Poszkodowani nie mają dachu nad głową, a rząd i samorząd nie mają sobie nic do zarzucenia. Mają za to dużo wzajemnych pretensji. Premier Szydło i minister Błaszak twierdzą, że lokalne władze nie działały zdecydowanie. Sami są krytykowani za to, że w teren ruszyli dopiero po czterech dniach od nawałnic - po wakacjach i po długim weekendzie. Materiał programu "Czarno na białym" TVN24.
Ostatni spór na linii rząd-samorządowcy można zilustrować jednym przykładem - historią gmin Sulęczyno i Sierakowice, które informacje o stratach po katastrofalnych nawałnicach skierowały do administracji centralnej dwa dni po tragedii.
""Przesyłam dane z gmin..."
- Jeśli prawidłowo funkcjonowałby Wojewódzki Sztab Kryzysowy, to ta informacja już na poniedziałek rano powinna była być na biurku pana wojewody - ocenił Tadeusz Kobiela, wójt gminy Sierakowice.
Mimo to, cztery dni po zgłoszeniu, Sulęczyno i Sierakowice wciąż nie znalazły się na liście gmin poszkodowanych w rządowym rozporządzeniu. Za tę sytuację premier Beata Szydło obwiniła samorządy. - Samorządowcy po prostu nie zgłosili tych gmin wówczas, kiedy było przygotowane rozporządzenie - mówiła w czasie jednej z konferencji prasowych.
Premier dodała, że "samorządowców ocenią wyborcy". Chętnie też mówiła o ich odpowiedzialności. - To wójtowie i burmistrzowie są tymi, którzy pierwsi powinni być wśród swoich mieszkańców - stwierdziła premier.
Jak relacjonował reporter TVN24, w powiecie kartuskim przedstawiciele lokalnych władz są bardzo blisko swoich mieszkańców. Samorządowcy nie mają sobie nic do zarzucenia.
Janina Kwiecień, starosta powiatu, podczas spotkania z TVN24 trzymała jednoznaczny dowód - wydruk e-maila, wysłanego przez inspektora powiatowego sztabu kryzysowego. "Przesyłam dane z gmin powiatu kartuskiego odnośnie ilości rodzin poszkodowanych (…)" - czytamy w jego treści. "Gmina Sierakowice - 15 uszkodzonych dachów. Gmina Sulęczyno - 16 uszkodzonych dachów" - brzmiała treść informacji.
- Nieprawda, bo zgłosiliśmy się już w niedzielę wieczorem - komentowała starosta słowa premier o zaniedbaniach samorządów. Rozżalona na rząd starosta dodała, że wojewoda przyjechał do powiatu kartuskiego dopiero tydzień po tragedii, więc nie rozumie skąd przekonanie pani premier o zaniedbaniach samorządowców.
Premier na wakacjach
Odpowiedź w tej kwestii leży w poranku 12 sierpnia, kiedy wszyscy zobaczyli rozmiar kataklizmu. Premier przebywała na Pomorzu, gdzie spędzała wakacje. Zdecydowała, że meldunki straży pożarnej odbierze w Gdańsku.
- Chcę złożyć przede wszystkim kondolencje rodzinom ofiar. To jest rzecz przerażająca, smutna - mówiła wówczas Szydło. 90 kilometrów od Gdańska, w gminie Czersk, ludzie wciąż byli - jak powiedziała to premier - "przerażeni i smutni".
Premier po tym, jak uścisnęła dłonie strażaków w Gdańsku nie pojechała do Czerska, a do Juraty, żeby dokończyć wakacje. Szydło została sfotografowana przez reportera "Super Expressu" w towarzystwie męża, gdy spacerowali po porannej mszy świętej w miejscowej parafii.
Minister spraw wewnętrznych, Mariusz Błaszczak, w sobotę 12 sierpnia był z kolei w Warszawie. Po przyjęciu dramatycznych informacji z kilku województw, uściskał dłonie strażakom. W miejscach, które dotknął kataklizm, trwała walka z dramatem. Powalone drzewa blokowały kanał Brdy, a okolicy groziła powódź. Samorządowcy alarmowali w niedzielę i poniedziałek, że potrzebna jest większa pomoc rządu.
