Ewaryst Walkowiak prawdopodobnie ma dzisiaj 77 lat, ale sam nie jest tego pewien. Od 15 lat próbuje bezskutecznie ustalić, czy jego biologicznymi rodzicami była znana siostra zakonna i oficer wywiadu III Rzeszy. Ilekroć pyta jednak o tę sprawę, spotyka się z niechęcią i zmową milczenia, a wszystko może mieć związek z olbrzymim spadkiem rodu von Lossow. Materiał magazynu "Czarno na białym" TVN24.
W trakcie swojego 15-letniego śledztwa Ewaryst Walkowiak ustalił, że ludzie, którzy go wychowali, nie byli jego biologicznymi rodzicami. Trop za prawdziwymi rodzicami zaprowadził go do zakonu franciszkanek w podwarszawskich Laskach. Według świadków, urodził się on w trakcie II wojny światowej, a jego matką ma być znana polska zakonnica Helena Halina Gabriela Maria von Lossow, znana jako siostra Joanna, ojcem zaś jej daleki kuzyn Hans Ludwik von Lossow, niemiecki oficer wywiadu.
Dotarcie do ściany
Niestety, oboje już nie żyli i jedyną drogą do poznania prawdy były kolejne badania DNA. Ewaryst zaczął od Marii Lossow-Niemojowskiej, kuzynki siostry Joanny, a badania potwierdziły, że są spokrewnieni. Następnie zbadany został materiał ze śliny spod znaczków pocztowych na przekazanych przez Marię listach od siostry Joanny. Prawdopodobieństwo relacji matka-syn okazało się wysokie, jednak jakość materiału DNA była zbyt słaba, by z całą pewnością potwierdzić macierzyństwo.
Ewaryst kontynuował więc śledztwo, docierając do kolejnych świadków. Jednym z nich był wychowanek zakonu w Laskach, któremu jedna z zakonnic, opowiadając historie z czasów wojny, wspomniała, że "jedna z sióstr to miała nawet dziecko z Niemcem, że o mało nas wszystkich nie pozabijali".
Dopytywana wskazała właśnie na siostrę Joannę, a imię jej dziecka: Ewaryst. Jedyną drogą dojścia do prawdy stała się ekshumacja zakonnicy. Przeprowadzono już dwie w ciągu dwóch lat, ale przyniosły więcej pytań niż odpowiedzi.
Wyniki badań ciała nie potwierdziły macierzyństwa wobec Ewarysta Walkowiaka, ale pozostało pytanie, czy badane zwłoki rzeczywiście należały do siostry Joanny. Wątpliwości ma nawet kuratorka zakonnicy, która reprezentuje ją przed sądem. W tej sytuacji jedynym sposobem na odkrycie prawdy była ekshumacja ciał rodziców zakonnicy i wykonanie badań porównawczych - czy ich kod DNA był zgodny z tym z grobu siostry Joanny i czy Ewaryst jest ich wnukiem.
Walka o tożsamość, walka o testament
Na wyniki badań trzeba było czekać, tymczasem jeszcze w trakcie ekshumacji z daleka przyglądała się jej Maria Okińczyc, krewna Marii Lossow-Niemojowskiej - jedynego członka rodziny, który próbował pomóc Ewarystowi. W noc po śmierci Marii Lossow-Niemojowskiej Maria Okińczyc przeszukała również jej mieszkanie i wyniosła z niego dokumenty, które zgodnie z testamentem miał otrzymać Ewaryst. W sądzie próbowała wszystkich przekonać, że cała historia jest mistyfikacją. - Pan Walkowiak nie jest synem siostry Joanny - zapewniała.
Ale Maria Okińczyc może nie mieć interesu w pomocy Ewarystowi Walkowiakowi, bo w tle toczy się walka o spadek po Marii Lossow-Niemojowskiej, który ta niemal w całości zapisała Ewarystowi. A w nim nie tylko dokumenty, ale też prawa do dziedziczenia majątku, także po siostrze Joannie. Tymczasem jeżeli Maria Okińczyc zdoła jednak przed sądem udowodnić, że Ewaryst nie ma nic wspólnego z rodziną Lossow, to ona stanie się dyspozytorką majątku po rodzinie.
Sąd wstrzymał wykonanie testamentu do czasu rozstrzygnięcia kwestii macierzyństwa siostry Joanny. - Jest grono osób, które bardzo zyska finansowo, jeśli pan Walkowiak nie zostanie uznanym za syna siostry Joanny - tłumaczy Anna Puzyna, kuratorka siostry Joanny i dodaje, że osoby te liczą, że panu Walkowiakowi nie uda się ustalić przed śmiercią własnej tożsamości.
