Czy sprawcy błędów lekarskich powinni odpowiadać za nie osobiście? Zdaniem szefa Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere", Adama Sandauera, płacić powinien - zgodnie z prawem - szpital lub ubezpieczyciel, ale "przez lata nauczono się zamiatać te sprawy pod dywan". Z tą opinią nie zgodził się wiceprezes Okręgowej Izby Lekarskiej, Ryszard Golański. - Lekarz prawie zawsze odpowiada za własny błąd - dowodził.
Pomyłka lekarza, chociaż popełniona nieumyślnie, może spowodować trwały uszczerbek na zdrowiu pacjenta. Problem ten nieustannie powraca w debacie publicznej. Zwłaszcza, gdy ujawniane są przypadki lekkomyślności, niedbalstwa lub niewiedzy medyka. Czy lekarz powinien osobiście i swoim majątkiem odpowiadać za spowodowanie zagrożenia dla zdrowia pacjenta? Obecnie odpowiedzialność spada na szpital.
Jak podaje Wikipedia, najnowsze badania wskazują, że 18 proc. polskiego społeczeństwa, w ocenie swych najbliższych, ucierpiało w efekcie błędów lekarskich.
Sandauer: Błędy zamiata się pod dywan
W programie "Tak czy nie?", Adam Sandauer stwierdził, że odpowiedzialność finansowa lekarza to skomplikowany problem, bo gdy dojdzie do błędu, to pojedynczy lekarz nie jest w stanie samodzielnie odpowiadać finansowo za to, co się stało. Szef Stowarzyszenia Pacjentów przypomniał, że jeżeli lekarz pracuje w szpitalu, to za jego błąd odpowiada zakład pracy. - Natomiast, jeśli zdarzy się to w prywatnym gabinecie, to powinien być ubezpieczony i wówczas to on odpowiada osobiście, ale odpowiedzialność finansową przejmuje za niego ubezpieczyciel - powiedział Sandauer.
Jak jednak podkreślił, "przez lata nauczono się zamiatać błędy lekarskie pod dywan". - Oddala się pozew i często poszkodowanego pacjenta obarcza się pokryciem kosztów sądowych - zauważył. Tymczasem - argumentował - osoba poszkodowana potrzebuje pieniędzy na przeżycie i leczenie.
Sandauer stwierdził, że obecnie obserwuje się "jakąś plagę, straszną ilość wypadków i nieszczęść przy leczeniu". Dodał też, że w Polsce - w przeciwieństwie do wielu krajów europejskich - brakuje ubezpieczeń od złych skutków leczenia.
Golański: Lekarz prawie zawsze odpowiada za błąd
Tymczasem, Ryszard Golański, wiceprezes Okręgowej Izby Lekarskiej przekonywał, że "w praktyce lekarz prawie zawsze odpowiada za własny błąd i to przed kilkoma osobami". - Lekarze mają kilka rodzajów odpowiedzialności. Przede wszystkim odpowiedzialność zawodową – przed Rzecznikiem Odpowiedzialności Zawodowej i przed Sądem Lekarskim. Golański podkreślił, że odpowiedzialność cywilna, związana z roszczeniami, jest tylko jedną z konsekwencji, jakie ponosi lekarz, który popełnił błąd w sztuce medycznej.
Golański przypomniał, że ostatnia nowelizacja kodeksu cywilnego zwiększyła odpowiedzialność lekarzy. - Rośnie liczba spraw, w których sąd orzeka odszkodowania dla pacjenta, tak mówi statystyka - zauważył. Nie chciał jednak ujawnić, ile jest spraw wygranych. Zasłaniał się tajemnicą. Zdradził, że np. w Łódzkiej Izbie Lekarskiej odszkodowania zasądzono w kilkudziesięciu sprawach.
Golański dodał też, że Okręgowa Izba Lekarska popularyzuje wśród lekarzy ubezpieczanie się na kwotę 200 tys. zł.
Błąd lekarski spowodował paraliż dziecka
W ostatnich latach polską opinią publiczną wstrząsnęła informacja o tragicznych skutkach błędu lekarskiego, który spowodował paraliż dziecka. W marcu 2002 roku 4-letni wówczas Piotr Soszka był operowany w związku z nieprawidłowym umiejscowieniem pęcherza moczowego. Po operacji chłopca przewieziono na oddział intensywnej terapii. Miał założony cewnik do znieczulenia zewnątrzoponowego, którym do kręgosłupa podaje się środki uśmierzające ból.
W wyniku pomyłki personelu do cewnika podłączono niewłaściwą kroplówkę i do kręgosłupa chłopca wtłoczono ok. 1,5 litra płynu. Dziecko zostało sparaliżowane od odcinka piersiowego w dół.
Lekarka, która zajmowała się wówczas chłopcem, za spowodowanie nieodwracalnego kalectwa została skazana na półtora roku więzienia w zawieszeniu. Sąd uznał jednak, że dalej może pracować w szpitalu. Pielęgniarka, która podłączyła kroplówkę także dostała półtora roku w zawieszeniu oraz dwuletni zakaz wykonywania zawodu.
Rodzice przez cztery lata walczyli o odszkodowanie. Wreszcie sąd przyznał sparaliżowanemu dziecku 700 tys. zł zadośćuczynienia, 130 tys. zł odszkodowania i ponad 3 tys. zł comiesięcznej renty. CZYTAJ WIĘCEJ
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24