Najpierw zaprzeczał, że bywał na zebraniach "Ruchu" i pisywał do "Biuletynu" - w końcu złamał się i obiecał mówić tylko prawdę. 25-letni wówczas Stefan Niesiołowski, przesłuchiwany przez bezpiekę, wymienia nazwiska członków organizacji - m.in. Benedykta, Huberta i Andrzeja Czumów oraz swojej narzeczonej - Elżbiety Nagrodzkiej. Opowiada o spotkaniach "Ruchu" i rozszyfrowuje pseudonimy.
Archiwalne protokoły z zeznań Stefana Niesiołowskiego opublikował portal niezależna.pl. MOŻESZ JE ZOBACZYĆ TUTAJ
20 czerwca 1970 r. Niesiołowski przyznaje się do istnienia „Ruchu” i że była to organizacja konspiracyjna. Twierdzi jednak, że nie było przywódców.
Dzień później - przyznaje się do winy, do udziału w organizacji. W wyjaśnieniach padają nazwiska najbliższych i przyjaciół i członków organizacji – m.in. brata - Marka, Andrzeja i Benedykta Czumów oraz Andrzeja Woźnickiego.
25 czerwca 1970 r. Rozszyfrowuje, kto krył się pod pseudonimami „Emil”, „Jurek”, „Bolesław”. Jak twierdzi, sam nie bywał na zebraniach "Ruchu" ani nie pisał do "Biuletynu".
Trzy dni później Stefan Niesiołowski zmienia zeznania. Twierdzi, że to, co powiedział wcześniej po części nie było prawdziwe, od tej pory obiecuje mówić tylko prawdę. "Pragnę dziś wyjaśnić mój udział w nielegalnej organizacji w sposób szczery i zgodny z prawdą" - zeznał Niesiołowski.
29 czerwca 1970 r. Niesiołowski opowiada jak w 1969 r. pozyskał dla organizacji swoją ówczesną narzeczoną, Elżbietę Nagrodzką. Przyznaje, że poznał ją z członkami organizacji z Łodzi oraz z warszawskim działaczem - Andrzejem Czumą. "Wiadomo mi że Zagrodzka miała wziąć udział w akcji podpalenia muzeum Lenian w Poroninie" - zeznał Niesiołowski.
8 lipca 1970 r. Zdradza, że Czuma jest bardzo aktywnym członkiem ruchu i inicjatorem różnych akcji. Podczas kolejnych przesłuchań opowiada, jak zaprzyjaźnił się z Benedyktem i Hubertem Czumą. Przyznaje się m.in. do autorstwa kartki adresowanej do Andrzeja Czumy, w której mowa o egzemplarzach "Biuletynu". Wyjaśnia jednak, że "Biuletyn" oznacza "teksty z zagadnieniami religijnymi". Zapewnia też, że nie były to materiały o treści opozycyjnej w stosunku do polityki opozycyjnej PRL.
Opisuje, że na zebraniach "Ruchu" prowadzono dyskusje na różne tematy, ale - jak zastrzega - nie była krytyka PRL. "Celem naszej grupy była wymiana informacji na tematy bardzo różnorodne – historyczne, kulturalne, gospodarcze i polityczne" - zeznaje.
11 lipca 1970 r. - Przyznaje, że celowo zatajał fakty ws. spalenia muzeum Lenina w Poroninie. Jak twierdzi robił to, aby chronić członków organizacji od odpowiedzialności karnej. "Dziś całkowicie zrozumiałem swoje niewłaściwe stanowisko w tej kwestii i dlatego pragnę, tak jak i w innych sprawach, mówić tylko szczerą prawdę" - zeznaje.
Po latach, w 1992 r. Stefan Niesiołowski zawarł ugodę ze swoją byłą narzeczoną, o której powiedział, że przez nią spędził 7 lat więzienia. "Oświadczam, że cofam słowa wypowiedziane w dniu 1 stycznia 1992 r. w Muzeum Kinematografii w Łodzi m.in. wobec małż. Teresy i Bogusława Kobierskich a dotyczące p. Elżbiety Królikowskiej-Nagrodzkiej, którą przepraszam. Mając powyższe na uwadze zobowiązuję się równocześnie do usunięcia z mojej książki pt. Wysoki brzeg fragmentów odnoszących się do "Agnieszki" które mogą być kojarzone z osobą p. Elżbiety Królikowskiej, a nadto w przyszłości powstrzymywać się od wypowiedzi na temat p. El. Królikowskiej w kontekście wspomnianej sprawy."
"Opowiadał wszystko"
Elżbieta Królikowska-Nagrodzka wspominając śledztwo z roku 1970 r., stwierdza, że Niesiołowski, zaczął zeznawać już od pierwszego przesłuchania, co było - jej zdaniem bardzo cenne dla SB. - Trzy miesiące później (od pierwszego zeznania - red. ) zawarł z SB umowę, że będzie mówił wszystko o kolegach z „Ruchu” w zamian za obniżenie kary (więzienia - red.) - mówi Królikowska-Nagrodzka. I dodaje: - Mówił wszystko, również o mnie, iż rzekomo chciałam wysadzić muzeum Lenina. I przez ostatnich 37 lat nie przyznał się do tego, a teraz nas wszystkich poucza.
Niesiołowski odpowiada
Sam Niesiołowski też przyznał, że po aresztowaniu 20 czerwca 1970 r. zeznawał "od pierwszego dnia". - Wiedziałem, że już pewnych rzeczy bronić się nie da, że są znane Służbie Bezpieczeństwa. Wielokrotnie na ten temat mówiłem. Sięganie do tego i takim językiem mówienie, jak mówi pan Kaczyński, świadczy o tym, że ten człowiek jest chory z podłości i nienawiści - mówił poseł PO.
Podkreślił, że jego zeznania są dostępne. - Tam nie ma nic, są zeznania człowieka, który się broni, jak może, tak chroni kolegów - powiedział Niesiołowski.
Źródło: tvn24.pl, PAP, niezalezna.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP