Pani Patrycja tak opisuje całe zdarzenie: - Pierwszy raz to było z rana. Dziecko poszło się umyć. Potem przyszło do pokoju i miało się ubierać. Ja siedziałam, a pies siedział koło mnie. Syn szedł w moim kierunku i pies po prostu go zaatakował - mówi kobieta.
- Drugi raz to było następnego dnia, jak poprosiłam syna, żeby usiadł do stołu. Dziecko się ruszyło, żeby usiąść na krześle i wtedy pies zaatakował - dodaje.
Co dalej?
Po pierwszym ataku kobieta poszła do schroniska. Tam dowiedziała się, że pomocy nie otrzyma. Właściciel tłumaczy, że każdy kto bierze psa, wie na co się pisze. - Agresji nie widać w psie absolutnie żadnej. Cieszy się do ludzi. Nie wiem czy dziecko zostało pogryzione przez tego psa. Nie mogę tego stwierdzić. Agresję psa się widzi, u tego jej nie widać. Jeśli nawet pies jest agresywny to nie znaczy, że musi przebywać w schronisku. To jest tej pani problem i to ona sobie go wzięła - tłumaczyła właścicielka schroniska.
Kobieta zwróciła się więc o pomoc do policji. Ta o sprawie poinformowała Powiatowy Inspektorat Weterynarii. Jego przedstawiciele byli w domu i widzieli psa. Sprawę przedstawili w urzędzie miasta. Pani Patrycja tłumaczy, że czeka na interwencję urzędu.
Aktualnie pies jest zamknięty w domu, a kobieta zabiera dzieci ze sobą do pracy. Jeśli nie znajdzie się nowy właściciel, pies będzie musiał zostać uśpiony.
Autor: mn/jaś/zp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24