To, co w przypadku Bronisława Komorowskiego polityczni zwolennicy nazywają dojrzałością i umiarkowaniem jest dla jego przeciwników "straconą szansą" i "pilnowaniem żyrandola". Ale to właśnie brak skłonności do szarżowania i podejmowania ryzykownych decyzji wyniósł Komorowskiego na urząd prezydenta i szczyty sondaży zaufania. W tych wyborach nie ma rywala, który mógłby mu realnie zagrozić.
Brak skłonności do wchodzenia w polityczne konflikty, spokój, "ojcowski styl sprawowania urzędu". Z drugiej strony niezdecydowanie, zachowawczość i polityczne kalkulowanie obliczone na to, by nie angażować się w sprawy budzące zbyt duże kontrowersje. Przy okazji kolejnych "małych rocznic" prezydentury Bronisława Komorowskiego to właśnie tego rodzaju zdania dało się słyszeć najczęściej z politycznej sceny.
Mało kto kwestionował jednak, że to właśnie brak skłonności do politycznej szarży i umiejętność unikania otwartych konfliktów wyniósł Komorowskiego na wysoką pozycję w partii a później na najwyższe urzędy w kraju. Takiego pozytywistycznego podejścia do życia uczył się jednak dość długo, w młodości różnie bywało.
Hrabia idzie w konspirę
Kiedy Bronisław Maria Karol hrabia Komorowski z Komorowa herbu Korczak miał 18 lat, nosił sprane dżinsy, koszulę w kratę, grube oprawki i skórzaną kurtkę po ojcu. Działał w harcerstwie i nie chwalił się swoim pochodzeniem. Szlacheckie korzenie i ziemiańska przeszłość rodu władającego przez 200 lat Żywiecczyzną nie pomagały mu w życiu w komunistycznej rzeczywistości. Koledzy Komorowskiego z tamtych lat wspominają, że młodość uczyła go zasady: "aby coś dostać, trzeba się bić".
Współpracę z podziemiem zaczął w drugiej połowie lat 70-tych po powrocie z Austrii, gdzie razem z Anną – wtedy jeszcze narzeczoną - przez rok sprzątali i gotowali w pensjonacie by zarobić na mieszkanie. Nawiązał kontakt z KOR-em i współpracę z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela.
Konrad z Dziadów
11 listopada 1979 roku razem z kolegami z ROPCiO Komorowski idzie pod Grób Nieznanego Żołnierza żeby złożyć kwiaty z okazji Święta Niepodległości. Wygłaszają tam nawet krótkie przemówienie. Niedługo potem sędzia Andrzej Kryże (w czasie rządów PiS wiceminister sprawiedliwości) skazuje Komorowskiego na miesiąc więzienia. Ma fart, dostaje najniższy wyrok z całej grupy. Sędzia tłumaczy, że mówił najkrócej i jest najmłodszy.
SB zna już nazwisko Komorowskiego. 12 grudnia 1981 zostaje internowany. 21 stycznia 1982 roku na parterze obozu internowani wystawiają III część "Dziadów”. Przyszły prezydent gra Konrada. Duchem jest Tadeusz Mazowiecki, a Tomaszem Stefan Niesiołowski.
Szczebel po szczeblu
Nawiązane w opozycji znajomości przynoszą pierwsze owoce. Bronisław dostaje propozycję szefowania gabinetowi Aleksandra Halla, ministra ds. współpracy z organizacjami politycznymi i stowarzyszeniami w pierwszym niekomunistycznym rządzie Tadeusza Mazowieckiego.
Komorowski był ponoć na początku przeciwnikiem Okrągłego Stołu. Zmienił zdanie kiedy zobaczył, że Stół przyniósł korzyści, czyli wybory 4 czerwca. Później jeszcze wiele razy usłyszy od swoich przeciwników, że poglądy i opinie - podobnie jak partyjne krzesła i obozy - zmieniał w zależności od tego, jak zawiał wiatr.
Komorowski przyłącza się do centrowej Unii Demokratycznej, założonej przez Tadeusza Mazowieckiego. To dzięki pierwszemu premierowi odkrył ponoć w sobie słabość do zajmowania się sprawami wojska. Sprawowanie funkcji wiceministra obrony narodowej ds. wychowawczo-społecznych rozpoczął właśnie w jego rządzie i pełnił ją w dwóch kolejnych gabinetach: Jana Krzysztofa Bieleckiego i Hanny Suchockiej.
Po wyborach parlamentarnych w 1993 roku znalazł się w Unii Wolności. Został sekretarzem generalnym partii. Polityczna przygoda Komorowskiego z Unią skończyła się definitywnie trzy lata później, kiedy razem m.in. z Arturem Balazsem, Aleksandrem Hallem i Janem Rokitą zaczął budować Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe.
