Możliwość bezpiecznego wejścia w rejon kopalni w Karwinie, gdzie wciąż są ciała dziewięciu górników zabitych przez wybuch metanu, może pojawić się nawet za dwa-trzy miesiące lub później – powiedział prezes Czeskiego Urzędu Górniczego (CBU) Martin Sztemberka. W czwartek w kopalni, w której 20 grudnia zginęło 13 górników, wznowione zostało wydobycie węgla.
W czwartek przedstawiciele strony polskiej spotkali się w Ostrawie z szefem CBU oraz kierownictwem okręgowego urzędu górniczego w tym mieście, który, zgodnie z czeskimi przepisami, zaraz po katastrofie wszczął postępowanie wyjaśniające w sprawie jej przyczyn i okoliczności. W skład zajmującego się tym zespołu wchodzą, oprócz przedstawicieli czeskiego nadzoru górniczego, także związkowcy oraz, jako obserwatorzy, przedstawiciele kopalni. W miarę potrzeb w prace będą też angażowani eksperci.
- Chcemy do końca wyjaśnić wszystkie przyczyny i okoliczności tego wypadku – taki jest nasz cel i wierzę, że tak się stanie – powiedział Sztemberka, oceniając, iż jeżeli do katastrofy przyczyniły się jakieś błędy lub naruszenie przepisów bezpieczeństwa, komisja będzie w stanie to wykryć.
Tamy w kopalni
Prezes CBU poinformował, że w przyszłym tygodniu mają rozpocząć się przesłuchania świadków wypadku – w tym, w miarę możliwości, górników, którzy przeżyli zapalenie i wybuch metanu. Sztemberka zastrzegł, że terminy przesłuchań będą zależały m.in. od stanu zdrowia górników – być może przesłuchanie części z nich trzeba będzie odłożyć. Na pewno w przyszłym tygodniu przesłuchani będą ratownicy uczestniczący w akcji po katastrofie.
Martin Sztemberka potwierdził, że obecnie akcja ratownicza w kopalni CSM Stonawa została formalnie zakończona, a rejon pożaru został odizolowany od pozostałych wyrobisk specjalnymi tamami. Wciąż panuje za nimi wysokie, grożące wybuchem stężenie gazów.
- Musimy czekać, aż warunki za tamami – przede wszystkim skład atmosfery i temperatura – będą takie, by można było bezpiecznie tam wejść. Wejście będzie możliwe tylko za pozwoleniem okręgowego urzędu górniczego – wyjaśnił prezes CBU, wskazując, iż kopalnia zwróci się do urzędu o taką zgodę, gdy, na podstawie prowadzonych stale pomiarów, uzna warunki za bezpieczne.
- Dopiero wtedy ratownicy będą mogli wejść po ciała górników. Oprócz ratowników, jako pierwsza wejdzie do tego rejonu także komisja okręgowego urzędu górniczego, by dokonać oględzin w ramach wizji lokalnej – powiedział Martin Sztemberka.
Czesi "nic nie chcą ukryć"
Pytany, czy spodziewa się, iż na możliwość wejścia w otamowany rejon trzeba będzie czekać, jak sugerowali wcześniej przedstawiciele kopalni, co najmniej trzy-cztery tygodnie, prezes CBU ocenił, że byłaby to bardzo optymistyczna prognoza. - Może to być dwa-trzy miesiące, o ile nie dłużej – powiedział Sztemberka, przypominając, że rejon podziemnego pożaru z reguły uważa się w za w pełni bezpieczny po około pół roku od zdarzenia.
- To, że polski urząd górniczy został przez czeskie służby zaproszony do prac komisji powypadkowej, to dobra wola pana prezesa Martina Sztemberki i czeskich kolegów. To także oznacza, że koledzy z Czech nie mają nic do ukrycia i nic nie chcą ukryć – powiedział prezes WUG, deklarując, iż polscy przedstawiciele zrobią wszystko, co możliwe, by pomóc w pełnym wyjaśnieniu wszystkich okoliczności katastrofy.
- Mamy pełne zaufanie do strony czeskiej (…). Nie ma żadnego powodu, by cokolwiek ukrywać. Badania powypadkowe, tak w Czechach, jak i w Polsce, prowadzi się nie po to, żeby coś ukryć, ale żeby wyjaśnić przyczyny i wyciągnąć wnioski na przyszłość. To są rzeczy najważniejsze dla prac komisji – dodał dr Adam Mirek.
Górnik: wciąż ryzykujemy
Wcześniej w czwartek w rozmowie z agencją CTK rzecznik Kopalń Ostrawsko-Karwińskich (OKD) Ivo Czelechovsky poinformował, że wznowiono wydobycie węgla w kopalni w Stonawie koło Karwiny. Pracę na pierwszej zmianie podjęło 370 górników. W ciągu dnia zmieni się 600 osób.
- To niedobra praca i stała się tragedia. Wciąż ryzykujemy - mówił agencji CTK jeden z górników, który przyznał, że zastanawiał się nad zmianą zatrudnienia.
- To takie nieprzyjemne uczucie. Wszyscy zastanawiamy się, co zastaniemy na dole, co się dzisiaj wydarzy - podkreślał inny górnik z porannej zmiany.
Jak oświadczył Czelechovsky, wciąż trwają prace przy czterech tamach odcinających rejon katastrofy od reszty kopalni. Odcięty jest obszar o powierzchni 500 metrów na 500 metrów. Za tamami panuje bardzo wysokie stężenie wybuchowych gazów, a do odciętego chodnika wtłaczany jest azot.
W ciągu najbliższych dni i tygodni sytuacja za tamami będzie monitorowana za pomocą specjalnych sond. Dane będą analizowane i dopiero na ich podstawie urząd górniczy może wydać zezwolenie na wejście ekip w rejon katastrofy w celu wydobycia na powierzchnię pozostałych pod ziemią ciał dziewięciu ofiar katastrofy. Jedne zwłoki wydobyto bezpośrednio po wybuchu, a kolejne trzy ciała w niedzielę - tuż przed przerwaniem prac w rejonie wybuchu.
Wybuch w kopalni
20 grudnia w chodniku na głębokości ponad 800 metrów doszło do wybuchu metanu. Zginęło 13 górników - 12 Polaków i jeden Czech. Przy budynku kopalni wciąż płoną znicze upamiętniające ofiary tragedii. Górnicy, którzy przychodzili do pracy na pierwszą zmianę, zapalali kolejne światła.
W szpitalu w Ostrawie pozostają dwaj ranni górnicy, z których jeden ma rozległe oparzenia i jest w stanie krytycznym.
Czelechovsky zapowiedział, że w czwartek i piątek rodziny ofiar zaczną dostawać wsparcie od firmy OKD. Jak wyjaśnił, w pierwszej kolejności wypłacane będą zapomogi, a dopiero po Nowym Roku do górniczych rodzin trafią pełne odszkodowania w wysokości ponad 9 tysięcy euro (ponad 38 tysięcy złotych).
Autor: mm//now, adso / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24