Trzydziestoletnia kobieta z Tczewa trafiła do szpitala z 60. ranami kłutymi i szarpanymi. Sprawcą był jej konkubent, który poranił ją na oczach ich pięcioletniego synka. - Do sytuacji nie doszłoby, gdyby prokurator dopilnował swoich obowiązków i zareagował na moje sygnały - mówi TVN24 kobieta. Prokuratura nie ma sobie nic do zarzucenia.
Nie można zaprzeczyć, że pani Marzena miała dużo szczęścia - mogła nie przeżyć brutalnego pobicia. W nocy do domu wszedł jej konkubent, Piotr W. i rzucił się na nią z nożem. Świadkiem zdarzenia był pięcioletni synek ofiary i napastnika.
- Usiadł na mnie i zaczął mnie dusić - opowiada pani Marzena. - Walczyłam z nim, ale nagle nie wiadomo skąd, w jego rękach znalazły się noże - dodaje.
Prokurator chciał dowodów
Zdaniem pani Marzeny i jej rodziny, że do tragedii by nie doszło, gdyby miejscowy prokurator dopilnował swoich obowiązków i zareagował na ich alarmy. Ofiara wielokrotnie zawiadamiała prokuratora o groźbach jej konkubenta, znęcaniu się. Prokurator nie zainterweniował, domagał się dowodów.
- Zeznania tych osób nie dawały przesłanek do jednoznacznego stwierdzenia, że mamy do czynienia z przestępstwem - mówi TVN24 prokurator Mirosław Szymański.
W ciągłym strachu
Kobieta powoli dochodzi do siebie. Jednak cała jej rodzina żyje w strachu, bo Piotr W. wciąż jest na wolności. - Ciągle się boję, wydaje mi się, że go widzę - przyznaje pani Marzena. - Nikt się nami nie zainteresuje - żali się.
Mężczyzna jest poszukiwany przez policję. Jeśli zostanie złapany, można będzie mu postawić zarzuty usiłowania zabójstwa i znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. Wcześniej był już karany za gwałt i rozbój.
Źródło: TVN24, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24