Czynienie dobra nie przynosi szczęścia, jeśli jesteśmy do niego zmuszani. Więcej daje nam aktywne pomaganie niż tylko wpłacanie pieniędzy potrzebującym. Żeby od pomagania być szczęśliwym, trzeba robić to mądrze. Czyli właściwie jak?
Przypominamy tekst ze stycznia 2022 r.
Czy też mieliście w swoim życiu ten moment, gdy z rezygnacją stwierdziliście, że "nie warto było pomagać", "trzeba było zostawić ich samych", "nie byli warci tego poświęcenia"? A potem… pomagaliście dalej, kolejnym osobom, w zupełnie innych sprawach, tak, jakby to pierwsze rozczarowanie nigdy nie miało miejsca?
A czy nie jest przypadkiem tak, że pomagamy innym, bo nam się to zwyczajnie opłaca? A jeśli tak, to w jakiej walucie jesteśmy wynagradzani za czynienie dobra? I czy dla wszystkich dobro jest warte tyle samo?
Naukowcy z Kanady odkryli, że w przypadku dobroczyńców rośnie nie tylko ich samopoczucie, ale i popularność. Badacze z Pensylwanii przekonują, że dobrzy i życzliwi ludzie są szczęśliwsi. Ci z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej (to też Kanada) twierdzą, że dobre uczynki zmniejszają lęk społeczny. Są i tacy, którzy przekonują, że sto godzin wolontariatu w ciągu roku pozwala obniżyć ryzyko śmierci! Ba, w przypadku osób po pięćdziesiątce odpowiednia liczba godzin poświęconych innym obniża ryzyko nadciśnienia tętniczego. Jest tego więcej.
Jaka płynie dla nas lekcja z wiedzy o dobru? Zapytałam specjalistów.
Nie żyjemy w filmie Disneya
Dr hab. Piotr Michoń jest ekonomistą, wykładowcą na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Na co dzień pochyla się nad czymś, co nie musi od razu kojarzyć się z ekonomią, czyli nad szczęściem. Tak, istnieje coś takiego jak "ekonomia szczęścia", a Michoń prowadzi nawet bloga i podcast na jej temat.
Nim do niego zadzwonię, czytam jeden z tekstów, który opublikował na blogu. Tytuł: "Dlaczego niektórzy nienawidzą Jurka Owsiaka (i innych dobrych ludzi)?".
- Tak jakoś mam, że w mojej głowie czasem pojawiają się jakieś pytania, a potem zaczynam sprawdzać, co na ten temat mówi nauka - przyznaje ekonomista. Tak było z tą notką. Do tego, czego dowiedział się o postawie ludzi wobec Owsiaka, jeszcze w tej rozmowie wrócimy. Najpierw moje pytanie: - A gdyby to tobie dziecko powiedziało: "tato, nie opłaca się być dobrym", co byś mu powiedział?
- Chyba warto zacząć od tego, że jesteśmy wychowywani na idealistycznych obrazach, jak z filmów Disneya. W tym przypadku może raczej powinniśmy spojrzeć w literaturę XIX-wieczną - zaczyna odpowiedź Michoń. - Wtedy wyraźniej zobaczylibyśmy, że ci dobrzy często cierpią, są niedoceniani, niedostrzegani i ewentualnie na końcu książki nagle okazuje się, że to oni byli dobrzy i postępowali właściwie. Ale też nie zawsze. I często bez fajerwerków.
Piotr Michoń kilka razy w czasie naszej rozmowy podkreśla, że czynienie dobra prawie zawsze przynosi szczęście.
- Czyli się opłaca? - drążę.
- Absolutnie!
- Ale?
- Czynienie dobra nie przynosi szczęścia, jeśli zostałeś do tego zmuszony albo nie czujesz, że to był twój wybór. Na przykład kiedy każesz dziecku podzielić się ciastkiem z innym dzieckiem, to nie daje mu szczęścia. Ono wie, że zrobiło coś dobrego, dzieląc się, ale to tyle.
- Co jeszcze powinnam wiedzieć?
- Szczęście daje aktywne pomaganie. Takie, gdy sama planujesz, organizujesz, uczestniczysz w dawaniu. Żeby być od tego szczęśliwym, trzeba dawać mądrze. I jest jeszcze jedna rzecz, która pewnie wielu zmartwi. Dawanie pieniędzy.
- Nie opłaca się?
- To najłatwiejsza forma pomagania i oczywiście ludziom nasze pieniądze są potrzebne, a my, cieszymy się, gdy na przykład komuś uda się zamknąć zbiórkę charytatywną i uzbierać odpowiednią kwotę. Ale jeśli myślimy o "opłacaniu się", to w dawaniu szczęścia to mniej warte niż aktywne pomaganie.
