Wyprawę na Kopiec Kościuszki w Krakowie dla ośmiu niepełnosprawnych, dla których było to jak zdobycie szczytu K2, zorganizowała w sobotę Fundacja Anny Dymnej "Mimo Wszystko". Kierownikiem wyprawy był pracownik Fundacji, sparaliżowany Janusz Świtaj. - Nie można odpuszczać. Trzeba walczyć - mówi mężczyzna, który jeszcze pięć lat temu myślał, że jego życie się skończyło.
Jak poinformowała Ewa Dziadyk z Fundacji, liczba uczestników wyprawy miała znaczenie symboliczne. Prawdziwy szczyt K2, który znajduje się w Karakorum, jest ośmiotysięcznikiem, stąd ośmiu uczestników przedsięwzięcia. Oprócz Janusza Świtaja na "K2" wspięli się: Paweł Szkutnicki, Mariusz Haraśny, Jan Białas, Małgorzata Buczek, Kamil Cierniak, Jerzy Dziedzina i Michał Wojdon. Wszyscy dokonali tego poruszając się na wózkach.
- Dla kogoś, kto jest całkowicie sparaliżowany i zależny od respiratora, wyprawa na Kopiec Kościuszki to jest prawdziwe K2. Poza tym droga na Kopiec jest wyboista i bardzo wąska, co dla osób poruszających się na wózkach stanowi niemałe wyzwanie. Nie każdy ma odwagę je podjąć- powiedział Janusz Świtaj. Na pytanie o przygotowania do wspinaczki, Świtaj powiedział, że najważniejsze było dla niego przygotowanie psychiczne i motywacja wewnętrzna do wejścia. Ważne było dla niego również przygotowanie medyczne.
Pod wiatr
Sobotnią wyprawę utrudniały niekorzystne warunki atmosferyczne. Mariusz Haraśny, członek wyprawy, w rozmowie z PAP ocenił, że z powodu nieustannie padającego deszczu to zejście, a nie wejście, było najtrudniejsze.
Po zejściu z Kopca Kościuszki Anna Dymna pogratulowała uczestnikom wyprawy i rozdała im dyplomy. Powiedziała, że sobotnia akcja była po to, aby "ludzie mogli pobyć razem, by pokazać wszystkim, że wszystko można, jak obok ktoś jest, że trzeba zdobywać cele". Zapewniła uczestników wyprawy, że nie są sami. - Pamiętajcie, że jesteśmy razem, nie jesteście sami. Życie jest piękne i każda chwila tego życia jest warta przeżycia - mówiła.
Na ratunek
Na pomysł zorganizowania takiej wyprawy wpadł Janusz Świtaj po rozmowie z 25-letnim Pawłem Szkutnickim, który jest podobnie jak on sparaliżowany, oddycha za pomocą respiratora i porusza się na wózku inwalidzkim. Paweł prosił, by zainteresował media takimi ludźmi jak on i pomógł mu w ten sposób w zdobyciu pieniędzy na rehabilitację.
Opowiedział, że jego rodzice zrobili wszystko, aby go ratować i usprawnić choć trochę jego ciało. Sprzedali dom, żeby mógł się rehabilitować, i mieszkają razem z nim w wynajętej kawalerce w Krakowie. Janusz Świtaj skontaktował się z Anną Dymną. Fundacja uruchomiła pomoc dla Pawła i postanowiła zorganizować akcję, która mogłaby przypomnieć społeczeństwu o takich ludziach jak Paweł i dać im nadzieję. Tak narodził się pomysł wyprawy na K2.
- Miałem sporo szczęścia, bo spotkałem Annę Dymną, jej Fundacja pomogła mi zdobyć elektryczny wózek i po 15 latach mogłem wyjść z domu. Na nowo mogłem poczuć wiatr na twarzy i popatrzeć na słońce. Znów zachciało mi się żyć. Odzyskałem nadzieję - powiedział Świtaj.
Wielka mała wyprawa
W trakcie wyprawy uczestnikom towarzyszyli pracownicy i wolontariusze Fundacji. Wyprawa na K2 odbyła się w ramach projektu "Małe Kilimandżaro", organizowanego przez Fundację Anny Dymnej "Mimo Wszystko" dla osób niepełnosprawnych. Ambasadorem wyprawy na K2 była Kinga Baranowska, himalaistka, zdobywczyni siedmiu ośmiotysięczników, która dwukrotnie wyprawiała się na szczyt K2 w Karakorum, ale dotąd nie udało jej się go zdobyć.
Źródło: PAP