W przyszłym roku i w kolejnych latach, jeśli wydatki będą kontynuowane, pojawi się luka przekraczająca na pewno 20 miliardów złotych. Nie wiadomo, skąd te pieniądze wziąć, więc w takich przypadkach ręka swędzi, żeby pożyczyć - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 Włodzimierz Cimoszewicz, komentując "piątkę Kaczyńskiego". Były premier sugerował również nauczycielom, żeby przeprowadzili egzaminy. - To osłabi siłę presji na rząd, ale podniesie wartość moralną ich protestu i spotkają się z jeszcze silniejszym poparciem społecznym - dodał.
Pytany w "Faktach po Faktach" w TVN24 o strajk nauczycieli, Cimoszewicz odpowiedział, że "mają oni bardzo wiele racji". - Dlatego że jeżeli obserwuje się dynamikę dochodów zarówno w średnim społeczeństwie w sektorze publicznym, jak i w tym zawodzie, to widać, że ponownie dochodzimy do takiej sytuacji, kiedy nauczyciel zarabia mniej od wielu innych zawodów mających, jak się wydaje, społecznie mniejsze znaczenie - mówił.
Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych w styczniu rozpoczęły procedury sporu zbiorowego, w ramach których przeprowadziły referenda strajkowe. Oba związki domagają się podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli, wychowawców, innych pracowników pedagogicznych i pracowników niebędących nauczycielami o 1000 zł z wyrównaniem od 1 stycznia 2019 r.
Termin zapowiedzianego protestu zbiega się z zaplanowanymi na kwiecień egzaminami zewnętrznymi: 10, 11 i 12 kwietnia ma odbyć się egzamin gimnazjalny, 15, 16 i 17 kwietnia – egzamin ósmoklasisty, a 6 maja mają rozpocząć się matury.
W poniedziałek rozmowy strony rządowej z nauczycielskimi związkami zawodowymi zostały przerwane. Mają być wznowione 1 kwietnia.
Cimoszewicz: sugerowałbym nauczycielom, żeby egzaminy przeprowadzili
Cimoszewicz przyznał, iż "kontrargumenty nie są takiej natury, że nauczycielom nie należy się 1000 złotych, tylko że nie ma pieniędzy w budżecie". - Ale jak wiemy dokładnie w tym samym czasie dosyć lekką ręką i to bez liczenia na to, czy budżet stać, złożono obietnice sięgające czterdziestu kilku miliardów złotych, a to jest mniej więcej cztero-, pięciokrotnie więcej, niż wyniósłby koszt podwyżki dla nauczycieli - powiedział były premier.
- Ja bym sugerował nauczycielom, jeśli mi wolno, żeby jednak egzaminy przeprowadzili. To oczywiście osłabi siłę presji na rząd, ale podniesie wartość moralną ich protestu i spotkają się z jeszcze silniejszym poparciem społecznym - mówił.
- Rząd będzie myślał może nie tyle o samym zagrożeniu strajkiem nauczycielskim, co konsekwencjach społecznych i wyborczych. Jeśli nauczyciele wzmocnią sympatie i poparcie społeczne dla siebie i dla swoich żądań, to mogą na tym wygrać - ocenił.
"Ręka swędzi, żeby pożyczyć"
Pytany, czy Polskę stać dziś na "piątkę Kaczyńskiego", były premier powołał się na "wypowiedzi, opinie wybitnych ekonomistów". - Toczy się w internecie dyskusja w grupach, w których ci ekonomiści występują i oni stwierdzają, że jak by nie liczyć, to w przyszłym roku i w kolejnych latach, jeśli te wydatki będą kontynuowane, pojawi się luka przekraczająca na pewno 20 miliardów złotych. I nie wiadomo, skąd te pieniądze wziąć, więc oczywiście w takich przypadkach ręka swędzi, żeby pożyczyć - mówił Cimoszewicz.
Pytany zatem, dlaczego Grzegorz Schetyna wchodzi w tę licytację wyborczą i mówi, że Koalicja Europejska nie zabierze tego, co zostało przyznane przez PiS oraz dodaje do "piątki Kaczyńskiego" jeszcze 1000 złotych dla nauczycieli, odparł: - Opozycja została postawiona w takiej sytuacji, w której nie ma innego wyjścia. Musi w miarę możliwości wiarygodnie potwierdzić, że będzie szanowała te decyzje i będzie robiła wszystko, żeby to kontynuować.