Rada wypływająca z badań: kiedy dajesz pieniądze, by komuś pomóc, staraj się wczuć w jego sytuację, zaangażuj się (choć trochę) emocjonalnie, skup się raczej na jednej osobie, a nie kilku naraz.
Kiedy łatwiej pomagać?
Michoń uważa, że jeśli wydobędziemy się z (często podświadomego) oczekiwania od innych wdzięczności, pomaganie stanie się łatwiejsze i da nam więcej radości.
- Często rozmawiam ze studentami i uczniami, którzy bardzo chcieliby pomagać dzieciom w Afryce - opowiada Michoń. - I to jest super, bardzo mnie to buduje. Ale też czasem widzę, że idzie za tą chęcią wyobrażenie: pojadę, zrobię tam na przykład kilka zajęć z angielskiego, dzieci będą mnie kochać. A na miejscu może tak nie być. Dlatego pomaganie bywa trudne, nim tego nie przeskoczymy - podkreśla.
Michoń podkreśla, że istotą pomagania jest nie to, co my możemy dać, ale odpowiedź na pytanie, czego ci inni ludzie naprawdę potrzebują. I wspomina: - Kilka lat temu pojechałem ze studentami do Indii. Wiedzieliśmy, że jest tam szpital, który pomaga osobom trędowatym. Pacjentom trzeba wielokrotnie zmieniać opatrunki. Więc pomyśleliśmy sobie, że zrobimy zbiórkę opatrunków i je zawieziemy, a oni będą zadowoleni. Przywieźliśmy kilka kartonów, a kompletnie ich to nie ruszyło.
- A czego potrzebowali? - dopytuję.
- Pieniędzy. Opatrunki można było pewnie kupić na miejscu, a były inne palące potrzeby - zauważa badacz.
Michoń i jego studenci do Indii jeździli do misji stworzonej przez polskiego duchownego Mariana Żelazka. To on mówił: "łatwo być dobrym, wystarczy tylko chcieć".
Ale Michoń, który bardzo szanuje dokonania i podejście księdza, w ocenianiu łatwości bycia dobrym jest bardziej ostrożny. - Gdy uświadomimy sobie, że pomaganie wcale nie musi być proste, wtedy może być najfajniejsze. Gdy zdamy sobie sprawę, że nie musi być przyjemne, nie musi nieść za sobą wdzięczności, zrozumiemy, że pomaganie to jest pewna praca, a my tak naprawdę nie potrzebujemy przecież fajerwerków z jego powodu - zaznacza.
To dlaczego niektórzy nienawidzą Owsiaka?
Z tą wiedzą możemy już chyba wrócić do kwestii Owsiaka i innych znanych pomagaczy. - Wydawałoby się, że powinniśmy być niemal ewolucyjnie zaprogramowani, żeby doceniać tych, którzy są dobrzy. Okazuje się jednak, że tak nie jest - przyznaje Michoń. - Zacznijmy od tego, że dobro jest czymś szalenie niewymiernym i większość z nas zapytana, powiedziałaby o sobie "jestem dobrym człowiekiem". Ludzie dość łatwo potrafią powiedzieć: "Jestem słaby z fizyki", "mam kiepską kondycję", ale ile osób powiedziałoby "jestem złą osobą"? Zwykle, gdy ktoś tak mówi, to z dużym prawdopodobieństwem ma zaburzoną samoocenę, wykrzywiony obraz siebie i trzeba mu pomóc. Ale jest jeszcze coś. Jeśli ktoś przy nas jest naprawdę dobry, to może to wpłynąć gorzej na nasze samopoczucie. Zdarza się, że zaczynamy w kwestii dobra rywalizować, choć w ogóle nie byliśmy tego świadomi - dodaje ekonomista. Pojawia się poczucie moralnej niższości.
Efekt? Na blogu Michoń pisze: "Choć zwykliśmy wychwalać bohaterów i świętych, i aż palimy się do tego, by karać złych, zdarza się nam coś przeciwnego: depczemy, niszczymy, nienawidzimy innych właśnie dlatego, że są dobrzy".
Michoń odsyła do kanadyjskiego badacza Pata Barclaya. Tak, też zauważyłam, że Kanadyjczycy lubią rozmawiać o szczęściu, może dlatego, że żyją w jednym z 10 najszczęśliwszych państw świata. Ale do brzegu. Jego zespół przeprowadził badania, z których wynika, że "podejrzliwość, zazdrość, a nawet wrogość wobec miłych i dobrych ludzi jest głęboko zakorzeniona w ludzkiej psychice, a konkurowanie sprawia, że to paskudztwo z nas wychodzi. U niektórych z nas pojawia się chęć powstrzymania innej osoby".
