Mariusz Kamiński tłumaczy co miał na myśli i podtrzymuje swoje słowa, kiedy zaznaczał, że "tarcza antykorupcyjna" była tylko hasłem. - Hasłem, zgodnie z którym mieliśmy wypełniać nasze ustawowe obowiązki - zaznacza. O swoją prawdę będzie walczył. - Usiłuje się pozbawić mnie godności i wiarygodności. Nie dam się zastraszyć - podkreśla. Konsekwencji za zwołanie konferencji prasowej też się nie boi, bo - jak tłumaczy - nie jest już funkcjonariuszem CBA.
Były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego swoją konferencję zaczął od konstatacji, że od chwili gdy w połowie sierpnia przyszedł do premiera i przekazał informację na temat nadużyć polityków w pracach nad ustawą hazardową, "w jego życiu wiele się zmieniło". - Dziś jestem osobą podejrzaną, pozbawioną stanowiska pracy - wyliczał.
Jak ocenił, w ostatnich tygodniach próbuje się wmówić opinii publicznej, że "Mariusz Kamiński to kłamca". - Usiłuje się pozbawić mnie godności i wiarygodności. Dlatego zdecydowałem się zorganizować tę konferencję - tłumaczył.
"Do końca będę bronić prawdy"
- Nie jestem oszustem (...) Do końca będę bronić prawdy przed sądem - podkreślił. Pozbawienie wiarygodności Kamińskiego jest jego zdaniem ważne dla jego przeciwników w kontekście jego ewentualnych zeznań (a może i konfrontacji z premierem Donaldem Tuskiem) przed komisją śledczą, która zostanie powołana do zbadania "afery hazardowej".
- Decydując się na wypowiedzi publiczne nie nadużywam tego. To, że występuję przed opinią publiczną dzisiaj jest oznaką sprzeciwu wobec tego, (...) że dzień w dzień nazywa się mnie kłamcą. Przeprowadzana jest operacja. Bo przed komisją ma stanąć światek Kamiński - zaszczuty i w oczach opinii publicznej kompletnie niewiarygodny. Ta operacja nazywa się: Kamiński to oszust i kłamca - mówił.
"Nie jestem funkcjonariuszem"
Przed konferencją Kamińskiego CBA poinformowało, że nadal pozostaje on funkcjonariuszem biura, i dlatego nie może jej organizować. CBA nie sprecyzowało jednak jakie ewentualne konsekwencje wyciągnie wobec Kamińskiego. - Jeśli konferencja się odbędzie, zostanie przeanalizowane, czy doszło do naruszenia dyscypliny służbowej i wtedy zapadną decyzje - wyjaśniała wczesnym popołudniem Małgorzata Matuszak z biura prasowego CBA.
- Jest to sytuacja groteskowa - odpowiadał Kamiński na konferencji. - Z chwilą kiedy mnie zwolniono ze stanowiska szefa CBA przestałem być funkcjonariuszem Biura. Wiem, że paweł Wojtunik nie jest suwerenny w podejmowaniu decyzji wobec mojej osoby - podkreślił. W jego ocenie decyzje te zapadają w gabinecie Donalda Tuska.
"Małe, groteskowe triki, żeby zamknąć mi usta"
- Prawa nie złamałem. Gdybym był funkcjonariuszem, to bym je złamał. Nie jestem i jest mi z tego powodu bardzo przykro. Stosuje się małe, groteskowe triki żeby zamknąć mi usta - dodawał. Kamiński przyznał co prawda, że jeszcze nie wystawiono mu świadectwa pracy, ale ostrzegł, by Biuro nie wysyłało na jego konto pieniędzy z tytułu wynagrodzenia za pracę. - Te pieniądze nie mają prawa wpłynąć. Ja zakończyłem służbę 13 października tego roku. (...) Nie życzę sobie przesyłania mi na konto żadnych pieniędzy z CBA - powtarzał.
Najbliższe plany Kamińskiego to przygotowanie się do zeznań przed komisją śledczą, a w dalszej perspektywie także przed sądem. Mimo to cały czas wierzy, że kiedyś wróci na fotel szefa Biura. - Mam nadzieję, że kiedyś do tego dojdzie, że skończę to co rozpocząłem - mówił. Oprócz przygotowań do zeznań Kamiński - jak zapowiedział już w poniedziałek w rozmowie z tvn24.pl - zamierza odwołać się od decyzji ABW, która odebrała mu certyfikat dostępu do informacji niejawnych. - Nie ma dla mnie znaczenia, że ABW odbiera mi ten certyfikat, używając przy tym śmiesznej argumentacji, ale odwołam się dla zasady, bo ta decyzja jest decyzją bezprawną - oceniał.
Tarcza czy prewencja?
Były szef Biura tłumaczył też, co miał na myśli mówiąc w wywiadzie w TVN24, że nie istniał żaden rządowy dokument powołujący "tarczę antykorupcyjną". – W sposób oczywisty miałem na myśli, że nie ma aktu założycielskiego. (…) Hasło (tarczy - red.) rzeczywiście pojawia się w dokumentach urzędowych. Ale dokumentu rządowego, uchwały rady ministrów, ws. tarczy antykorupcyjnej nie ma – podkreślał.
Kamiński kilka razy powtórzył też podczas konferencji, że "tarcza była tylko hasłem". – Naszym zadaniem jest bycie tarczą i mieczem Polski w walce z korupcją. Mogliśmy używać słowa "prewencja antykorupcyjna", używaliśmy „tarcza” – podkreślał.
