Te śmigłowce nie wleciały tylko do Polski, wleciały w przestrzeń NATO - mówił w programie "Tak jest" o incydencie z udziałem białoruskich śmigłowców w rejonie Białowieży generał Mirosław Różański. - Jeżeli policja odbiera telefon od obywatela, który mówi, że nad jego domem przeleciał śmigłowiec, i policja nie reaguje, jeżeli ten obywatel dzwoni jeszcze do Straży Granicznej, mówi to samo, i nadal nie ma reakcji, no to nawet przysłanie dywizji wojska niczego nie zmieni - komentował działania władz w tej sprawie generał Bogusław Pacek.
We wtorek doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez dwa śmigłowce białoruskie - poinformowało Ministerstwo Obrony Narodowej. Szef resortu Mariusz Błaszczak polecił zwiększyć liczbę żołnierzy na granicy i wydzielić dodatkowe siły i środki, w tym śmigłowce bojowe.
CZYTAJ WIĘCEJ: Białoruskie śmigłowce w rejonie Białowieży. Komunikat MON
Generał Różański: wlot tych śmigłowców nie był przypadkowy
Sprawę komentował w programie "Tak jest" w TVN24 generał Mirosław Różański, były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych, prezes Fundacji Bezpieczeństwa i Rozwoju Stratpoints, doradca Polski 2050.
- W mojej ocenie wlot tych śmigłowców nie był przypadkowy. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że te śmigłowce - myślę, że jednak na polecenie Rosji - nie wleciały tylko do Polski, wleciały w przestrzeń NATO - zwrócił uwagę.
- To jest taka sytuacja, w której sami sobie wystawiamy świadectwo jako kraj, który - muszę to powiedzieć - najprawdopodobniej jest jednym ze słabych ogniw w ścianie wschodniej flanki NATO - kontynuował.
Ocenił też, że wśród osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa "powinna odbyć się dyskusja" na temat tej sytuacji.
Generał Różański mówił także o odpowiedzialności politycznej ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka. - Gdyby pan minister Błaszczak miał choć odrobinę honoru, nie czekalibyśmy nawet kolejnych 24 godzin, a dymisja powinna być złożona na ręce premiera, prezydenta - powiedział.
Generał Pacek: to jest kolejny błąd i dziwi
Sytuację komentował też na antenie TVN24 generał Bogusław Pacek, dyrektor think tanku Instytut Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego. Zwrócił uwagę, że jest to kolejne tego typu zdarzenie, nawiązując m.in. do incydentu z rosyjską rakietą, która spadła na terytorium Polski. - Niestety, to jest kolejny błąd i dziwi, tym bardziej że strona polska, dowództwo operacyjne wiedziało o tym (manewrach białoruskiej armii przy granicy z Polską - red.). Białorusini nawet poinformowali wprost, że to będą trzy śmigłowce, które będą latały w strefie przygranicznej. W związku z powyższym nie da się tego inaczej ocenić jak błąd w sztuce - powiedział.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Skoro mieszkańcy widzieli te śmigłowce, to naprawdę nie wierzę, że żołnierze ich nie zauważyli"
Jak dodał, to, że wrogich maszyn nie wykrywają radary, "nie oznacza, że nie należy zachować czujności". Wskazał, że siły zbrojne mają także środki obrony przeciwlotniczej, obrony powietrznej krótkiego zasięgu, pozwalające prowadzić rozpoznanie na niższych pułapach.
"Reakcja wobec Białorusi powinna być szybsza"
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę władze polskie reprezentowane tam w terenie przez policję, przez Straż Graniczną, przez wojsko wiedziały o tym zdarzeniu, bo ludzie natychmiast po przelocie (białoruskich śmigłowców - red.) dzwonili na policję, dzwonili do Straży Granicznej - zauważył gen. Pacek. Jak dodał, "gdyby wojsko wiedziało o tym, to powinno natychmiast zrobić to, co zrobiło po ośmiu czy dziesięciu godzinach, czyli natychmiast poinformować szefa resortu obrony narodowej oraz społeczeństwo, żeby nie siać paniki".
W ocenie generała "reakcja wobec Białorusi powinna być szybsza". - To mogło być zastraszanie, ale mogło to być też testowanie reakcji na tego typu przeloty - powiedział.
Zaznaczył, że "dzisiaj nie możemy tego incydentu traktować w kategoriach pokojowych". - Gdyby to się odbyło kilka lat wcześniej, zanim rozpoczęła się ta wojna, to zapewne inaczej byśmy do tego podchodzili. Dzisiaj każdy incydent na granicy musi być traktowany poważnie, bo tak naprawdę nikt nie wie, jakie są plany Rosji, Białorusi co do Polski, co do krajów NATO w zakresie chociażby wywoływania poważniejszych awantur na granicy - stwierdził wojskowy.
Gen. Pacek: poprawa reagowania na takie incydenty powinna nastąpić radykalnie i szybko
Według gen. Packa "trudno winić samo kierownictwo resortu obrony". Jego zdaniem "błąd tkwi w działaniach tych, którzy odpowiadają za realizację zadań w strefie przygranicznej".
- Była wiadomość o tym, że będą prowadzone jakieś ćwiczenia blisko naszej granicy. Mamy też informacje o tym, że tam na Białorusi przebywa Grupa Wagnera. Mamy prezesa rządzącej partii, który mówi o niebezpieczeństwie zza tamtej właśnie granicy. No i mamy jednocześnie faktycznie wtargnięcie na nasze terytorium śmigłowców białoruskich - wymieniał generał. Podkreślił, że skoro mamy do czynienia z tak dużym zagrożeniem na wschodzie kraju - co wielokrotnie podkreślali przedstawiciele MON i MSW - to "trzeba odpowiednio działać".
- To nie pierwszy taki błąd, więc tym bardziej poprawa (reagowania na takie incydenty - red.) powinna nastąpić radykalnie i szybko - przekonywał. Dodał, że chodzi między innymi o takie kroki, jakie podjął szef MON Mariusz Błaszczak w odpowiedzi na incydent w Białowieży. Minister polecił m.in. zwiększyć liczbę żołnierzy na granicy i wydzielić dodatkowe siły i środki, w tym śmigłowce bojowe.
Zdaniem generała jednak "dzisiaj najważniejsze jest to, żeby ci, którzy tam są (w strefie przygranicznej - red.), reagowali właściwie". - Bo jeżeli policja odbiera telefon od obywatela, który mówi, że nad jego domem przeleciał śmigłowiec, i (policja) nie reaguje, a wręcz bagatelizuje to - tak wynika z relacji tego obywatela - jeżeli ten obywatel dzwoni jeszcze do Straży Granicznej, mówi to samo i nadal nie ma reakcji, no to nawet przysłanie dywizji wojska niczego nie zmieni - stwierdził gen. Pacek.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Eliza Kowalczyk