Zawsze uważałem, że lepiej coś wygrać dla Polski, dla regionu, niż kogoś utrącić - skomentował strategię polskiego rządu w negocjacjach dotyczących obsady najważniejszych unijnych stanowisk Donald Tusk. - To, że przewodniczącym Komisji Europejskiej nie będzie ktoś, kto chciał bronić niezależności sądów, nie tylko w Polsce i to, że w związku z tym polski rząd nic nie ugrał dla siebie, to na pewno nie jest powód do satysfakcji - dodał szef Rady Europejskiej.
Rada Europejska nominowała we wtorek na stanowisko szefowej Komisji Europejskiej Niemkę Ursulę von der Leyen. Zgodnie z wypracowanym w czasie maratonu rozmów na unijnym szczycie konsensusem Francuzka Christine Lagarde ma zostać szefową Europejskiego Banku Centralnego, a Hiszpan Josep Borrell szefem unijnej dyplomacji. Donalda Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej zastąpi Belg Charles Michel.
W środę natomiast Parlament Europejski wybrał na swojego przewodniczącego Włocha Davida Sassolego. Według źródeł dyplomatycznych ustalenie ze szczytu było takie, że socjaliści w europarlamencie mieli wystawić Bułgara Sergeja Staniszewa. Tak się jednak nie stało i w środę szefem tej izby został inny socjalista, właśnie Sassoli. W rezultacie na czołowych stanowiskach w Unii nie ma ani jednego reprezentanta Europy Środkowo-Wschodniej.
- Trzeba umieć walczyć o swoje interesy - komentował w czwartek rozdział unijnych stanowisk Donald Tusk. Jak dodał, "niektórzy byli tak skoncentrowani na tym, żeby zablokować kandydaturę Fransa Timmermansa", że "postanowili zrezygnować z jakichkolwiek ambitnych aspiracji na rzecz swoich kandydatów, nie zgłaszając ich w ogóle". - Domyślacie się państwo, o kim mówię - zwrócił się do dziennikarzy.
Kandydatura dotychczasowego pierwszego wiceprzewodniczącego Komisji Fransa Timmermansa na szefa tej instytucji podzieliła unijnych przywódców. Sprzeciwiała się jej mocno Grupa Wyszehradzka. Po szczycie Rady Europejskiej Donald Tusk informował, że Holender pozostanie wiceprzewodniczącym Komisji.
"Autonomiczna decyzja parlamentu"
Pytany w czwartek o to, czy jest zaskoczony zmianą kandydata na stanowisko przewodniczącego europarlamentu, Tusk podkreślił, że "to nie jest rolą szefa Rady Europejskiej i w ogóle Rady Europejskiej, aby wyznaczać kandydatów na szefa parlamentu".
- Usłyszeliśmy solenną obietnicę ze strony socjalistycznych premierów, że będą pracowali na rzecz tego, żeby kandydat ze wschodniej Europy został szefem parlamentu. Nie mam niestety najmniejszego wpływu na pracę parlamentu, to jest jego autonomiczna decyzja, ale na pewno nie ułatwia nam ona budowy balansu geograficznego - zauważył.
Dodał, że będzie rozmawiał w czwartek na ten temat z nominowaną na stanowisko szefowej Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, "w kontekście jej programu na przyszłość". - Myślę, że znajdę dobre argumenty - powiedział.
"Nie widzę żadnego powodu do satysfakcji dla polskiego rządu"
Komentując taktykę negocjacyjną Europy Środkowo-Wschodniej, Tusk stwierdził, że "zawsze uważał, że lepiej coś wygrać dla Polski, dla regionu, niż kogoś utrącić".
- Nazwijmy rzecz po imieniu: rząd Mateusza Morawieckiego był przeciwny Fransowi Timmermansowi, ponieważ ten odważył się bronić niezależności polskiego systemu sprawiedliwości, polskich sędziów. W jakimś sensie to Timmermans występował w interesie polskich obywateli przeciw złym projektom, które miały ograniczyć wolności obywatelskie w Polsce, więc nie widzę żadnego powodu do satysfakcji dla polskiego rządu, poza tym, że generalnie mamy rozwiązane problemy personalne w Europie. Ale to, że nie będzie przewodniczącym ktoś, kto chciał bronić niezależności sądów, nie tylko w Polsce i to, że w związku z tym polski rząd nic nie ugrał dla siebie to na pewno nie jest powód do satysfakcji - ocenił.
"Nie znam powodów, dla których eurodeputowany Krasnodębski doznał tak upokarzającej klęski"
Ewa Kopacz została w środę wybrana jedną z 14 wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego. O to stanowisko walczył także były wiceszef PE profesor Zdzisław Krasnodębski z PiS, którego zaproponowała frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. W trzeciej, ostatniej turze otrzymał jednak jedynie 85 głosów, przegrywając z Włochem Fabio Massimo Castaldo, na którego zagłosowało 248 deputowanych.
Donald Tusk przyznał w czwartek, że pogratulował byłej polskiej premier. - Myślę, że to jest bardzo fajna puenta jej aktywności politycznej i publicznej w Polsce. Nie będę cytował klasyków i nie powiem, że jej się to należało, ale widzę w tej decyzji pewną sprawiedliwość - dodał.
Przyznał też, że "nie zna powodów", "dla których eurodeputowany Krasnodębski doznał tak upokarzającej klęski". - Ale oczywiście jest to bardzo przykry obraz, jak się widzi, ile głosów dostał. Są zawsze dwie metody postępowania: polski rząd zdecydował się działać negatywnie, to znaczy blokować, a nie wygrywać coś dla siebie. I to ma wtedy swoje konsekwencje - ocenił.
- Widzę, kiedy to porównuję z naszą pozycją w Europie sprzed kilku lat, że generalnie lepiej mieć pozytywne projekty, bo inaczej cię wtedy traktują, nie tylko w Europie, ale i w życiu. Kiedy ludzie widzą kogoś, kto mówi "nie, nie, nie", to ok, czasem bywa skuteczny, ale nikt nie chce z nim na dłużej współpracować. A jeśli ktoś mówi: mam dobry pomysł, i dla was, i dla siebie, to wtedy lepiej to wygląda. Ale ja nie odpowiadam dzisiaj za decyzje rządu - dodał.
Autor: kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24