Na blogu Michoń apeluje: "nie pozwólmy triumfować zawistnym miernotom!". I przypomina: "Krytycy i frustraci krzywdzą. Atakowani są ludzie szukający sprawiedliwości społecznej, filantropi, ekolodzy itp. Tak jest z Jurkiem Owsiakiem czy Adamem Szustakiem, tak było z Markiem Kotańskim, Janiną Ochojską i wieloma innymi, często anonimowymi osobami. Tak było z lekarzami i pielęgniarkami. Ich dobroć, wielkoduszność, bezinteresowność, poświęcenie dla innych odrzuca się jako obłudę, naiwność czy formę marketingowej pozy. A czynią to zwykle ci, którzy sami nic nie robią. Pozostawiona bez naszej reakcji krytyka może niestety skutkować rozgoryczeniem i wycofaniem się z czynienia dobra".
A ja myślę sobie, że chyba jednak nie chcielibyśmy, żeby Owsiak czy Ochojska doszli pewnego dnia do wniosku, iż czynienie dobra jednak się nie opłaca.
Co powinien zrobić zdolny student?
Michoń lubi się dzielić dobrem, ale też wiedzą innych specjalistów. W czasie naszej rozmowy odesłał mnie do ciekawego wystąpienia australijskiego etyka i filozofa Petera Singera, który opowiada w nim, jak i dlaczego warto zostać efektywnym altruistą.
Efektywny altruizm to filozofia, która zakłada, że poszukujemy i popularyzujemy najbardziej efektywne sposoby poprawy sytuacji na świecie. Taki altruista rozważa wszystkie możliwości, a następnie podejmuje działania w taki sposób, aby miały one najbardziej pozytywny wpływ. Singer jest jednym z najbardziej znanych popularyzatorów tej idei.
- Brzmi to doskonale, ale budzi u mnie pewien opór - zastrzega Michoń. - Singer mówi w pewnym momencie: wyobraź sobie genialnego studenta, który zaraz po studiach może iść do pracy w organizacji charytatywnej lub pracować na giełdzie na Wall Street. Wedle zasad, którymi kieruje się Singer, ten student lepiej by zrobił, gdyby poszedł na Wall Street i przeznaczył część swojego dochodu na pomoc innym. Jego zdaniem to da światu więcej dobrego niż wtedy, gdy ten student sam będzie zaangażowany.
- Ale mówiłeś, że proste przekazywanie pieniędzy daje nam mniej szczęścia! - przerywam.
- Otóż to. Tu mamy do czynienia z filozofią utylitarystyczną, w której dobro indywidualne podporządkowane jest dobru wspólnemu. Każe nam się myśleć w kategoriach dobra ogółu ludzi, a jednocześnie przypomina nam się, że jesteśmy odpowiedzialni za swoje szczęście. Tymczasem z punktu widzenia tego zdolnego studenta mogłoby się okazać, że wybierze pracę na giełdzie, będzie dzielił się pieniędzmi, które będą pomagać innym, ale on w tym samym czasie będzie nienawidził swojej pracy i wiódł smutne życie. Nie wiemy też, czy jego talenty i zaangażowanie nie przekładałyby się na coś niezwykłego i cennego, gdyby jednak po studiach wybrał pracę w organizacji pozarządowej. Jak widzisz, pomaganie nie jest takie łatwe.
Przynajmniej nie jestem świnią
Historia studenta przenosi mnie wprost do innego ekonomisty - tym razem specjalizującego się w polityce społecznej - dr. hab. Pawła Kubickiego ze Szkoły Głównej Handlowej.
Gdy to jego pytam, co odpowiedziałby komuś, kto stwierdził, że "nie opłaca się pomagać", Kubicki zachowuje się jak typowy naukowiec i ze śmiechem mówi: "to zależy".
Wysyła mi artykuł o fali wypalenia zawodowego, który ukazał się w Magazynie Spider's Web+ i odbił się szerokim echem. Zaczyna się tak: "W Stanach w tym roku pracę rzuciło 35 mln ludzi. W Wielkiej Brytanii jest rekordowy milion wakatów. W Polsce czterech na dziesięciu specjalistów, nawet nie mając nic nowego, deklaruje gotowość do zwolnienia się".
Nie, Kubicki nie jest jego autorem (są nimi Sylwia Czubkowska i Marek Szymaniak), nie wypowiada się też w nim jako ekspert. Ale dużo o nim ostatnio myśli.
