- Będziemy prosić prezydenta o to, żeby zawetował przesunięcie w czasie ustawy i liczymy, że prezydent stanie na wysokości zadania - stwierdził w Magazynie "24 godziny" Krzysztof Bukiel. Od 1 stycznia ma obowiązywać w Polsce dyrektywa UE, która ogranicza czas pracy lekarzy. PO woli to opóźnić o rok, winiąc za sytuację poprzedni rząd. Dziś minister zdrowia Ewa Kopacz będzie rozmawiać na ten temat z przedstawicielami lekarzy.
Do tej pory lekarskie dyżury nie były wliczane do normalnego czasu pracy. Zdarzało się więc, że lekarze pracowali po 100 godzin tygodniowo. Według unijnych dyrektyw, które miały zacząć obowiązywać już trzy lata temu, lekarze nie powinni pracować więcej niż 48 godzin tygodniowo. Nie powinni, ale jeśli chcą mogą spędzić w pracy do 72 godzin. Zależy to od nich i od dyrektora szpitala. Zgodę na dodatkowe godziny lekarze uzależniają jednak od obiecywanej im podwyżki płac.
Rząd proponuje vacatio legis
Rząd chce odłożyć wprowadzenie dyrektyw europejskich w życie, bo (jak tłumaczy) nie ma pieniędzy na to, żeby płacić lekarzom tyle, ile wynikałoby z nakazów UE. -Środki na służbę zdrowia znajdą się najwcześniej w marcu, bo w tym miesiącu rząd zamierza zdecentralizować Narodowy Fundusz Zdrowia - zapowiadają przedstawiciele ministerstwa zdrowia.
Lekarze zapewniają, że mogą poczekać, ale jedynie wtedy, kiedy dostaną chociaż zapowiedziane przez poprzedni rząd podwyżki. Tych jednak nowy rząd nie gwarantuje. Nie gwarantuje tego też europejska dyrektywa, ale daje możliwość odmówienia pracy ponad przepisowe 48 godzin tygodniowo. Stąd determinacja lekarzy do tego, aby vacatio legis zawetować.
- Rząd chce przesunąć wejście przepisów o rok, ale to nie jest żadne rozwiązanie - tłumaczył w Magazynie "24 godziny" Bukiel. - Chciałbym, aby premier rządu dorósł do problemu, bo jest kolejnym, który spycha wszystko na ministrów. Jeśli nie będzie zwiększenia nakładów na służbę zdrowia, to nic się nie da zrobić, nie ma już na to czasu, doszliśmy do ściany - komentował działania premiera Bukiel.
Grzegorek: To wina poprzedniego rządu
- Ustawa zawiera błędy. Nie da się tego poprawić autopoprawką rządu, wymaga to przygotowań i rzetelnego przejrzenia - przekonywał w Magazynie "24 godziny" decyzję o przesunięciu w czasie ustawy wiceminister zdrowia Krzysztof Grzegorek. Nie powiedział jednak nic na temat zwiększenia płac lekarzy. - Przyjmując ustawę byliśmy nadgorliwi, bo założyliśmy, że poprzedni rząd ma już jakieś konkretne rozwiązania płacowe, a wcale ich nie miał. Potrzebujemy czasu - dodał.
Religa: Byliśmy przygotowani
Zaskoczenia takim tłumaczeniem nie krył w wieczornym Magazynie poprzedni minister zdrowia Zbigniew Religa. - Dziwi mnie nieporadność w podejściu do tego zagadnienie. Zwłaszcza, że wszyscy wcześniej na to głosowali - powiedział w TVN24 Zbigniew Religa niespełna dwie godziny po wypowiedzi wiceministra zdrowia. - To nie nasza wina. My byliśmy przygotowani, zagwarantowaliśmy wzrost nakładów na opiekę społeczną o 11 mld. zł. W tej puli były pieniądze na dodatkowe godziny i my się tego nie baliśmy. I niech PO nie mówi, że nie ma rozwiązań. Rozwiązania są znane, trzeba je tylko zaakceptować. Można na przykład wziąć system zmianowy. Wiadomo, że lekarze nie będą go chcieli, ale tu nie ma wyjścia - polemizował ze słowami Grzegorka minister Religa.
Z tezą wiceministra zdrowia nie zgodził się także minister zdrowia za rządów SLD Marek Balicki. Uważa on, że ustawa "rzeczywiście ma błędy", ale poprawek można dokonać jeszcze przed końcem roku w sejmowej komisji zdrowia.
- Poprawki do końca grudnia dadzą szansę na to, że po 1 stycznia nie nastąpi paraliż służby zdrowia - argumentował Balicki. Dodał również, że vacatio legis spowoduje wpłynięcie kolejnych pozwów do sądu o wypłacenie nadgodzin i "powiększenie pola konfliktu".
Pracować więcej? Tak, ale za większą pensją
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (OZZL) domaga się, by kwestia nadgodzin została rozwiązana systemowo i uzależnia swoją zgodę od zagwarantowania lekarzom wyższej pensji zasadniczej.
Związkowcy chcą, by tę kwestię regulowała ustawa o płacach minimalnych. Mówią, że zgodziliby się też na podpisanie układu zbiorowego pracy, albo podniesienie wyceny świadczeń medycznych o 60 proc. Związek zwrócił się w tej sprawie do premiera Donalda Tuska i minister zdrowia Ewy Kopacz.
- Rządzący robią desperacki krok i chcą przedłużenia. Ale co wtedy? Wszystko spadnie na dyrektorów szpitali i albo szpital przestanie funkcjonować, albo będzie systematycznie zadłużany, albo nie będzie komu w nim pracować. To jest głupstwo! - zarzucał Bukiel. - Ja pytam prosto, o ile zwiększą się nakłady na służbę zdrowia ze środków publicznych? I o ile chcecie zwiększyć legalne współpłacenie? - wypytywał wiceministra zdrowia. Kiedy ten jednak, próbował udzielić odpowiedzi zapewniając, że "najważniejsze jest sprawdzenie działania obecnego systemu zdrowia", szef Związku Lekarzy przerwał mu stwierdzając sucho: - Co tu sprawdzać? 20 lat to działa. Rząd musi zaproponować konkrety.
Spór ma się rozstrzygnąć jutro. W środę minister zdrowia Ewa Kopacz będzie rozmawiać w sprawie vacatio legis z Ogólnopolskim Związkiem Zawodowym Lekarzy i Naczelną Izbą Lekarską.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24