Donald Tusk w Sandomierzu mówił o inflacji, współpracy na opozycji, edukacji, nadchodzących wyborach i europejskich funduszach, recenzował też rządy Zjednoczonej Prawicy. - Kaczyński wziął nas wszystkich za zakładników swoich obsesji i zablokował 360 miliardów europejskich, czyli naszych, pieniędzy. To nie są żarty - mówił.
Donald Tusk spotkał się w sobotę z mieszkańcami Sandomierza w województwie świętokrzyskim, gdzie mówił o sprawach bieżących. - Inflacja, drożyzna, ceny energii, upadek inwestycji, zagrożenie takiego bezpieczeństwa gospodarczego i państwa jako całości i każdej polskiej rodziny to chyba ten moment, w którym musimy bardzo głośno, jak tylko to możliwe, podnieść krzyk w sprawie polskich pieniędzy, które są zablokowane przez Kaczyńskiego i to już od wielu miesięcy - mówił, nawiązując do niewypłaconych europejskich środków.
- Te pieniądze, które są polskimi pieniędzmi, są blokowane w czasie, kiedy wiadomo że Polska będzie musiała pożyczyć 400 miliardów złotych na przyszły rok. Chcę się wam w ogóle liczyć, ile wasze wnuki, bo o dzieciach to wiadomo, będą płaciły za te pożyczki? - pytał. - Kaczyński wziął nas wszystkich za zakładników swoich obsesji i zablokował prawie 400, 360 miliardów europejskich, czyli naszych, pieniędzy. To nie są żarty. Inaczej tego się nie da opowiedzieć - dodał.
Tusk do Kaczyńskiego: czas najwyższy, żeby pan skapitulował przed polską opinią publiczną
Tusk zwrócił się potem bezpośrednio do Jarosława Kaczyńskiego. - To ostatni moment, pan już przegrał przecież tę wojnę. Wszyscy wiemy, i w Polsce i na świecie, że tę strategię, jaką pan zaproponował, to strategia przeciwko najbardziej żywotnym interesom Polek i Polaków i Polski jako państwa. To tak oczywiste i tę wojnę pan przegrywa, ale my jesteśmy tego ofiarami. Czas najwyższy, żeby pan skapitulował przed polską opinią publiczną, podpisał ten akt PiS-owskiej kapitulacji i oddał pieniądze Polakom - oświadczył.
- Nie masz prawa zabierać nam tych pieniędzy. Od tego zależy los Polski, przyszłych pokoleń, to czy będziemy zadłużeni po uszy i to też na kilka pokoleń. Musisz to zrobić, inaczej ludzie tego nie darują - dodał.
Tusk: tyle warta jest władza, ile rzeczywiście może pomóc ludziom
Tusk w trakcie spotkania poruszył temat zaangażowania polityków. Wspominał, że jako premier w 2010 roku odwiedził Sandomierz, który wówczas został dotknięty przez powódź i bezpośrednio rozmawiał z mieszkańcami o zagrożeniu i konieczności ewakuacji. Wspominał też o wysiłkach na rzecz uratowania miejscowej huty szkła.
- Dzisiaj mam przekonanie równie mocne jak wtedy, że tyle jest warta polityka, tyle warte jest zaangażowane społeczne, tyle warta jest władza, ile rzeczywiście może pomóc ludziom - mówił szef PO.
Jak dodał, jest dla niego oczywiste, że czy to w sytuacji powodzi, fali migrantów, wojny czy drożyzny, trzeba wyjść na ulice i podać drugiemu człowiekowi rękę. - A kiedy trzeba i ma się do tego możliwości, trzeba też znaleźć pieniądze i środki na odbudowę zniszczonych domów czy ratowanie miejsc pracy w hucie szkła - zauważył.
Tusk: wyznacznikiem inflacji cena chleba
Zwracał też uwagę na obecną dokuczliwą drożyznę. Przypomniał, że według oficjalnych danych inflacja obecnie wynosi 17,9 procenta. Zwracał przy tym uwagę, że wyznacznikiem prawdziwej inflacji i drożyzny jest cena chleba. Mówił, że w wielu miejscowościach, które odwiedza, upadły piekarnie czy cukiernie z uwagi na ceny gazu i prądu.