Też zastanawiasz się, co to wszystko w ogóle ma wspólnego z czynieniem dobra?
- Praca zawodowa może nas niestety wypalać, a bycie dobrym dodaje trochę sensu wielu aktywnościom dnia codziennego, w tym właśnie aktywności zawodowej - mówi Kubicki. - Jeśli ci się już nic nie chce, to świadomość, że nie jesteś świnią i przynajmniej udało ci się zrobić coś dobrego dla innych, pomaga to jakoś przetrwać - dodaje.
- Dobro lekarstwem na wypalenie zawodowe?! Czyli na dłuższą metę się opłaca! - cieszę się. Ale wiadomo, że z badaczami nigdy nie jest tak prosto i niechętnie dają, nie tylko dziennikarzom, łatwe rozwiązania.
Kubickiego dobro i życzliwość interesują szczególnie pod kątem polityk państwa. - Życzliwość trudno byłoby zapisać rozporządzeniem czy ustawą, a tymczasem w bardzo wielu zawodach, miejscach i sytuacjach jest nam potrzebna - mówi. Jako przykład podaje edukację włączającą dzieci z niepełnosprawnościami. - Mamy dziś system, który żeby w ogóle działał, trzeba mu życzliwych elementów w postaci rodzica, dyrektora i nauczycieli. I jako badacz polityk publicznych krzywię się, gdy tworzymy instytucje, które by poprawnie działać, wymagają zbyt dużo dobrej woli od ludzi - komentuje.
Ognisko z dobra
Wspomniana już edukacja włączająca to jeden z koników Kubickiego. - I przydałyby się systemowe bodźce, które premiowałyby dobro, które się w niej pojawia. Na przykład nagrody dla tych, którzy nie tylko potrafią w szkole zmotywować uczniów do zdobywania dobrych wyników na testach, ale też zbudować dobrą atmosferę w placówce - dodaje.
I od razu zwraca uwagę, że takie podejście jest niestety rzadkie.
- Jeśli chcemy czynić dobro, zwykle mamy więcej pracy. Próbując rozwiązać cudze problemy, zaczynamy szukać dla nich nowych rozwiązań. Jeśli te rozwiązania działają, system zaczyna uznawać, że to nowe obowiązki, które może na nas narzucić. I jeśli jeszcze do tego nie jesteśmy za to dobro nagradzani, to w końcu może się pojawić pytanie: "po co ty to sobie robisz?". Czy jesteśmy gotowi jako społeczeństwo na utratę i wypalenie tych ludzi? - pyta Kubicki.
- Pula dobra nie jest jakaś nieskończona, ale na szczęście ma tendencję do odradzania się. To jak z podsycaniem ognia w kominku czy ognisku. Inni ludzie mogą nam ciągle do niego dokładać. Ale z punktu widzenia państwa - jeśli już trzymamy się tej metafory - najlepiej, gdyby przy tym ognisku ktoś postawił drewutnię i stale dostarczał opał. Musimy pamiętać, że ludzi wypalonych trudno jest na nowo rozpalić. Nie da się zmusić do życzliwości, ale da się do niej zachęcić - dodaje.
- A jak uczyć dobra dzieci? - pytam na koniec.
- Mam tylko banalne rady, żeby samemu doceniać dobro i je chwalić. Cieszyć się dobrym zachowaniem dzieci, a nie na przykład tylko dobrymi wynikami czy jednostkowymi sukcesami. Bo sukcesy wynikające ze współpracy i pomocy innym też są ważne - zauważa Kubicki.
Zakres kompetencji się zwiększa
Ja tymczasem kieruję swoje pytania o dobro do dr hab. Sylwii Jaskulskiej, pedagożki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Zaczynamy jednak od tego, że wiele mówi się dziś o kompetencjach i tym, jak ważne jest ich nabywanie. - Z definicji kompetencje to wiedza, umiejętności i postawa - wyjaśnia pedagożka. - W odniesieniu do edukacji dzieci i młodzieży czasem za bardzo skupiamy się na dwóch pierwszych elementach, nie doceniając trzeciego. A tymczasem postawa jest nie tylko niezwykle ważna, ale wręcz konieczna, żeby gromadzić wiedzę i umiejętności i z nich skutecznie i z satysfakcją korzystać - zauważa.
Przywołuje przykład kompetentnego mechanika samochodowego, który posiada wiedzę i umiejętności konieczne do skutecznego dokonania naprawy, ale też rozumie, na czym polega jego praca, ma motywację do jej wykonywania, interesuje się nowinkami ze swojej dziedziny, ma dobry kontakt z klientem. To wszystko tworzy właśnie określoną postawę.