SKL, w którym Komorowski łączył funkcje sekretarza generalnego i wiceszefa partii, weszło od razu do Akcji Wyborczej Solidarność. W wyborach Komorowski po raz kolejny - tym razem z list AWS - trafia do Sejmu.
Zostaje szefem Komisji Obrony Narodowej, a w 2000 roku w końcu szefem MON. W rządzie Jerzego Buzka spotyka wtedy między innymi Lecha Kaczyńskiego, ówczesnego szefa resortu sprawiedliwości. Po sejmowych korytarzach zaczyna krążyć w tamtym czasie dowcip, który świetnie charakteryzować ma Komorowskiego: "Dobrze, że nikt nie wypowiada Polsce wojny, bo zanim zebrałby się rząd, minister Komorowski podpisałby już kapitulację".
Szczyt dzięki brakowi charyzmy?
W kolejnych wyborach AWS ponosi spektakularną klęskę, która wypycha ją poza parlament. Ale porażka omija samego Komorowskiego, który kilka miesięcy wcześniej razem z częścią działaczy SKL nawiązuje współpracę z Platformą Obywatelską.
Zgodnie z umową trafia na jej wyborcze listy. Krótko po inauguracji Sejmu IV kadencji występuje z SKL i formalnie wiąże się z Platformą. W niej nawet przez chwilę nie jest już działaczem drugiego szeregu. Jeszcze w 2001 roku wchodzi do zarządu krajowego partii, a pięć lat później zostaje jej wiceszefem.
Część politologów tłumaczy, że rosnącą siłę Komorowskiego w partii wytłumaczyć można paradoksalnie właśnie brakiem charyzmy i przewidywalnością. Polityków "wiecowych" i "charyzmatycznych" partia miała bowiem wielu a ludzi działających metodą małych kroków i bez burzenia tłumów nie.
Największy sprawdzian politycznych zdolności Komorowskiego przyszedł w kwietniu 2010 razem z katastrofą smoleńską. Urzędujący wówczas marszałek Sejmu przejął wówczas obowiązki głowy państwa i stał się naturalnym kandydatem swojej partii w prezydenckich wyborach. Wygrał je przekonująco - kandydat PO uzyskał w II turze 53,01 proc. głosów, a jego rywal prezes PiS Jarosław Kaczyński 46,99 proc.
Miesiąc później - 6 sierpnia 2010 r. - złożył przed Zgromadzeniem Narodowym przysięgę prezydencką a w orędziu zapowiedział, że rozpoczyna "służbę pełną zadań i wyzwań". Czy im sprostał?
Zaufanie kontra żyrandol
Według polityków rządzącej koalicji tak, bo przez ten czas właściwie ani razu nie dał się sprowokować swoim politycznym przeciwnikom i nie ma za sobą zbyt wielu spektakularnych wpadek. Ale dla opozycji to za mało. Przy okazji kolejnych rocznic prezydentury Komorowskiego temat jej "żyrandolowego charakteru" wracał w wypowiedział posłów PiS jak bumerang.
- To bardzo przeciętna, mierna prezydentura, prezydentura niewykorzystanych szans - mówił kilka przy okazji czterolecia sprawowania urzędu przez Komorowskiego, ówczesny poseł PiS Mariusz Antoni Kamiński. A prezes partii niedługo później dodawał, że wskazanie Ewy Kopacz jako kandydatki na szefa rządu pokazało "całkowicie marginalną rolę prezydenta". - Tak marginalną, że nawet chyba sprzeczną z konstytucją - dodawał Jarosław Kaczyński. I jeszcze: - Widać gołym okiem, że on jest żaden, że prezydent Komorowski po prostu nic nie znaczy.
Ale opinie opozycji o prezydenturze Komorowskiego nie przeszkadzają mu w uzyskiwaniu świetnych sondażowych wyników. Według CBOS-u od wielu miesięcy pozostaje liderem zaufania wśród wszystkich polityków - w styczniu dobił do 78 procent.
Sam Komorowski mówi, że to między innymi takie sondaże wpływają na lęk jego największych politycznych rywali i szukanie mu przeciwników "zastępczych". - Jedni mają zastąpić prezesa, drudzy mają utorować drogę do wyborów parlamentarnych, trzeci mają przypomnieć o istnieniu jakiejś formacji. To normalne w demokracji, ale idzie za tym pewna groźba. Wyborcy powinni wiedzieć, że wybory prezydenta to jakieś ukoronowanie. To kwestia szacunku do państwa polskiego - podkreśla urzędujący prezydent.
Autor: ŁOs / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wojciech Olkuśnik/KPRP