Zaznaczył, że na szczęście piekarnia w Sandomierzu działa i robi co może, żeby z cenami nie przesadzić, ale - jak mówił - dzisiaj bochenek chleba kosztuje 5,20 złotego, a rok temu było to 3,50 złotego. Podkreślił, że mieszkańcy, którzy ciężko pracują lub są już na emeryturze i idą kupić chleb, mąkę czy olej "dobrze wiedzą każdego dnia, co to znaczy drożyzna w Polsce i że nie jest to żadne 18 procent"
Tusk: żyjemy w naszym kraju, gdzie władza daje najbardziej oburzające przykłady kompletnej obojętności i bezkarności
Tusk zarzucił też ludziom władzy, że wykorzystują ją do zdobycia pieniędzy. - Żyjemy dzisiaj w naszym kraju, gdzie władza daje najbardziej oburzające przykłady kompletnej obojętności i bezkarności i cynizmu wtedy, kiedy miliony polskich rodzin każdego dnia naprawdę martwi się o to, jak przeżyć tą najbliższa zimę - mówił.
- Czytamy, i to są przecież wieści z ostatnich kilkudziesięciu godzin, że ci wszyscy, dla których drożyzna nie jest problemem, bo umościli się w spółkach Skarbu Państwa, że ich stać także na to, żeby wesprzeć swoją partię polityczną i to w sposób taki, który aż krzyczy, w taki sposób działają, że właściwie w każdym demokratycznym, normalnym, przyzwoitym państwie po ujawnieniu takich informacji właściwie nikt nie miałby dalej moralnego prawa, moralnego mandatu sprawować władzę - dodał.
Nawiązał w ten sposób do informacji dziennikarzy "Czarno na białym" TVN24, którzy ustalili, że kilkudziesięciu menedżerów pracujących dla zależnych od rządu spółek wpłaciło jednego dnia równe, identyczne kwoty na kampanię wyborczą w 2019 roku dla dwóch kandydatek PiS.
- Czy to nie jest symboliczne dla tej władzy, że gość, który miał walczyć z korupcją, bo był szefem CBA, pan (Ernest) Bejda, znalazł się we władzach PZU w nagrodę i dobrze przypilnował, żeby członkowie władz PZU spółki Skarbu Państwa, wszyscy bez wyjątku związani z partią rządzącą wpłacili po 45 tysięcy złotych na konto tej partii? - pytał Tusk.
OGLĄDAJ REPORTAŻE W TVN24 GO: Do spółki z PiS. Parakampania Do spółki z premierem. Darowizna na Mateusza Morawieckiego
- Dziś, czy wczoraj wieczorem ogłoszono pełną listę tych, którzy dostają fuchę, za grube pieniądze i ich zadaniem nie jest oczywiście dobrze prowadzić te spółki Skarbu Państwa, czy dbać o interes obywateli - zauważał. - Okazuje się, że ich pierwszym obowiązkiem jest wpłacić te 45 tysięcy złotych na konto PiS, a wśród nich jest człowiek, który był szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego - zaznaczał.
Szef PO tłumaczył, że "w normalnym kraju antykorupcyjna policja zbadałaby te wszystkie wpłaty, jak to się dzieje, jak ten mechanizm tego splątania władzy, pieniędzy spółek państwowych, finansowania partii politycznej działa".
Tusk o "punkcie wyjścia do rozmowy o ratowaniu polskiego szkolnictwa"
W Sandomierzu Tusk mówił też o edukacji. - Średnia płaca a nie minimalna jako minimum nauczycielskie, to jest punkt wyjścia do rozmowy o ratowaniu polskiego szkolnictwa i dopiero konsekwencją może być naprawa systemu - powiedział. Zaznaczał, że "najlepsi muszą chcieć być nauczycielem", muszą mieć powołanie i naprawdę muszą dobrze zarabiać".
