Jarosław Kaczyński był tym premierem, który zrezygnował z władzy i zgodził się na demokratyczne wybory - mówił w trakcie debaty "Czas decyzji" w TVN24 prof. Tomasz Żukowski. Goście programu spierali się, czy dojście PiS do władzy może oznaczać likwidację w Polsce systemu demokratycznego. - Język strachu bardzo łatwo przenosi demokrację w dyktaturę - przekonywała dr Karolina Wigura.
Eksperci na początek analizowali propozycje wyborcze Prawa i Sprawiedliwości. Waldemar Kuczyński (publicysta i minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego) powiedział, że w kwestiach gospodarczych po żadnej z partii nie spodziewa się ani przyspieszenia, ani realizacji ich bardzo kosztownych zapowiedzi.
- Z doświadczenia wiem, że kiedy partia zdobywa władzę i staje oko w oko z rzeczywistością, to jej program wyborczy ulega adaptacji i są setki sposobów, żeby można się było wyłgać z obietnic - powiedział Kuczyński. Jednocześnie przekonywał, że ze strony PiS pod przewodnictwem Jarosława Kaczyńskiego czeka nas "próba likwidacji systemu demokratycznego", gdyby w nowym Sejmie udało się tej partii zdobyć konstytucyjną większość.
"To nie jest zagrożenie demokracji"
Jego obaw nie podzielił ekonomista prof. Tomasz Żukowski. - Chciałem przypomnieć, że Jarosław Kaczyński był tym premierem, który zrezygnował z władzy i zgodził się na demokratyczne wybory - powiedział Żukowski i dodał, że wśród wyborczych propozycji PiS jest także wprowadzenie tzw. pakietu demokratycznego, który de facto ma wzmocnić opozycję.
Historyk i politolog prof. Antoni Dudek podkreślił, że obawy o wprowadzenie przez PiS dyktatury są "zbyt daleko idące". Jego zdaniem propozycja tej partii, by w polskiej konstytucji znalazł się system prezydencki, także nie jest krokiem w tę stronę. - To nie jest zagrożenie demokracji, to jest przesunięcie ośrodka władzy w stronę Pałacu Prezydenckiego - tłumaczył, choć przyznał, że praktyka rządów PiS z lat 2005-2007 może uzasadniać pewne niepokoje.
Publicysta "Krytyki Politycznej" Cezary Michalski przekonywał z kolei, że dla wszystkich liderów rządzących w Polsce po 1989 r. dzień wieczoru wyborczego - zwłaszcza w przypadku zwycięstwa - był jednocześnie dla nich dniem "resetu obietnic wyborczych". - Dlatego zamiast programami lepiej jest zajmować się praktyką rządzenia - tłumaczył i przypomniał słowa Ludwika Dorna, że Kaczyński jest "mistrzem w organizowaniu społecznego gniewu".
"Musimy usłyszeć wszystkie głosy PiS"
- Jeśli PiS te wybory wygra, to będzie największe zwycięstwo demokracji, polegające na tym, że po tylu latach rządów PO przejmuje rządy partia opozycyjna - przekonywał Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika "Do rzeczy". - Mimo, że wśród wielu zwolenników PiS pokutowała taka opinia, że w tym systemie nie sposób wygrać - dodał.
- Musimy przede wszystkim usłyszeć wszystkie głosy PiS-u, bo mówi bardzo różnymi głosami - mówiła dr Karolina Wigura (socjolog, "Kultura Liberalna"). Jej zdaniem Beata Szydło jest "wyważona i centrowa", z kolei Jarosław Kaczyński operuje "językiem strachu".
- A jak uczą nas klasycy filozofii, język strachu bardzo łatwo przenosi demokrację w dyktaturę - tłumaczyła Wigura.
Jako przykład straszenia dr Wigura podała niedawne wypowiedzi prezesa PiS o tym, że z powodu imigrantów z Bliskiego Wschodu w Szwecji obowiązuje prawo szariatu oraz że uchodźcy przenoszą "różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki". - To jest odwołanie się do bardzo głębokiego, kulturowego stereotypu obcego - oceniła.
"Celem jest likwidacja tego państwa i budowa nowego"
Paweł Lisicki powiedział, że uważa tę wypowiedź za mało zręczną i mało sensowną. - Tego typu argument nie powinien się był pojawić - ocenił.