Zmowa milczenia
Jednocześnie Ewaryst Walkowiak od lat bezskutecznie stara się o ekshumację Hansa von Lossow, z którym dziecko miała mieć siostra Joanna. Niemiecki sąd zgodził się na nią, ale pod warunkiem, że wcześniej polski sąd uzna siostrę Joannę za biologiczną matkę Ewarysta. Tym samym znaleziono się w patowej sytuacji. - Próbując dociec jakichkolwiek informacji, nie mówiąc już o fotografii, a przecież takie fotografie muszą być, dotyczące Hansa von Lossow, napotykamy na mur milczenia. Natychmiast wszyscy się wycofują - mówi dr Kazimierz J. Pawelec, adwokat Ewarysta.
Do rozmowy namówiliśmy prywatnego niemieckiego detektywa, który specjalizuje się w poszukiwaniu ludzi i majątków do spraw spadkowych. To on szukał dla Ewarysta informacji na temat Hansa vos Lossow. Detektyw ten, chcąc zachować anonimowość, powiedział, że Hans w czasie wojny pracował w oddziale zajmującym się administracją dzieł sztuki na wschodzie, zwłaszcza obrazów. - On wiedział, które dzieła zostały skąd zabrane i gdzie zostały ukryte - twierdzi.
Przez pewien czas miał zajmować się tym w zajętym przez Niemców pałacu w Wilanowie, choć w archiwach pałacu nie pojawia się jednak nazwisko von Lossow. Według detektywa, w czasie pracy w Wilanowie w marcu 1943 roku Hansowi urodziło się dziecko - chłopiec. Detektyw nie był w stanie ustalić imienia i nazwiska chłopca, zapewnia jednak, że swoje informacje ma z bardzo wiarygodnego źródła, które nigdy w przeszłości jeszcze się nie myliło.
"Dlaczego oni tu przychodzą"
Tymczasem informacje dotyczące Hansa von Lossow nadal pozostają utajnione przez niemiecki wywiad. Absolutnie nic nie da się również znaleźć na jego temat w internecie. Jedyna wzmianka pojawia się w książce "Tajny obiekt w Pullach" - w Pullach mieściła się po wojnie siedziba niemieckich szpiegów. W publikacji wspomina się, że Hans dysponował licznymi kontaktami ze starą Abwehrą, później był odpowiedzialny za "kontakty specjalne", a do czasu wystąpienia ze służby w 1971 roku powierzono mu nadzór nad politycznie wrażliwymi sprawami w Bonn (stolicy Niemiec Zachodnich).
Z pomocą polskiej ambasady w Niemczech małżeństwu Walkowiaków udało się zdobyć adres ostatniej żyjącej córki Hansa von Lossow. Kobieta mieszka w jednym z domów spokojnej starości w Monachium. Jej pokój jednak, jako jedyny, jest cały czas zamknięty, a sama kobieta nie spaceruje ani nie jada z innymi pensjonariuszami. Gdy dziennikarzom "Czarno na białym" udającym krewnych z Polski udało się mimo wszystko wejść w końcu do środka, kobieta reaguje żywiołowo: "Przecież powiedziałam, że nie mogę mieć żadnych gości", "Dlaczego oni tu przychodzą?".
Ewaryst Walkowiak również próbował z nią porozmawiać, ale córka Hansa miała zareagować tak samo, mówiąc jedynie, że nie wolno jej z nim rozmawiać. Kontaktu odmówili również dalsi krewni Hansa, Ewarystowi pozostał więc jedynie grób oficera. Według jednego z badających sprawę detektywów jest jednak całkiem prawdopodobne, że w grobie tym i tak nie ma ciała Hansa, ponieważ groby oficerów niemieckiego wywiadu często były jedynie symboliczne.
W sprawie od lat konsekwentnie milczy również zakon franciszkanek w Laskach, który mógłby posiadać najcenniejsze informacje. - Nie zakładałem tego, że przeciwnicy będą robić wszystko, abym nie dotrwał do końca - przyznaje pan Walkowiak.
Coraz więcej pytań
Tymczasem prof. Tadeusz Dobosz z Katedry Medycyny Sądowej we Wrocławiu przeprowadził badania genetyczne zwłok rodziców siostry Joanny. Potwierdziły one pokrewieństwo ciał z grobów siostry Joanny i jej rodziców, wykluczając jednocześnie pokrewieństwo Ewarysta.
Sprawa mogłaby więc wydawać się rozstrzygnięta, gdyby nie jeszcze jedno badanie zlecone przez żonę Ewarysta: porównanie profili genetycznych siostry Joanny opracowanych przez oba zajmujące się tą sprawą instytuty. Wynik był zaskakujący, ponieważ stwierdzono, że profile te należą do dwóch różnych osób.
Sprawa badana jest więc nadal otwarta, również pod kątem sprawdzenia, czy nie doszło do nieprawidłowości przy wykonywaniu badań DNA. Ewaryst Walkowiak z żoną w trosce o dobro śledztwa nie chcą już jednak upubliczniać jego szczegółów.
Więcej materiałów na stronie magazynu "Czarno na białym" TVN24.
Autor: mm/adso / Źródło: tvn24