- Wojewoda powinien ogłosić stan klęski żywiołowej i powinien skierować w nasz rejon wojsko - mówił Arseniusz Finster, burmistrz Chojnic.
- Są problemy, z którymi na pewno sami sobie nie poradzimy - stwierdziła po przejściu kataklizmu Jolanta Fierek, burmistrz Czerska.
- 30 procent gospodarstw jest totalnie uszkodzonych. Cały dobytek życia niektórzy rolnicy tutaj stracili. Nie rozumiem, na co my jeszcze czekamy - relacjonował Zbigniew Szczepański, wójt gminy Chojnice.
Burmistrz Chojnic podkreślił, że jeśli chodzi o lasy, to jest tam "armageddon". - Lasy przestały istnieć. Chciałbym, żeby Polacy o tym wiedzieli. Trzeba nam teraz pilnie pomóc - podkreślił Finster.
"Minister Błaszczak zaszył się gdzieś"
Po nawałnicy rozpoczęła się jednak kolejna burza - tym razem polityczna. Politycy opozycji zgodnie stwierdzili, że rząd nie wywiązał się ze swoich obowiązków względem poszkodowanych. - Obowiązki wojewody pomorskiego przejął sołtys Rytla, obowiązki państwa przejęli obywatele - mówił Bartosz Arłukowicz z PO.
- Widzieliśmy, że minister Błaszczak zaszył się gdzieś, zamiast być tam na miejscu - ocenił Borys Budka z PO.
- Polacy powinni od was usłyszeć jedno słowo: przepraszam - zwrócił się do polityków PiS Adrian Zandberg z partii Razem w programie "Ława polityków" TVN24.
"Minister czy premier nie jest dowódcą"
Rząd ruszył w teren, ale dopiero po uroczystej defiladzie w Święto Wojska Polskiego, czyli w czwartym dniu po tragedii.
- Minister czy premier nie jest dowódcą. Nie wydaje poleceń. To nie nasza rola. Nasza rola to nadzór - tłumaczył się Błaszczak po przyjeździe do gmin poszkodowanych przez nawałnice 15 sierpnia. - Obecność ministra, a najlepiej szefa rządu, jest zawsze symbolem. Symbolem wagi, której przywiązywana jest przez rząd do danej sprawy - mówił wówczas Grzegorz Schetyna, przewodniczący PO.
W końcu przedstawiciele rządu przyjechali z dużą delegacją. Premier spotkała się z kilkoma rodzinami poszkodowanymi przez kataklizm. Obok namiotu, w którym odbywało się spotkanie sztabu kryzysowego, minister środowiska udzielał wywiadu. Minister Błaszczak znowu ściskał dłonie strażakom. Tym razem tych, którzy nieśli pomoc poszkodowanym.
Minister obrony Antoni Macierewicz chwalił się, że na miejscu było już wojsko. Gdy jednak jego samochód zakopał się w błocie, nie żołnierze mu pospieszyli z pomocą, a zwykli ludzie. Zanim rząd ruszył z pomocą, na miejscu zorganizowała się samopomoc - podkreśla reporter "Czarno na białym", Piotr Świerczek.
"Kazali się usunąć na bok, bo będzie przejeżdżać kolumna rządowa"
Sołtysi miejscowości dotkniętych tragedią nadzorowali pracami ludzi, którzy przyszli z pomocą. - Na razie sami, jeden drugiemu pomagamy. Jak ktoś widzi, że jemu nic się nie stało, to idzie do sąsiada i jak może to pomoże - opowiadał Arkadiusz Kubiczak, sołtys Lotynia.
- W pewnym momencie mąż zaczął do mnie krzyczeć, że ludzie potrzebują pomocy - mówiła jedna z mieszkanek zniszczonych miejscowości.
- Znajomi, sąsiedzi, dosłownie wszyscy. Rano, koło godziny dziewiątej było już 300, 400 osób - opowiadał inny mężczyzna.
Pomagali wszyscy - dorośli i dzieci. Na pierwszej linii frontu walki z kataklizmem stanęli zwykli ludzie, rozgoryczeni, że nie pomogła im armia zawodowców. - Przez trzy dni praktycznie czekaliśmy na wsparcie wojska, bo tego wsparcia nie było. Nie było odgórnej zgody - mówił jeden z mieszkańców.
