- Przez ostatnie dwa lata źle się działo w wymiarze sprawiedliwości. Dlatego przyjąłem propozycję - mówi "Rzeczpospolitej" minister sprawiedliwości prof. Zbigniew Ćwiąkalski. Zapowiada, że będzie chciał reformować prawo inaczej niż jego poprzednik.
Zbigniew Ćwiąkalski ma wiele zastrzeżeń do propozycji zmian w kodeksie karnym zgłaszanych przez swojego poprzednika. - Propozycje mojego poprzednika zmierzały w kierunku rozwiązań przyjętych w PRL w 1969 roku. Cały szereg instytucji było wzorowanych na tamtym komunistycznym kodeksie, choć oczywiście nikt się do tego nie przyznawał. Klasyczny przykład to sądy 24-godzinne. Tak naprawdę to nazwa handlowa, która dobrze się sprzedaje. Tymczasem to nic innego jak tryb przyspieszony z k.p.k. z 1969. (...) Wymienię tylko artykuł 199a. Na jego podstawie można byłoby skazać na trzy lata nastolatka, który za pośrednictwem internetu umówił się ze swoją niespełna piętnastoletnią koleżanką i wprowadził ją w błąd, na przykład mówiąc, że może się z nim spotkać, bo jutro nie będzie klasówki. Gdyby okazało się, że klasówka była, można by go było wsadzić do więzienia, nawet gdyby jej nic innego poza okłamaniem nie zrobił - mówi minister. Dodaje, że on sam nie chce zajmować się tylko prawem karnym, bo reforma powinna objąć też prawo cywilne. - Należy określić priorytety – krótko-, średnio- i długoterminowe - wyjaśnia.
Nie może być tak, że funkcjonariusze chodzą po ministerialnych pokojach z kopertą i sprawdzają, kto weźmie, a kto nie Ćwiąkalski o łapówach
Zbigniew Ćwiąkalski zapewnia też, że chociaż łapownictwo uwaga za plagę i jedną z podstawowych dolegliwości naszego życia społecznego, to nie będzie praktykował niektórych działań. O kontrolowanym wręczaniu korzyści majątkowej, jak w wypadku Beaty Sawickiej, mówi, że tego typu działania mogą być jedynie ostatecznym potwierdzeniem przestępstwa.
- Nie może być tak, że funkcjonariusze chodzą po ministerialnych pokojach z kopertą i sprawdzają, kto weźmie, a kto nie. Jeżeli pracuje się nad nimi kilka miesięcy, to nawet uczciwi ludzie w pewnym momencie mogą popełnić błąd i ulec pokusie.
Jak minister, to nie prokurator
Nowy szef resortu sprawiedliwości chciałby też, aby funkcje prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości były rozdzielone. - Ostatnie dwa lata dobitnie pokazały, że połączenie tych stanowisk ma swoje zalety, ale również szereg wad. Podkreślano, że w ten sposób rząd może realizować politykę kryminalną. Ja uważam, że polityka kryminalna jest określona w kodeksie karnym i tam trzeba szukać rozwiązań, a nie w ręcznym sterowaniu prokuraturą - argumentuje profesor.
Zero tolerancji dla recydywy
Minister tłumaczy też dlaczego kontynentalny system prawny jest mu bliższy. - Jego zaletą jest to, że daje przestępcy szansę na powrót do społeczeństwa, a jednocześnie jest surowy dla osób, którym szansę dano, lecz z niej nie skorzystały. Jestem zdecydowanym zwolennikiem zaostrzania kar dla recydywistów i za dawaniem szansy tym, którzy po raz pierwszy uwikłali się w przestępstwo, a dla których stało się to często osobistą tragedią - mówi Ćwiąkalski.
Jego zdaniem nie można "wsadzać wszystkich za wszystko". Za lepszą metodę uważa wysyłanie skazanych do pracy w zakładach opieki społecznej. - Wielu z nich bardzo dobrze się sprawdza w pracy z upośledzonymi czy niepełnosprawnymi. Gdy stają oko w oko z jakąś wielką tragedią, często ujawniają się w nich wielkie pokłady człowieczeństwa - wyjaśnia.
Twardo, ale rozsądnie
Minister opowiada się także przeciwko karze śmierci, która jego zdaniem nie spełnia roli odstraszającej, a jest rozwiązaniem populistycznym. Badania opinii publicznej wskazują, że większość jest za karą śmierci. Pewnie znaleźliby się tacy, którzy opowiadaliby się za jej publicznym wykonywaniem. Warto przypomnieć, że w czasie obcinania ręki złodziejowi kieszonkowcy opróżniali kieszenie gapiów - mówi.
Źródło: Rzeczpospolita