Z kolei zdaniem Waldemara Kuczyńskiego, wypowiedź Kaczyńskiego "była całkowicie przemyślana" i miała na celu "pobudzenie lęku, zagranie na emocjach" i w ten sposób przyciągnięcie wyborców. - Niewątpliwie jest w tym ślad schematu z lat 30. To jest podstawowa metoda robienia polityki przez Kaczyńskiego od lat - stwierdził. - Celem (Kaczyńskiego - red.) jest likwidacja tego państwa i budowa nowego, które nie będzie państwem demokratycznym.
Nie zgodził się z nim prof. Dudek, który powiedział, że gry na lękach jako kampanijną metodę wykorzystują wszystkie ugrupowania polityczne. - Platforma też gra na lękach, tylko innych - ocenił.
Z sądem Kuczyńskiego nie zgodziła się też dr Wigura, która powiedziała, że polska scena polityczna "bardzo chętnie operuje radykalnymi namiętnościami". - Uważam, że przeprowadzanie analogii do lat 30. w Niemczech (…) jest absolutnie nieuprawnione i wynika z bardzo niesprawiedliwej oceny - wyjaśniła. Powiedziała, że PiS nigdy nie posługiwało się retoryką antysemicką.
Antypisowska koalicja w zderzeniu z wetem Dudy
Eksperci zastanawiali się także, jak będzie wyglądał rząd po wyborach. Niemal wszyscy zgodzili się, że mało prawdopodobne są rządy większościowe Prawa i Sprawiedliwości. Jednak - zdaniem Pawła Lisickiego - antypisowska koalicja, czyli rząd złożony z mniejszych ugrupowań, "nikomu nie będzie się opłacał", bo byłaby to "koalicja niestabilna". Jego zdaniem taka koalicja spowodowałaby, że za rok lub dwa mielibyśmy przyspieszone wybory i po wyborach PiS "spełniłby swoje marzenie" i zebrał w wyborach 2/3 mandatów.
Jednak - zdaniem Michalskiego - scenariusza takiej koalicji nie można wykluczać, bo PiS-owi będzie bardzo trudno znaleźć koalicjanta, m.in. dlatego, że partia ta w 2007 roku zajmowała się głównie "politycznym likwidowaniem swoich koalicjantów". Jak stwierdził, możliwe jest, że powstanie koalicja PO-PSL-ZL-Nowoczesna.
Prof. Dudek przekonywał, że antypisowską koalicją byłaby zainteresowana tylko Platforma Obywatelska, bo pozwoliłoby jej to utrzymać władzę. Stwierdził jednak, że jest ona możliwa, ale mało realna, bo "nie przeżyje weta prezydenta Dudy".
Antysystemowy elektorat i polityczne uwodzenie
Zdaniem ekspertów nie jest możliwa koalicja PO-PSL.
Lisicki ocenił, że spór PO-PiS przybierze na sile po wyborach. Jednak zdaniem dr Wigury podział ideologiczny przebiega teraz na innej płaszczyźnie. Stwierdziła, że chodzi o konflikt pokoleniowy. Oceniła, że widać to w programach wyborczych partii. Ugrupowania od dawna obecne w życiu politycznym zastanawiają się, jak sprawić, by Polska bardziej liczyła się na świecie, z kolei ugrupowania nowe (jak Nowoczesna i Razem) wybiegają myślą w przyszłość i pytają o emerytury, rzeczywistość po 2020 roku.
Zgodził się z nią Cezary Michalski, który stwierdził, że widać zmianę pokoleniową szczególnie na przykładzie oczekiwań elektoratu. Podkreślił jednak, że lider Nowoczesnej Ryszard Petru jest "udawanym młodym", bo młodych "tylko uwiódł". Argumentował, że ten polityk zasiadał z ramienia PO w radach nadzorczych spółek skarbu państwa. Obok Petru wymienił Pawła Kukiza, którego określił mianem "52-latka zniszczonego przez życie". - Udaje reprezentanta młodych, podczas gdy raczej przez niego przemawia starcze rozgoryczenie - ocenił.
Kukiz - jak powiedziała dr Wigura - nie uniósł ciężaru przywództwa. Podkreśliła, że na sukces Kukiza wpłynęło to, że elektorat w Polsce ma w sobie dużą dozę antysystemowości i jest niestabilny. Przypomniała, że kiedyś antysystemowcy głosowali na Palikota, potem Korwin-Mikkego, a teraz Kukiza.
Tomasz Żukowski przypomniał z kolei, że jeszcze kilka miesięcy temu liderem młodych był Janusz Korwin-Mikke, który ma 72 lata.
ZOBACZ CAŁĄ DEBATĘ:
Autor: ts,pk/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24