- Jeżeli chcą się sądzić, będziemy się sądzić - mówi 37-letni Jakub, jeden z uczestników demonstracji przed Sejmem 16 grudnia, którego wizerunek został opublikowany na stronach policji. Zdaniem innego poszukiwanego, Jarosława Malickiego, sytuacja jest jednoznaczna. - Chodzi o zastraszenie protestujących obywateli, tak żeby bali się przychodzić na takie demonstracje - mówi. Materiał "Czarno na Białym".
37-letni Jakub zajmujący się finansami i 50-letni architekt Jarosław Malicki 16 grudnia byli przed Sejmem, żeby zamanifestować swój sprzeciw.
Jak mówi Jakub, nie należy do KOD-u, Nowoczesnej, ani Platformy. - Moje serce bije mocno po lewej stronie. Natomiast nie jest mi po drodze z żadną z partii, które się w tej chwili znajdują w Sejmie - dodaje.
Malicki nie ma ambicji politycznych, ale ma obywatelskie. - Chodzę na demonstrację. Wyrażam swoje niezadowolenie. Do żadnej partii nie należę - mówi.
Między innymi ich twarze opublikowała policja na swojej stronie internetowej. Z manifestujących stali się poszukiwanymi. - Dostałem dramatyczny telefon od przyjaciółki, że jestem poszukiwany przez policję listem gończym - mówi w rozmowie z reporterem "Czarno na białym" Malicki. Jakub był z kolei na nartach z dzieckiem, kiedy - jak mówi - rozdzwoniły się telefony z informacją, że jest poszukiwany. - Nigdy w życiu nie byłem o nic podejrzany, nie byłem nigdy karany. Dla mnie ta sytuacja była totalnym szokiem - dodaje.
Historia kartki i jednego gestu
Jarosław Malicki sam zgłosił się na policję, później jako świadek przyszedł do prokuratury. Wyszedł z niej z zarzutami. Miał przed Sejmem uniemożliwiać pracę dziennikarzowi.
Według prawa to utrudnianie tak zwanej krytyki prasowej. Jak mówi, przed obiektywem kamery przesunął kartkę z napisem: "Wynocha PiS". - Waga tego wszystkiego, to wezwanie, samo przesłuchanie, długość tego przesłuchania wyglądała, jakby to nie było przesunięcie karteczki przed kamerą, tylko jakbym dopuścił się co najmniej zamachu stanu. Jeżeli to ma być powodem do aranżacji aż takich środków, to trochę jakby się mierzyć z armatami na skromnego komara - mówi. Jakub na opublikowanym na stronie policji zdjęciu pokazuje środkowy palec. - Czy żałuję gestu? W pewnym sensie tak, bo mam wrażenie, że pewne gesty i zachowania mogą zaszkodzić samej idei - mówi. Również sam po kilku dniach zgłosił się na policję, został przesłuchany w prokuraturze. Jak mówi, w tej chwili nie ma przedstawionych zarzutów. - Przestraszyłem się, że gdybym się nie zgłosił, to może o 6 rano któregoś pięknego dnia przyjechałoby do mnie kilku smutnych panów, nastraszyło moje dzieci, nastraszyło żonę, wyciągnęło mnie skutego jak bandytę z domu - przyznaje.
"Jeżeli chcą się sądzić, będziemy się sądzić"
Zdaniem Jarosława Malickiego ta sytuacja jest jednoznaczna. - Chodzi o zastraszenie protestujących obywateli, tak żeby bali się przychodzić na takie demonstracje - mówi. - Jeżeli będziecie chodzić manifestować, to następni będziecie wy. Wasze zdjęcia się pokażą, o was się będzie mówić - mówi z kolei Jakub. Pytany, czy czuje się zastraszony, odpowiada: - Jako 20 latek uczyłem się na nowo chodzić po wypadku samochodowym, w wieku 25 lat urodziło mi się dziecko chore na raka. Wiem, co to jest strach, prawdziwy strach. Jeżeli ja się mam teraz bać Błaszczaka, Kaczyńskiego, czy kogokolwiek z nich, to ja powiem wprost: ja się nie boję. - Jeżeli chcą się sądzić, będziemy się sądzić - mówi.
"Zarzuty są błahe"
Pięciu osobom zarzuty zostały już postawione. Część manifestujących 16 grudnia broni mec. Jarosław Kaczyński. - Te zarzuty są błahe. Jeżeli są błahe, a został poczyniony taki krok jak publikacja wizerunku, to może to być działalność czysto polityczna - ocenia. - Wydaje się, że celem publikacji zdjęć było głownie ich opublikowanie, a nie ustalenie sprawców, żeby postawić ich przed wymiarem sprawiedliwości. (…) Wiele osób, w tym moi klienci, mają wrażenie, że całe to postępowanie jest postępowaniem politycznym na czyjeś zlecenie - dodaje. Początkowo policja i prokuratura przerzucały się odpowiedzialnością za publikację zdjęć. Zdaniem Jakuba to pomysł prokuratury. - Każdy, kto wychodzi z Pałacu Mostowskich, gdzie są wezwania dla tych osób, mówi dokładnie to samo. Policja przekazuje im to, że jest tylko pośrednikiem między osobami zainteresowanymi, a prokuraturą - mówi. - Jestem przekonany o tym, że po publikacji zdjęć, na siłę stawia się zarzuty - mówi Malicki. Jarosław Malicki nadal manifestuje. Kilka dni temu uczestniczył w ekologicznym marszu. Jak mówi, sytuacja w jakiej się znalazł, nie powstrzyma go przed uczestnictwem w protestach, które uważa za słuszne.
Jakub wciąż czeka na to, czy prokuratura wezwie go na kolejne przesłuchanie i czy także jemu postawione zostaną zarzuty. Obaj mężczyźni zastanawiają się nad krokami prawnymi za upublicznienie ich wizerunków.
Śledztwo
Śledztwo prowadzone przez warszawską prokuraturę okręgową dotyczy m.in. blokowania wyjazdu posłów i przedstawicieli rządu przez manifestujących przed budynkiem; w jego ramach analizowane mają być też inne wątki - m.in. informacje o poturbowaniu posłanek opozycji przez Straż Marszałkowską. Postępowanie wszczęto na podstawie dwóch artykułów Kodeksu karnego - 191 i 224, które przewidują do 3 lat więzienia dla tego, "kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania" oraz dla tego, kto "przemocą lub groźbą bezprawną" wywiera wpływ na czynności urzędowe organu państwowego.
Autor: js/mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24