Tusk zwracał uwagę, że brakuje chętnych do wykonywania tego zawodu. - Nauczyciele mówią mi o tym dramacie kompletnego braku napływu młodych kadr do szkół. Średnia wieku w wielu szkołach jest dziś przedemerytalna lub emerytalna. Radykalnie przesunął się wiek aktywnych nauczycieli - zauważył.
Panie Czarnek, pan nie jest od kontrolowania polskiej szkoły, polskiej dzieci, polskich nauczycieli. To my, rodzice, dziadkowie, babcie, mamy, nauczyciele, uczniowie, to my jesteśmy od kontrolowania władzy. Panie ministrze Czarnek, ręce na kołderce to jest do pana raczej głos
- Nie dziwię się apatii części środowiska, bo "tak po krzyżu dostać" i zarabiać po 2,5 tysiąca złotych na rękę po tylu latach pracy, po wysiłku edukacyjnym, po inwestowaniu we własne kompetencje i później idzie się do niedoinwestowanej szkoły i zarabia śmieszne pieniądze, gdzie się ma harować na dwóch, trzech etatach - przyznał.
W tym temacie szef PO mówił także o uchwalonym przez większość Sejmową lex Czarnek 2.0. - Dlaczego oni mają na tym punkcie jakąś taką naprawdę zupełnie niestandardową obsesję? Dlaczego chcą tak bardzo kontrolować nasze życie, naszych dzieci w każdym aspekcie? Dlaczego chcą każdemu zaglądać pod kołdrę? - pytał.
- Panie Czarnek, pan nie jest od kontrolowania polskiej szkoły, polskiej dzieci, polskich nauczycieli. To my, rodzice, dziadkowie, babcie, mamy, nauczyciele, uczniowie, to my jesteśmy od kontrolowania władzy. Panie ministrze Czarnek, ręce na kołderce to jest do pana raczej głos - oświadczył, zwracając się do szefa resortu edukacji i nauki.
Tusk do liderów opozycji: nie możecie pozwolić sobie na jakikolwiek hazard
Tusk pytany był, jaka jest szansa na zjednoczenie opozycji pod jego przywództwem i stworzenie wspólnej listy wyborczej.
- Nie ma problemu kierownictwa. To nie jest tak, że jeśli będę miał jakiś wpływ na to, co się dzieje w Polsce po wyborach, dostanę mandat od ludzi i nie mówię o konkretnej funkcji, naprawdę ja się "nafunkcjonowałem". Przynajmniej ten jeden problem, jeśli chodzi o mnie, macie państwo z głowy. Jeśli o czymś myślę każdego dnia, to oczywiście jak ich (PiS) pokonać i co zrobić, żeby było lepiej - odpowiadał.
Zapewnił, że bardzo mu zależy na wspólnym starcie opozycji i stara się do tego przekonać liderów innych formacji opozycyjnych. -Na co im będzie ich samodzielny start, jeśli nie wygramy wyborów? Czy im się już nie znudziło siedzieć w tym Sejmie, który został brutalnie, polityczne zgwałcony przez PiS? - pytał Tusk przekonując, że Sejm przestał być miejscem debaty.
- Mówię do pana Szymona (Hołowni), do pana Władysława (Kosiniaka-Kamysza), do pana Włodzimierza (Czarzastego). Przepraszam, sami faceci, no ja też płci nie zmienię, nawiążę znowu do tych, którzy o tym ciągle myślą. Ale mówię im: nie możecie pozwolić sobie na jakikolwiek hazard, jakiekolwiek ryzyko - oświadczył.
- Jeśli wszystkie dane pokazują, że opozycja zjednoczona wygra na pewno i to wyraźnie, a opozycja bardzo podzielona może wygra, ale niekoniecznie i na pewno nie bardzo wyraźnie, to na miłość Boga, jeśli podzielacie mój pogląd, że aby robić dobre rzeczy w Polsce trzeba tę barierę usunąć. To zło jak najszybciej usunąć, żeby wprowadzić w życie część waszych pomysłów, część naszych, ale tych pozytywnych, dobrych, to nie narażajcie tego wielkiego projektu odrodzenia Polski na ryzyko poprzez swoją jakąś czy osobistą ambicję, czy partyjną ambicję - apelował.