Cimoszewicz przyznał jednak, że zapowiedzi kolejnych wydatków budżetowych "popychają nas ku sytuacji przypominającej to, co się wydarzyło w Grecji". - Ja jestem oczywiście za jak najbardziej odpowiedzialnym uprawieniem polityki, natomiast nie jestem za popełnianiem samobójstwa politycznego - podkreślił.
- Mam nadzieję, że nie wywołując obaw społecznych o to, czy te darowizny zostaną podtrzymane i będą kontynuowane, będzie można wprowadzić jakieś racjonalizacje, chociażby takie, żeby powiązać niektóre z tych datków czy tych dotacji państwowych (…) z wykonywaniem pracy - mówił. - Tak, żeby te subwencje państwowe nie stawały się jedynym źródłem dochodów, wystarczającym dla pewnych rodzin, bo to już jest wtedy sytuacja bardzo dziwna, jeżeli społeczeństwo ma w stu procentach utrzymywać pełne rodziny, gdzie są obydwoje rodzice - dodał.
"Jest rok wyborczy, wiadomo po co PiS to zrobił"
Pytany, czy to byłoby polityczne samobójstwo, gdyby Grzegorz Schetyna powiedział, że cokolwiek z tego, co obiecał PiS, zostanie zabrane, Cimoszewicz odpowiedział, że nie może tego z całą pewnością stwierdzić.
- Wydaje się, że ryzyko byłoby ogromne. Jest rok wyborczy, wiadomo, po co PiS to zrobił. Wiadomo, dlaczego trzynaste emerytury będą wypłacane w maju przed wyborami europejskimi, wiadomo dlaczego 500 plus będzie wypłacane w lecie przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi - wymieniał.
Zapytany, czy Polacy głosują portfelem, stwierdził, że część tak. Jednak wyraził nadzieję, że "nie wszyscy dadzą się skorumpować". - Skoro pieniądze są przyrzeczone, ludzie mogą powiedzieć "należy mi się", bo to wynika z ustaw, które pewnie będą jeszcze przyjmowane, to te pieniądze należy wziąć, natomiast nie czuć się zobowiązanym do politycznego poparcia kogoś, kto w sposób dosyć nieodpowiedzialny - z punktu widzenia dyscypliny finansów publicznych - postępuje - ocenił.
Cimoszewicz: jestem gotów do debaty z Kaczyńskim na temat Europy
Włodzimierz Cimoszewicz został również zapytany o możliwość debaty przedwyborczej z "jedynkami" list do Parlamentu Europejskiego: z europosłem Jackiem Saryusz-Wolskim z PiS i Robertem Biedroniem z partii Wiosna.
Koalicję Europejską, która wystawi wspólne listy w zaplanowanych na 26 maja wyborach do europarlamentu, tworzą: PO, PSL, SLD, Nowoczesna i Zieloni. Cimoszewicz startuje z miejsca pierwszego listy KE w Warszawie z rekomendacji Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
- Nie przewiduję żadnej debaty z kandydatami w tym okręgu wyborczym. Natomiast proszę bardzo: jeżeli jest taka gotowość, jeżeli jest wystarczająco wiele odwagi, gotów jestem zmierzyć się publicznie w takiej fundamentalnej dyskusji o Europie, a nie 'wara od naszych dzieci', z Jarosławem Kaczyńskim - zadeklarował Cimoszewicz. - On jest byłym premierem, ja jestem byłym premierem. Wierzę, że jest również niezłym znawcą w zakresie spraw międzynarodowych - dodał.
Na uwagę, że Kaczyński nie startuje w eurowyborach, były premier odparł, że lider PiS "decyduje o wszystkim, gdy chodzi o jego formację i jego kandydatów". - Jego kandydaci mają takie poglądy, jakie każe im pan Jarosław Kaczyński, w związku z tym po co rozmawiać z zamiennikiem, jeśli można rozmawiać z autorem - zaznaczył.
Autor: kb//kg/kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24