnisku.

Przeleciał tuż obok samolotu

W poniedziałek doszło do incydentu z udziałem innego drona w pobliżu Lotniska Chopina w Warszawie.

Samolot Lufthansy lecący z Monachium do Warszawy podchodził do lądowania od strony Piaseczna. Piloci w odległości stu metrów zauważyli urządzenie. Udało im się jednak bezpiecznie wylądować. O incydencie powiadomili wieżę.

W rejon zdarzenia wysłano śmigłowiec operacyjny i patrole policji. Teren sprawdził też śmigłowiec wojskowy, ale ani drona, ani jego właściciela nie udało się wtedy namierzyć.

39-letni mieszkaniec okolic Piaseczna, podejrzewany o spowodowanie incydentu został zatrzymany we wtorek i przesłuchany. - Po wykonaniu tych czynności mężczyzna został zwolniony - powiedział oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Piasecznie asp. sztab. Maciej Blachliński. Dodał, że drona zatrzymano w celu przeprowadzenia ekspertyzy i odczytania ewentualnej trajektorii lotu tego urządzenia, żeby potwierdzić, czy to właśnie ono brało udział w incydencie w pobliżu lotniska. Dopiero po dokonaniu tych ustaleń będzie można rozmawiać o konsekwencjach - podkreślił Blachliński.

Za spowodowanie zagrożenia w ruchu powietrznym grozi do ośmiu lat więzienia.

Autor: js,ts//rzw / Źródło: Fakty TVN, tvn24.pl

Czytaj także: