Na przełomie lutego i marca zapadnie decyzja w sprawie sprzedaży lub remontu boeinga, który 1 listopada lądował awaryjnie na Okęciu. Negocjacje właściciela maszyny – amerykańskiej firmy leasingowej – i grupy ubezpieczycieli są zaawansowane, ale problemem pozostają pieniądze. – Rozważane są różne scenariusze – mówi tvn24.pl rzecznik PLL LOT Leszek Chorzewski.
Właścicielem boeinga, który bez wysuniętego podwozia lądował awaryjnie na warszawskim Okęciu, jest amerykańska firma Air Castle. Ubezpiecza go kilka różnych przedsiębiorstw. To właśnie do tych firm będzie należała ostateczna decyzja w sprawie przyszłości boeinga.
LOT liczy, że negocjacje, w których spółka występuje tylko jako doradca, zakończą się na przełomie lutego i marca a więc maksymalnie w ciągu kilkunastu najbliższych dni. Spotkanie w sprawie losów "Papy Charliego" (od ostatnich liter znaków rejestracyjnych SP-LPC) ma odbyć się w Warszawie. Jaki scenariusz jest najbardziej prawdopodobny?
Według czwartkowej "Rzeczpospolitej", "LOT przygotowuje się do wystawienia na sprzedaż uszkodzonej maszyny", nie tylko ze względów na wysokie koszty naprawy, ale także z powodów "wizerunkowych". Rzecznik spółki stanowczo dementuje te informacje. – Po pierwsze PLL LOT nie mogą rozważać sprzedaży czegoś, co nie jest ich własnością. Po drugie na tym etapie na pewno nie można mówić, który ze scenariuszy – naprawa czy sprzedaż – jest bliższy realizacji – zaznacza.
"Czekamy i latamy"
Jak dodaje, także kwota "hipotetycznego remontu", podana przez autorów artykułu jest wyssana z palca. – Na pewno remont Papy Charliego nie byłby rzeczą tanią, ale suma 30 milionów dolarów to fantastyka – zastrzega.
Naprawa ma kosztować kilka, kilkanaście milionów.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24