Trwa ustalanie przyczyn piątkowego incydentu z udziałem limuzyny prezydenta Andrzeja Dudy. Co już wiemy o wypadku, a gdzie pozostają niewiadome? ("Polska i świat")
W piątek w czasie przejazdu prezydenckiej kolumny autostradą A4 w samochodzie, którym podróżował Andrzej Duda doszło do uszkodzenia opony i wypadku. Nikomu nic się nie stało. Trwa ustalanie okoliczności incydentu.
Wypadek prezydenta jest dokładnie badany. Prokuratura poprosiła Biuro Ochrony Rządu o przekazanie dokumentów dotyczących samochodu. - Dotyczą one przeglądu samochodu prezydenckiego, serwisowania, zakupu opon - wyjaśnia w rozmowie z TVN24 Lidia Sieradzka z Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Pękniętą oponę bada Centralne Laboratorium Kryminalistyczne. To, czy w trakcie przygotowań limuzyny prezydenta do wyjazdu naruszono procedury, sprawdza natomiast specjalna komisja wewnątrz BOR.
- W ogóle nie wypowiadam się co do przyczyn, mogę tylko powiedzieć o moich osobistych odczuciach i przeżyciach w związku z tymi wydarzeniami - podkreślał w poniedziałek Andrzej Duda.
"To jest skandal"
Nie oznacza to jednak, że nic się nie stało. Wątpliwości dotyczą również tego, co działo się po wypadku.
- To jest skandal - ocenia Andrzej Urbański, szef kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - Powiem uczciwie, że działania prokuratury i policji w takiej sytuacji powinny być natychmiastowe. Odcinek autostrady, który należało zbadać, trzeba było zamknąć natychmiast - dodaje.
Do incydentu doszło około godziny 16. Pierwsze oględziny policji rozpoczęły się około 17. Prokuratorzy pojawili się na miejscu w okolicach 22. Autostradę w celu oględzin zamknięto dzień po wypadku.
- To, jak szybko pojawi się na miejscu policja, zależy od wielu czynników - wyjaśnia mec. Jakub Wende, specjalista ds. prawa drogowego z kancelarii Wolfowicz&Wende. Dodaje jednak, że przeważnie powinna być na miejscu zdarzenia "natychmiast", kilka, kilkanaście minut po wypadku.
Nie wiadomo na razie, z jaką prędkością jechała prezydencka kolumna. Wiadomo natomiast, że po wypadku prezydent nie pojechał do szpitala.
- Bardzo trudno jest na podstawie złego czy dobrego samopoczucia osoby, która uczestniczyła w takim zdarzeniu podjąć decyzję o tym, że nic jej nie jest - podkreśla Jakub Wende. - Moim zdaniem, w takiej sytuacji, zwłaszcza jeśli chodzi o prezydenta RP, dobrą praktyką byłoby zawiezienie pana prezydenta do szpitala - ocenia.
- Całą odpowiedzialność ponosi szef kancelarii, ale trzeba zauważyć jedno: o wszystkim decyduje pan prezydent - zaznacza Andrzej Urbański.
Autor: kg / Źródło: tvn24