Pod koniec marca w rzeszowskim sądzie rozpocznie się precedensowy proces w sprawie podejrzenia doprowadzenia drugiej osoby do popełnienia samobójstwa. Prokuratura oskarża o to 34-letniego mężczyznę. Zarzuca mu, że poprzez psychiczne i fizyczne znęcanie się doprowadził swoją żonę do głębokiej depresji, a w konsekwencji do targnięcia się na własne życie. Materiał programu "Superwizjer" TVN.
W chwili śmierci Monika miała 21 lat. Jej mężem był starszy o 10 lat zamożny, lokalny biznesmen, mieli trzyletniego syna. Po dwóch latach małżeństwa kobieta uciekła do swoich rodziców. Popełniła samobójstwo wyskakując z 10 piętra.
Zarzut: mężczyzna znęcał się nad żoną
Śledztwo w sprawie ustalenia przyczyn jej śmierci trwało dwa i pół roku. Ustalono, że mężczyzna znęcał się nad żoną, szarpał ją, poniżał, zastraszał i groził, że odbierze jej syna. Gdy uciekła od niego wraz z dzieckiem, miał grozić że podpali dom jej rodziców, a ich samych zabije. Mówił także, że przekupi sędziów, by pozbawić ją władzy rodzicielskiej nad synem. To miało wpędzić kobietę w głęboką depresję, której następstwem - według treści zarzutu - było odebranie sobie życia.
Biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych, którzy zajmowali się tą sprawą, przeanalizowali notatki Moniki, w których zapisywała swoje przeżycia: "Mówił, że jestem głupia, że jestem tumanem, debilem" - to jeden z cytatów. Według biegłych kobieta była przerażona i pełna poczucia winy. Wierzyła we wpływy męża, ponieważ jako lokalny biznesmen, miał kontakt z osobami, które ona - młoda, niewykształcona dziewczyna - uważała za wpływowe.
Był zazdrosny
Reporterka "Superwizjera" dotarła do rodziców i przyjaciółki nieżyjącej kobiety. Twierdzą, że mąż był o nią zazdrosny. Chciał kontrolować każdy jej ruch, niechętnie zgadzał się by wychodziła z domu, zabraniał widywać się z rodziną i znajomymi.
- Monika mówiła, że nie da rady dłużej z nim żyć i wróciła do domu - mówi matka kobiety. Twierdzi, że mężczyzna wynajął wtedy prywatnego detektywa, który śledził każdy krok Moniki. Jej ojciec uważa, że pod nieobecność córki mężczyzna próbował wywieźć dziecko. Według niego ten incydent zaniepokoił kobietę, która - jak twierdzi - "bardzo się przestraszyła". Po wyprowadzce kobiety mąż złożył w sądzie wniosek o separację, w którym napisał, że żona nie prowadziła domu, nie gotowała, nie robiła zakupów, nie pracowała, a syna podrzucała jemu lub jego matce. Wnosił także o ograniczenie żonie władzy rodzicielskiej nad dzieckiem oraz by syn mieszkał w jego domu i by żona nie mogła mieć wpływu na jego wychowanie.
Mąż pani Moniki odpiera wszystkie zarzuty. Twierdzi, że akt oskarżenia, obwiniający go o psychiczne i fizyczne znęcanie się nad żoną, jest "spiskiem i nagonką". Zapewnia, że byli dobrym, kochającym się małżeństwem. – Nigdy nie znęcałem się nad żoną. To są obelgi - mówi dziennikarce "Superwizjera". Mężczyzna twierdzi, że kłopoty w ich związku rozpoczęły się, gdy jego żona została manipulowana przez matkę, a opinia biegłych z Krakowa jest sfałszowana. Zapowiada złożenie w sądzie dowodów na swoją niewinność.
Autor: eos/kka / Źródło: Superwizjer TVN
Źródło zdjęcia głównego: Superwizejr TVN