- Ludziom pracującym kazali się usunąć na bok, bo będzie przejeżdżać kolumna rządowa - opowiadał inny. - Mieli się schować, (żeby wyglądało - red), że wszystko wojsko robi - dodał.
- Na temat wojska szkoda w ogóle mówić. Jedną kłodę wyciągali prawie pół dnia - podkreślał zdenerwowany mężczyzna.
"Do zbierania gałęzi, do zbierania liści nie będziemy wzywać wojska"
Kiedy wydawało się, że wypowiedziano już najmocniejsze słowa, a rząd w bardziej lub mniej zgrabny sposób naprawiał swój wizerunek, padło pytanie: dlaczego wojsko właściwie przyjechało tak późno - przypomniał Świerczek. Pytano również dlaczego wojewoda - czyli przedstawiciel terenowy rządu, który przyjechał już na miejsce na początku, ten wniosek o pomoc armii napisał dopiero trzy dni po kataklizmie.
- Do zbierania gałęzi, do zbierania liści nie będziemy wzywać wojska. No proszę mnie zrozumieć, że musimy pamiętać o tym, że wojsko jest potrzebne tam, gdzie nie możemy sobie poradzić w inny sposób - mówił wówczas Dariusz Drelich, wojewoda pomorski. Słowa te skomentował później szef MSWiA, mówiąc: - Wojewoda powinien więcej robić, a mniej mówić.
Tydzień po przejściu nawałnicy na miejsce przyjechali znowu premier i minister Błaszczak. Jak ocenił reporter TVN24, przystąpili do kontrataku. Premier 32 razy w swoim wystąpieniu wymieniła słowo "samorząd" i tylko cztery razy słowo "rząd".
Oskarżyła niektóre samorządy, że nie prosiły o pomoc rządu. Wraz z Błaszczakiem wywołała do tablicy marszałka pomorskiego z Platformy Obywatelskiej, który wcześniej skrytykował rząd. Przedstawiciele rządu skrytykowali go za to, że nie posprzątał poboczy dróg wojewódzkich.
- Panie marszałku, pana zadanie, do pracy! Skoro się pan obudził pięć dni po nawałnicy - mówił na konferencji prasowej szef MSWiA.
- To jest dla mnie taka próba przerzucenia odpowiedzialności za skutki nawałnic na Pomorzu na samorządy lokalne - mówił w rozmowie z TVN24 Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego.
Wieczorem tego samego dnia premier udzieliła wywiadu państwowej telewizji. - Na spotkaniu w Rytlu usłyszałam od jednej z pań burmistrz na moje pytanie: "czego pani potrzebuje?”, że "niczego nie potrzebuje" - mówiła premier 19 sierpnia.
- Pani premier mówi, że burmistrz Czerska nie zgłaszała żadnych postulatów. To jest nieprawda. Są na to świadkowie - mówi tymczasem burmistrz Czerska.
"Nie wolno wykorzystywać tej tragedii do bieżących działań"
Polityczna przepychanka miała swoją kulminację na sesji pomorskiego sejmiku. - Nie wolno wykorzystywać tej tragedii do bieżących działań - mówił wówczas wojewoda pomorski. - Burmistrz (Czerska - red.) zapewniała mnie, że wszystko ma pod kontrolą, poradzi sobie i nie widzi potrzeby użycia wojska - dodał.
- W czasie rozmowy telefonicznej powiedziałam, że bez pomocy wojska nie poradzimy sobie - komentowała słowa wojewody Jolanta Fierek.
Sytuacja byłaby słowem przeciwko słowu, jednak wicewojewoda pomorski trzy dni po nawałnicy mówił o apelach samorządowców. - Takie postulaty padały już w dniu wczorajszym - wyjaśniał Mariusz Łuczyk, wicewojewoda pomorski, pytany czy padały pytania o pomoc wojska.
Sołtys Rytla, burmistrz Czerska czy starosta kartuski mimowolnie poznali przy okazji nawałnicy czym jest "wielka polityka". - W ogóle nie mogę zrozumieć, że w sytuacji takiej tragedii można mówić o jakichś podziałach politycznych - stwierdziła Janina Kwiecień, starosta kartuski.
Sulęczyno i Sierakowice ostatecznie zostały dopisane do rządowego rozporządzenia. 13 dni po przejściu nawałnicy.
Autor: tmw/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24