Prezes Narodowego Banku Polskiego osobiście odniósł się do sprawy ujawnionych taśm. W wywiadzie dla RMF FM stwierdził, że jego rozmowa z szefem MSW Bartłomiejem Sienkiewiczem to nie był żaden "polityczny deal" tylko "rozmowa dwóch ludzi, którzy są zatroskani różnymi przejawami życia w Polsce". Wcześniej NBP wydał oświadczenie, w którym określił opublikowane przez "Wprost" nagrania jako "fragmenty wyrwane z kontekstu".
W sobotę wieczorem "Wprost" upublicznił nagranie, na którym słychać, jak szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz rozmawia z prezesem Narodowego Banku Polskiego Markiem Belką i byłym ministrem Sławomirem Cytryckim o hipotetycznym wsparciu przez NBP budżetu państwa kilka miesięcy przed wyborami, które może wygrać PiS. Belka w zamian za wsparcie stawia warunek dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz nowelizacji ustawy o banku centralnym. Tygodnik twierdzi, że do rozmowy doszło w lipcu 2013 roku. W listopadzie Rostowski został zdymisjonowany; pod koniec maja 2014 roku do Rady Ministrów wpłynął projekt założeń nowelizacji ustawy o NBP. Zdaniem NBP, tygodnik "Wprost" opublikował fragmenty "wyrwane z kontekstu".
"Paskudna sprawa, prawda"
- Przecież ta rozmowa miała trwać dwie godziny, a mnie przeczytanie tekstu z "Wprost" zabrało minut dwadzieścia, to wiadomo, że to są tylko fragmenty - stwierdza Belka. - Natomiast, oczywiście, że nie ma mowy o jakimś dealu, kontrakcie. Była to rozmowa, jak sądzę, dwóch ludzi, którzy są zatroskani różnymi przejawami życia w Polsce i tyle. Myślę, że ci którzy odczytali ... paskudna sprawa, prawda - to chyba nie zrozumieli - dodał.
Nie wypiera się użytych sformułowań
Prezes Narodowego Banku Polskiego nie wypiera się sformułowań użytych w czasie nagranej rozmowy. Podkreśla jedna, że kontekst był szerszy. - Myśmy przede wszystkim rozmawiali o sytuacjach, jak mówię, szczególnych, które występują rzadko, w Polsce są bardzo mało prawdopodobne, ale do których kraj musi być przygotowany - stwierdza w wywiadzie dla RMF FM. Dodaje, że działania, które budzą dziś emocje, były stosowane przez NBP w latach 2008-2009. - Myśmy wspierali rynek papierów wartościowych, żeby nie dopuścić do załamania się tego rynku i styczności z kryzysem światowym. Po prostu pełna ignorancja. Ludzie nie wiedzą w gruncie rzeczy jakie są mechanizmy działania w warunkach właśnie szczególnych - powiedział Belka w RMF FM.
"Jest nerwowo"
Belka odpiera zarzuty, że w trakcie rozmowy stawiał jakiekolwiek warunki. - Przede wszystkim ta rozmowa o kwestiach nadzwyczajnych wynikła trochę przypadkowo dlatego, że podstawową przyczyną odbycia tej rozmowy była chęć poinformowania ministra spraw wewnętrznych przeze mnie o planie modernizacji bankomatów, wreszcie o przetargu na monety w drobnych nominałach. Potem po prostu mieliśmy więcej czasu i rozmawialiśmy o różnych kwestiach - stwierdza. Dodaje, że "jest nerwowo"w kontekście jego możliwej dymisji.
Marek Belka przyznał, że wulgarny język, jakim rozmawiali z ministrem Sienkiewiczem był nie na miejscu. Tłumaczył, że w dwugodzinnej rozmowie dwóch mężczyzn mogą paść czasem wulgarne słowa i " nie uważa się na każde słowo, czasami wymsknie się coś za dużo".
Premier Donald Tusk w poniedziałek o godz. 15 odniesie się do sprawy upublicznionych nagrań. Od godz. 14.00 na antenie TVN24 będzie trwał program specjalny w sprawie afery taśmowej.
Autor: kło//rzw / Źródło: RMF FM