Jaskulska: - Dlatego odpowiadając na pytanie "dlaczego warto być dobrym?", skupiłabym się na aspektach związanych właśnie z kompetencjami młodych ludzi. Działalność wolontariacka w szkole bywa naprawdę interesującą przygodą. Poznaje się ludzi, robi się z nimi niezwykłe rzeczy, doświadcza się sukcesu i uczy pracy zespołowej - wylicza.
I podsumowuje: - W ten sposób - tak jak u mechanika - kształtuje się zaangażowana postawa. Ona z kolei jest pomocna w podejmowaniu kolejnych aktywności i zakres kompetencji się zwiększa.
Sama ma ciekawe doświadczenie zawodowe ze studenckimi kołami naukowymi. - Osoby, które do nich trafiają, często już działają w harcerstwie, wolontariacko, były w trójkach klasowych w szkole - wylicza. - Charakteryzuje je zaangażowana postawa, gdziekolwiek się znajdą. Dlatego, według mnie, jednym z ważniejszych zadań szkoły jest budowanie takiej postawy, nie tylko przez wzbudzanie w uczniach i uczennicach zaciekawienia szkolnym materiałem, ale też poprzez tworzenie im warunków do angażowania się. Choćby w dobrze prowadzony szkolny wolontariat - dodaje.
Ja na swojej drodze zawodowej poznałam setki osób, które godzinami mogłyby opowiadać o tym, co dał im wolontariat, więc słowa Sylwii Jaskulskiej przyjmuję z uśmiechem.
I uśmiecham się coraz więcej, gdy widzę tego przykłady. Karolina Wysocka z Fundacji "Szkoła z Klasą" swoją opowieścią potwierdza słowa pedagożki: - Wolontariat to nie tylko pomaganie czy poświęcanie się dla innych, to też droga do rozwoju siebie i różnych kompetencji, które trudno rozwijać w szkole, a które są potrzebne w życiu.
I jako przykład pokazuje trzy licealistki z Bielska-Białej (Jagoda Boruta, Karolina Stasica i Wiktoria Fajfer), które z sukcesem opracowały lokalną mapę możliwości wolontariatu dla młodzieży szkolnej, czyli też osób nieletnich.
Aleksandra Duszczyk, licealistka z Mińska Mazowieckiego, opowiada mi o tym, jak od czterech lat działa na rzecz WOŚP. I regularnie podsyła mi informacje o akcjach na rzecz schronisk dla psów. - Lubię interakcje z ludźmi i to mnie wciągnęło w pomaganie - dodaje.
Inna licealistka Julia Pyzińska z Dębicy, przygodę z wolontariatem zaczęła w drugiej klasie podstawówki - najpierw w szkole, później w młodzieżowej radzie miasta, fundacjach. - Zawsze to powtarzam, ale największą radość dawał mi i wciąż daje uśmiech drugiego człowieka - mówi Julia. I dodaje: - Tolerancja, otwartość i empatia to główne wartości, których doświadczyłam od innych wolontariuszy, wolontariuszek i których nadal sama się uczę.
Pomagacze na haju
Jakimś cudem jeszcze nie jesteście przekonani, że warto? Wróćmy na koniec na bloga "Ekonomia Szczęścia". Czasem publikują tam inni autorzy niż Michoń. Szczególnie zainteresował mnie wpis "W euforii pomagania" Andrzeja Nowakowskiego.
Przytaczam ten wpis, bo chciałabym, żebyśmy zostali na koniec z czymś naprawdę optymistycznym i motywującym do czynienia dobra. Nowakowski pisze o badaniu przeprowadzonym przez Allana Luksa, który dowiódł, że "osoby bezinteresownie pomagające innym, w następstwie swoich altruistycznych działań, doświadczają uniesienia podobnego do znanego nieco szerzej 'runner's high', czyli euforycznego stanu, jakiego możemy doświadczyć na skutek turbodoładowania endorfin wydzielanych podczas długiego, ciężkiego wysiłku fizycznego". To nie koniec. "Wspaniałomyślne czyny w dłuższej perspektywie skutkowały obniżeniem poziomu stresu (wydzielana oksytocyna przeciwdziała szkodom wyrządzanym przez kortyzol), pogodą ducha i szeregiem innych pozytywnych zmian w ogólnym stanie zdrowia fizycznego i psychicznego".
Nowakowski, pisząc o pomaganiu, zgrabnie podsumowuje jego skutki, parafrazując popularne marketingowe hasło: "możesz uszczęśliwić dwie osoby w cenie jednej".
Czyli się opłaca!
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock