|

Nie umierają, ale chcieliby. "Mózgowa masakra"

Nie umierają, ale chcieliby. „Mózgowa masakra”
Nie umierają, ale chcieliby. „Mózgowa masakra”
Źródło: Shutterstock
"Mama rozpoznaje, że będę miała atak, bo sinieje mi połowa twarzy. Mam 14 lat. Nie mogę się uczyć". "Ja mam problemy z mową, drętwieje mi lewa połowa ciała. Myślałem, że to choroba niestabilnych emocjonalnie kobiet". "Ja nie mam aury. Więc nie wiem, kiedy się zacznie. Może ją wywołać zapach czekolady albo klarowanego masła". "Straciłam pracę na kierowniczym stanowisku. Nic nie planuję". "Straciłam cztery prace. Teraz myślę o małej kwiaciarni. Bukiety można układać w nocy". "Na mnie nie działają żadne proszki". "Uzależniłam się". "Uodporniłam się".Artykuł dostępny w subskrypcji

- Moja 14-letnia córka miała aż 260 ataków w roku, cierpi na klasterowe bóle głowy, jedne z najcięższych schorzeń migrenowych. Leczenie było w Polsce tak drogie, że wraz z mężem przenieśliśmy się do Walii, by ratować jej zdrowie. Tutaj lek, który jej pomaga, jest refundowany. Córka ma w szkole osobistą opiekunkę, jest pod opieką psychologa - opowiada Marita Pietrzak.

Czytaj także: