23 lutego, czyli w ostatnią środę napisałem tekst "Apetyt na medale". Tekst się nie ukazał, bo w czwartek rozpoczęła się wojna. W sobotę w Kijowie toczyły się walki i czas, gdy wypadało zajmować się igrzyskami w Pekinie, minął. Czas dyplomacji mamy też za sobą. Mamy czas wojny. Zaczęła się nowa epoka.
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador Polski w Moskwie, w wywiadzie dla OKO.press sprawę stawia jasno: "Rosjanie… nie zatrzymają się póki Zachód nie pokaże siły, bo to jedyny język jaki Putin rozumie".
W rozważaniach o polityce międzynarodowej dominowało dotąd myślenie mówiące, że czas wojen minął. Świat się skurczył. Mocarstwa są od siebie zależne, wymiana gospodarcza jest dziś ważniejsza od wymiany ognia. Wojny, jeśli się zdarzają, toczą się daleko, na peryferiach. Najczęściej w tych samych punktach zapalnych, np. na Bliskim Wschodzie, gdzieś w Afryce albo w Azji, ale nie w Europie. Wbrew tym mądrościom Putin zafundował nam wojnę tuż obok. Właśnie w Europie.
Przypomniał, że istnieje jeszcze inna szkoła myślenia, taka, która sądzi, że górą jest ten, kto pierwszy użyje siły. Według wolnej od złudzeń, wybitnej znawczyni spraw międzynarodowych Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz "obserwujemy dopiero preludium trudnych dylematów… trzeba będzie ponosić tragiczne konsekwencje śmierci ludzi". Te prawdy, chociaż formułowane oględnie, z trudem przyjmujemy do wiadomości.
Ukazała się właśnie w polskim tłumaczeniu książka ukraińskiej pisarki Oksany Zabużko. Otwiera ją opis Warszawy 15 maja 2014 roku: "Było piękne słoneczne popołudnie, koło katedry Świętego Jana uliczni muzykanci grali jakąś przyjemną melodię, wokół śmiali się zakochani, nawoływali turyści, przemykały na rolkach nastolatki z lodami – a ja patrzyłam na ten miły, przytulny, nieskończenie domowy świat stołecznego śródmieścia, jak przez ścianę łez: na Donbasie rosyjscy najemnicy już wyłapywali ludzi na ulicach i rozcinali im brzuchy za ukraińską flagę".
W tym roku, w sobotę rano, 26 lutego rosyjska telewizja Russia Today, uprawiająca propagandę na sposób nowoczesny, czyli po angielsku, w przebraniu światowego dziennikarstwa, pokazała jak w Donbasie bojownicy tamtejszej milicji ludowej w spontanicznym odruchu patriotyzmu zdzierają flagi ukraińskie i na ich miejsce montują trójkolorowe tzw. Donbaskiej Republiki Ludowej. Zabużko przypomina, że osiem lat temu, właśnie rankiem, 15 maja 2014 roku, słuchała dobrodusznego wystąpienia prezydenta Komorowskiego o tym, jakie sukcesy przyniosło Polsce podążanie drogą demokracji i jaka szkoda, że "Ukraina wybrała inną drogę".
"O mało nie popłakałam się nad tą dziecięcą, niewzruszoną wiarą polskich elit, że potwór nie wylezie spod łóżka". Potwór właśnie spod łóżka wylazł. I jakkolwiek ukraińska pisarka ma prawo pokpiwać z wyższościowych tonów Komorowskiego, to przecież trzeba przyznać, że nam się coś udało. I uważam za sprawę drugorzędną rozstrzyganie, czy to nasza wyłącznie zasługa, czy może szczęśliwy zbieg okoliczności. Faktem jednak jest, że dziś nie w nasze świeżo, na zachodnią modłę, zbudowane wieżowce trafiają rosyjskie rakiety. Co więcej, możemy oczekiwać, że jeśli Putin będzie chciał dalej realizować swój plan odbudowy imperium naszym kosztem, to przyjdzie mu to trudniej niż w Kijowie także dlatego, że niezręcznie będzie wbrew różnym pokusom pozostawić własnemu losowi, tak jak dziś Ukrainę, członka tego samego sojuszu wojskowego. Podkreślam - będzie niezręcznie, ale taka możliwość osamotnienia istnieje. Polska jest jednak w lepszej sytuacji o tyle, że ma, przynajmniej formalne, prawo domagać się sojuszniczej solidarności.
Ukraina takiego prawa nie ma, pozostaje jej natomiast prawo moralne. Ale pomimo, że jest ono przy różnych okazjach przywoływane, w istocie znaczy bardzo niewiele. Oksana Zabużko przypomina, jak w 2014 roku zareagowała na słowa prezydenta Komorowskiego: "Szłam Nowym Światem i drżałam z powodu tego odkrycia, że ludzie wokół mnie jeszcze nie wiedzą/…/ we mnie żyła już, niczym wszczepiona w krew infekcja, nowa wojna światowa – a w nich nie, i nawet prezydent ich kraju tego nie dostrzegał".
Nieważne jest, kto dostrzegł pierwszy – ukraińska pisarka zwraca uwagę na coś znacznie głębszego – na marnie uświadomioną wspólnotę losów. Żyjemy – i my, i Ukraińcy - na peryferiach Europy. I muszą upłynąć dziesięciolecia – bezpieczniej może powiedzieć - stulecia, zanim się z tych peryferii wyrwiemy. Musimy jeszcze przyjąć do wiadomości - i my, i Ukraińcy - że cena krwi za wygodne, dostatnie życie w demokratycznym kraju, nie jest wygórowana.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24