Stocznia - prywatyzacja jedna z wielu
Odniósł się też do sprawy objęcia ową tarczą prywatyzacji stoczni. - Potwierdzam, że na przełomie roku 2008/9 otrzymałem pismo zawierające listę 230 przetargów, w których rząd zwraca się do służb o objęcie kontrolą kontrwywiadowczą i działaniami antykorupcyjnymi. Równie dobrze szef MSWiA mógł wysłać komendantowi stołecznej policji listę warszawskich banków z poleceniem podjęcia starań, by na nie nie napadnięto. Taka była skuteczność tego dokumentu – ironizował.
Były szef CBA podkreślił, że choć grupa jego analityków jest znakomita, to jest bardzo wąska, bo liczy około 20 osób. - Jak można, mając tak szczupłe siły, potraktować takie zadanie bez zastosowania preferencji? Nie mogę rozproszyć sił na wszystkie przetargi. Muszę wiedzieć, czy rząd gdzieś widzi zagrożenie, wtedy rzucam siły - wyjaśnił.
"Za bardzo zaufałem premierowi"
Jak dodał, rząd ani razu w trakcie organizacji przetargu na stocznie nie zwrócił się do niego z zapytaniem dotyczącym tej konkretnej prywatyzacji. - Wydało mi się, że ten przetarg jest najmniej zagrożony, bo był pod kontrolą premiera, ministra skarbu, w asyście Unii Europejskiej. Tu nie powinno dziać się nic złego. Podjąłem złą decyzję, za bardzo zaufałem tym instytucjom – przyznał.
A według Kamińskiego, nieprawidłowości były ogromne. - Przetarg był ustawiony, zorganizowany z naruszeniem zasady nie dyskryminowania żadnego podmiotu. Zniechęcano i wywierano presję na polskie podmioty by nie brały w nim udziału. Był ustawiony nie pod inwestora katarskiego, tylko dla firmy zarejestrowanej w raju podatkowym na Antylach Holenderskich. O tej firmie nie wiedziano nic - podkreślił.
Tajemniczy pośrednik zamieszany w handel bronią
Zdaniem Kamińskiego to nie przypadek, bo na Antylach nie można sprawdzić, kto jest właścicielem firmy, tylko kto ją reprezentuje. - Jak wiemy, jedynym realnym reprezentantem był pan El-Assir, handlarz bronią poszukiwany listem gończym, człowiek zlecający zabójstwa - powiedział.
Kamiński jest przekonany, że rząd w drugiej połowie maja wiedział, że nie ma żadnego inwestora katarskiego. - W trakcie przetargu dochodzi do skandalicznych rzeczy. Wysocy urzędnicy państwowi telefonicznie przekazują El-Assirowi, jak licytują konkurenci. Celem El-Assira tak naprawdę było wyegzekwowanie należności od firmy Bumar. Robił wszystko, żeby te - podkreślam: rzekome - należności odzyskać - mówił.
"Obserwujcie, co dalej z wadium"
Były szef CBA uważa, że minister skarbu Aleksander Grad nie zachowywał się prawidłowo ani w trakcie przetargu, ani po ujawnieniu przez CBA nieprawidłowości. - Co robi minister Grad w trakcie przetargu? Przyznaje, że zlecił przygotowanie opinii czy jest możliwe jego unieważnienie. Konsekwencją tego byłoby zwrócenie wadium El-Assirowi - przypomniał i dodał: - Grad w pierwszej opinii po ujawnieniu afery powiedział, że jest zwolennikiem ugody z El-Assirem. Nie zrobił tego, bo przyznał, że boi się reakcji CBA. Czy tak zachowuje się poważny urzędnik, minister? Proszę uważnie obserwować co dalej będzie się działo z wadium i z El-Assirem - zaapelował do dziennikarzy.
Orliki pod lupą
Ale podczas konferencji prasowej Mariusz Kamiński nie tylko mówił o walce o swoją prawdę i o aferze stoczniowej. Wyliczył też inne działania podjęte przez CBA w ramach "tarczy antykorupcyjnej". Jednym z nich, jak mówił, było prześwietlenie projektu Orlików – szkolnych boisk. – Moi analitycy zauważyli, że projekt jest tak skonstruowany, że w toku realizacji grozi mu kompromitacja. Zawierał przepisy preferujące określone firmy. Przedstawiliśmy nasze rekomendacje rządowi i zostało to zmienione. To był wielki sukces, dlatego miałem się czym chwalić w Senacie (to w sprawozdaniu z jego wystąpienia przed Senatem znalazł się fragment o tarczy antykorupcyjnej, red.) - podkreślił.
"Największy sukces mnie ominął"
Współpraca z premierem załamała się, kiedy pojawiła się "afera hazardowa". – Gdy się w sierpniu spotkałem z premierem, byłem przekonany, że razem podejmiemy skuteczne działania, by być tarczą i mieczem antykorupcyjnym. Na podstawie informacji, które premier uzyskał na temat swojego bezpośredniego otoczenia rządowego i partyjnego mógł podjąć bardzo skuteczne działania nie ujawniając naszej roli – uważa Kamiński.
Tak się jednak, według byłego szefa CBA, nie stało. - 55 dni po tym jak premier dostał informację jak zachowuje się najbliższe zaplecze premiera, dochodzi do dymisji osób bezpośrednio w to zaangażowanych – czyli Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego. Ci ludzie zostali zdymisjonowani tylko dzięki państwu - skompromitowali się, bo nie umieli odpowiedzieć na wasze pytania. To jest wasz sukces, nie mój, choć mój może trochę gorzki - zaznaczył Kamiński.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24