Jak mówił, co prawda PO jest największą partią opozycyjną i mogłaby sobie poradzić, ale Platforma woli współpracę.
Tusk: obawy, że wybory nie do końca będą uczciwe, znalazły potwierdzenie w faktach
Tusk - wypowiadając się o nadchodzących wyborach parlamentarnych - ocenił, że od tego, jak te wybory będą przebiegały, zależy perspektywa nie kolejnej kadencji, tylko najbliższych dwudziestu, trzydziestu lat.
- Te wybory są o najwyższą stawkę. To nie jest tylko moja opinia. Ja słyszałem tę opinię od bardzo wielu ludzi, mądrzejszych ode mnie. Wszyscy mówią, że to jest porównywalne do wyborów roku 1989, że tak naprawdę te wybory mogą zdecydować o strategii, o perspektywie na długie lata, która jest bardzo prosta, czy Polska pójdzie w stronę tych państw, gdzie nie ma elementarnej tolerancji, szacunku dla jednostki, szacunku dla mniejszości, gdzie prawo służy władzy przeciwko obywatelom, gdzie media są pod pełną kontrolą władzy wykonawczej - zwracał uwagę.
Według Tuska "dzisiaj niestety Polska i Węgry, a może ściślej Kaczyński i Orban, PiS i Fidesz to są poglądowe przykłady tego, że jesteśmy naprawdę w Europie, a na pewno w tych dwóch krajach, w Polsce i na Węgrzech, na rozstaju dróg". - Jeśli oni wygrają następne wybory, to szlak zostanie wytyczony, być może na dziesięciolecia - mówił.
Ocenił, że "obawy o to, że te wybory nie do końca będą uczciwe, są nie tylko uzasadnione, te obawy znalazły potwierdzenie w faktach".
Dodał, że poza dyskusją jest kwestia mobilizacji dotycząca kontroli wyborów. - Myśmy wykonali dość duży wysiłek, jako Platforma, mamy w tej chwili 17 tysięcy zarejestrowanych mężów i dam zaufania - podał.
Zaznaczył, że "do tej 'operacji' podchodzi bardzo poważnie". - Ona wymaga też niezwykłej czujności, bo bardzo źle byłoby, gdyby w ten nasz korpus obrońców, ochrony wyborów, wdarli się ci, którzy mają inne zamiary, więc my musimy każdą aplikację sprawdzić, żeby to byli ludzie, którzy chcą pilnować rzetelnych wyborów, a nie fałszować te wybory, tak jak to widzieliśmy w przeszłości - mówił.
"W ich interesie politycznym było przesunięcie wyborów"
Tusk mówił również o wczorajszej decyzji większości sejmowej, która opowiedziała się przeciwko uchwale Senatu o odrzuceniu w całości ustawy wydłużającej kadencję samorządów do 30 kwietnia 2024 roku. Ustawa, autorstwa posłów PiS, przewiduje, że kadencja samorządów, która upływa w 2023 roku, zostaje przedłużona do 30 kwietnia 2024 roku.
- W Sejmie dowiedzieliśmy się, że PiS zdecydowało o przesunięciu wyborów samorządowych o pół roku pod absurdalnym, kłamliwym pretekstem, że one byłyby za blisko wyborów parlamentarnych, więc je przesunięto o pół roku tak, żeby były jeszcze bliżej wyborów do Parlamentu Europejskiego - opisał Tusk.
Jak dodał, "oni nawet nie dbają o jakieś pozory". - W ich interesie politycznym było przesunięcie wyborów do samorządu, więc nawet tego pretekstu dobrze nie wymyślili i przegłosowali - stwierdził.
Przywołał też powiedzenie, czym różni się prawdziwa demokracja od demokracji na Białorusi. - W prawdziwej demokracji wiadomo dokładnie, kiedy będą wybory, ale nie wiadomo, kto je wygra. Na Białorusi nigdy nie wiadomo, kiedy i czy będą wybory, ale zawsze wiadomo, kto je wygra - skwitował Tusk.
Źródło: TVN24, PAP